Cave był początkowo projektem kilku ludzi z Chicago wcześniej grających w Warhammer 48k. W 2007 wydali znakomity krążek pt. Hunt Like Devilz/Jamz zbierający na winylu dwie EPki. Najzabawniejszym faktem związanym z tym nagraniem było to, że wszystkie kawałki oparto na tym samym rytmie/riffie, co zbliżało zespół bardziej do dokonań Psychic Paramout niż Oneidy. To wielka zaleta - im dalej (stylistycznie i geograficznie) od Brooklynu, tym lepiej.
Sześć lat później Cave to już poważny zespół z Missouri, wydający ładnie opakowane płyty sumptem Drag City i grający kraut na czysto - prawie bez przesterów (z wyłączeniem pierwszego kawałka) i z dodatkiem dęciaków. Największym ekscesem brzmieniowym na Threace jest wah-wah na gitarze. Recenzent Tiny Mix Tapes w bardzo entuzjastycznej ocenie zwraca uwagę na czystość brzmienia i pokrewieństwo tegoż do klasycznego soulu - faktycznie, album brzmi bardziej jak dokonania NOMO lub Antibalas, ale zamiast wskrzeszać afrobeat i bawić się polirytmią, Cave przez dużą część płyty szukają nieskończonego groove'u. Daleko mi do ekscytacji wspomnianego recenzenta, ale muszę przyznać, że Threace to rzecz udana, spóźniona o dobrych kilka lat i zachowawcza, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby tego typu granie trafiło na fale radiowe.
[Marek J Sawicki]