polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Michał Biela Michał Biela

Michał Biela
Michał Biela

Długo zbierał się Michał Biela do nagrania solowego materiału, ale gdy już mu się to udało, powstała dobra epka uchwytująca sedno solowej twórczości gitarzysty Kristen – delikatnie romantyczna, nieodłącznie melancholijna, nieco mglista, nieostra. Materiał, zasadniczo skomponowany w oparciu o głos i jedną gitarę, w wersjach studyjnych wzbogacony został o bardziej rozbudowane gitarowe dialogi i chórki dziewcząt z Enchanted Hunters oraz wiolonczelę Karoliny Rec. Zatem Biela i Królewny, można byłoby rzec, ale nie do końca, bo słychać, że panie dostały dużą swobodę w koloryzowaniu piosenek. Przede wszystkim wzbogacają one faktury i nie tyle są obecne, co raczej się pojawiają, co wprowadza przyjemną różnorodność, tym bardziej ciekawą w przypadku tak krótkiego materiału. Nie ma wątpliwości, że na pierwszym planie pozostaje Biela, moim zdaniem w paru miejscach jego wokal mógłby być w miksie mniej wysunięty na pierwszy plan. Choć piosenki są eteryczne, to Biela realistycznie podchodzi do swoich wokalnych atutów i ograniczeń. Generalnie nadaje to utworom sympatycznej bezpretensjonalności, choć zdarzają się momenty zbyt mdłe, jak „Oh Little Darling” - jednak wolę, gdy Biela brzmi jak facet po trzydziestce, tak jak chwilę później w zamykającym epkę „Bomb”, czy moim ulubionym na niej „Flood Water”. Ten ostatni utwór zresztą pokazuje też pewne pokrewieństwo między piosenkami Bieli i Davida Grubbsa – choć na powierzchni różnią się one znacznie, to łączy je oparcie song-writingu nie o tzw. folk, tylko minimalistyczną interakcję głosu i koniecznie elektrycznej gitary. Epka jest bardzo fajnym podsumowaniem kilkuletniej aktywności solowej Bieli, naznaczanej dotychczas tylko koncertami i mam nadzieję, że okaże się impulsem do popchnięcia tego projektu dalej.

[Piotr Lewandowski]