Po dwóch doskonałych płytach kwintetu Mary Halvorson poszerzyła go do septetu, dołączając dwa instrumenty dęte – saksofon tenorowy (Ingrid Laubrock) i puzon (Jacob Garchik). Ogólna koncepcja brzmieniowa pozostaje niezmienna, gitara Halvorson jest jedynym instrumentem elektrycznym, świetnie wkomponowanym w akustyczne tak by soniczną paletę wzbogacić, czasem zabrudzić ale bez zagłuszania akustycznych, przeciwnie podkreślając ich finezje. Nieustannie jest to muzyka operująca jazzowym językiem i takowym instrumentarium, ale super eklektyczna i bardzo pojemna estetycznie. Łącząca kompozycję z dekonstrukcją, co staje się zresztą kluczowym wyznacznikiem twórczości Halvorson. Zakładam, że czytelnikowi PopUp nie trzeba powtarzać tych sztampowych już formułek o „spotkaniu tradycji z nowoczesnością”, „łączeniu jazzu z elementami muzyki popularnej i kameralnej”, itp. itd. Jeszcze kilka lat temu była to w pewnym sensie nowość, teraz jest to raczej modus operandi najciekawszego współczesnego jazzu, który może nie jest rewolucyjny, ale na pewno nie jest reakcyjny. Na dodatek pozwala on w praktyce na bardzo różnorodne wcielanie go w życie. Halvorson ma w tym już wyraźny styl, a zarazem, pracując z różnorodnymi składami może go ukazywać z różnych stron. Tak, to też jest symptomatyczne dla początku drugiej dekady XXI wieku.
Kwintet, czy teraz septet, wydaje mi się polem najbardziej zaawansowanych koncepcji kompozycyjnych. Kolejne płyty projektu przynoszą stopniowe przesuwanie akcentów z kontrastów i przebojowości (Saturn Sings) przez brzmieniowy i formalny ciężar (Bending Bridges) po kompozycyjne i narracyjne wysublimowanie Illusionary Sea – płyta wymaga chyba jeszcze większej uwagi niż poprzednie. Skłania do niej jednak nie tylko forma, ale także kapitalna realizacja nagrania – brzmienie jest nieinwazyjne, pełne najdrobniejszych szczegółów instrumentów, a równocześnie bardzo zespołowe. Album nie przynosi rewolucji, ale świadectwo konsekwentnego rozwoju Halvorson, przede wszystkim jako liderki i kompozytorki.
[Piotr Lewandowski]