Trio PLUM ze Stargardu Szczecińskiego wydało właśnie swoją drugą płytę zatytułowaną "Nothing Personal". Bezkompromisowa gitarowa muzyka zawarta na tym wydawnictwie stawia zespół w grupie najciekawszych gitarowych zespołów w Polsce. Klasę potwierdzają również świetne koncerty - dosć wspomnieć, że w mijającym roku Plum zagrał w trzech stolicach - Warszawie, Pradze i Berlinie. PLUM jest kolejnym obok Kristen czy Something Like Elvis zespołem, w którym trzon stanowią bracia - tu Marcin i Rafał Piekoszewscy. O nowej płycie i wizytach w studio rozmawiam z Marcinem ( bas, wokal).
Jak fakt, że jesteście braćmi wpływa na waszą muzykę, komponowanie?
Fakt, że jesteśmy braćmi jest o tyle wygodny, że jeśli nie zgadzamy się w jakimś temacie możemy swobodnie pozwolić sobie na kłótnie (oczywiście konstruktywną, bo obydwoje chcemy dobrze dla sprawy) a następnego dnia wszystko wraca do normy, ponieważ okazuje się, że dalej jesteśmy braćmi.
Ale wiąże się to np. z tym, że wstajecie rano i łapiecie razem za gitary, że kawałki nie powstają wyłącznie na próbach?
Z tym jest różnie, kiedyś rzeczywiście większość rzeczy powstawało w domu, teraz raczej wymyślamy kawałki na próbach każdy z osobna albo wspólnie.
Jesteście świeżo po ukazaniu się płyty "Nothing Personal", która została zarejestrowana podczas tej samej sesji co poprzedzająca ją epka Unrest. Skąd pomysł na podzielenie tego materiału? Jaki był tego powód- róznice stylistyczne, przedział chronologiczny tych utworów?
Po prostu, materiał trwał siedemdziesiąt parę minut, wiec trzeba było go podzielić, bo nikt by nie zniósł tak długiej płyty, a fakt że nagraliśmy też troszkę starsze piosenki, które były rozwinięciem "out of confusion" dał tam pretekst żeby wydać je jako ep'ke.
Właśnie - płyty. Zarówno Epka "Unrest" jak i płyta "Nothing Personal" pokazują inne oblicze PLUM niż na debiutanckim "Out Of Confusion" - bardziej przypominają one pierwszy niepełnowymiarowy "Express...6". Czy plum wraca do bardziej ostrego, noise'owego oblicza?
Wydaje mi się, że Plum zawsze grał tak samo. "Out of confusion", było lekkim rozmiękczeniem - to fakt, przejściowy eksperyment, ta płyta wyszłaby ostrzej, gdyby nie mankamenty studia, w którym nagrywaliśmy. Na koncertach graliśmy zawsze z taka samą energią.
Czy tym samym koncerty są najważniejszym sposobem przedstawienia muzyki plum słuchaczowi?
Dla mnie osobiście jest to najważniejsza sprawa, ponieważ sprawia mi to najwięcej przyjemności i jest to nadal najlepsza forma komunikacji międzyludzkiej, oczywiście płyty też są dla mnie ważne, i robimy co możemy żeby były jak najlepsze. Jak na razie zauważam, że plum jest bardziej zespołem koncertowym niż studyjnym.
Jeśli już mówimy o studio, parę dni przed ukazaniem się "Nothing Personal" nagraliście już najświeższy materiał - opowiedz coś o tym.
No cóż, po nagraniu "Nothing personal" mieliśmy trochę czasu, żeby zrobić nowy materiał, wiec postawiliśmy go nagrać żeby nie stracił na świeżości, a tak się złożyło że bracia Kapsa z Szubina z ex-something like elvis założyli studio, które nam bardzo odpowiadało. Wiec postawiliśmy to nagrać no i wyszło bardzo dobrze. Sądzę, że to nasze najlepsze studyjne nagranie.
Wróćmy jeszce do sesji "Nothing Personal", wydaje się że była ona szczególna ze względu na nietuzinkowe studio jak również ze względu na fakt, że Zbyszek(dr) nie uczestniczył w nagraniu...
Tak, studio jest bardzo fajne, analogowy sprzęt, zero digital, wszystko vintage'owe, stare mikrofony, stary mikser, oczywiście wszystko dobrej jakości, śpiewałem nawet do mikrofonu, do którego śpiewała Madonna, nagrywając płytę "ray of light"... a mikrofony, na których nagrywana była perkusja, brały udział w nagrywaniu płyty Beatles "sgr pepper". Poza tym w studio panowała miła atmosfera. Wojcek Czern jest bardzo sympatycznym człowiekiem i był bardzo pomocny przy nagrywaniu płyty
Niestety, "Nothing personal" byliśmy zmuszeni nagrywać w dwójkę, ja z moim bratem Rafałem, ponieważ Zbyszek miał problemy i nie mógł jechać. Więc nagrałem perkusje, bass vocal i niektóre gitary, a Rafał zajął się całą resztą, czyli gitarą. Mimo tego ze Zbyszek nie brał udziału w nagrywaniu jestem zadowolony z tej płyty, było dużo dobrej zabawy, no i wyzwanie czy uda nam się we dwójkę to zrobić.
Właściwie wszyscy członkowie plum działają w wielu innych projektach muzycznych, opowiedz trochę o nich.
Gramy w innych zespołach- ja gram tuż po plum, w jedym z moich najważniejszych czyli w WOODY ALIEN(bass&drums&voc). Nagraliśmy już materiał i szukamy odpowiedniego wydawcy, gram też z BRUCE LEE, kolejne duo - git i dr, jest to mixtura jazowo-popowo-impro-avant..ufffff. Jest też trio HOUDINI, noisowo-blusowe, które na dzień dzisiejszy słabo funkcjonuje, no i biorę udział w poznańsko-szczecińskiej supergrupie ANTYZABAWKA, które jest chyba najbardziej rockowe z wszystkich tych zespołów. Dla uściślenia -Zbyszek gra w Woddy Alienie, a Rafał w Houdinim.
Przez jakiś czas grałeś również w zespole Kristen. Jak wspominasz ten czas i dlaczego ta współpraca zakończyła się?
Teraz z perspektywy czasu dobrze wspominam okres grania z Kristen. Wszystko zaczęło się, kiedy całkiem przypadkiem przy nagrywaniu "Stiff Upper Worlds" wspólnie wpadliśmy na pomysł nagrania dwóch perkusji w jednym numerze, wyszło całkiem dobrze, no i zaczęliśmy się umawiać na próby, grać, robić nowe kawałki. Oprócz perkusji zacząłem grać na gitarze, wszystko szło całkiem sprawnie, więc postanowiliśmy nagrać płytę. Akurat wszystko się dobrze złożyło, bo Plum miał przerwę w graniu koncertów wiec mogłem spokojnie poświecić czas dla Kristen. Nagraliśmy płytę "Please send me a card", zagraliśmy jeszcze trochę koncertów. W pewnym momencie zmęczyłem się tym wszystkim, dojazdami do Szczecina, tym bardziej, że z Plum robiliśmy już nowy materiał, postanowiłem zakończyć przygodę z Kristen. W sumie zamierzony wspólny plan wykonaliśmy - czyli nagraliśmy wspólnie płytę, z której wszyscy jesteśmy zadowoleni.
Chciałbym jeszcze zapytać o wpływy w Waszej muzyce bo słychać w niej zarówno stare klimaty kultowej, noise'owej wytwórni amphetamine reptile jak i jakieś awangardowo jazzowe inspiracje.
Jeśli chodzi o inspiracje to ostatnio stwierdziłem, że tak naprawdę to ja sam jest inspiracją dla samego siebie - oczywiście muzyczną-, że na dobrą sprawę to ciągle rozwijam swój pierwszy akord, który zagrałem dobre parę lat temu, że każda nowa piosenka zrobiona, staje się inspiracją do zrobienia kolejnej, także jestem samowystarczalny. Inspiruje mnie wszystko, co robię, jak się zachowuję, to, co robię poza muzyka, co czytam i czego słucham, ale wszystkie te rzeczy sprowadzam do jednego worka, którym jestem sam, i grając worek pęka i widzę te wszystkie inspiracje jak się rozlewają, po czym dalej żyję i proces zaczyna się od nowa.
(foto: natalia szulc)
[Marcin Lokś]