Umiar nigdy nie był cechą Fucked Up. Gdy po kilkudziesięciu singlach wydali pierwszy album, liczył on ponad 70 minut. Gdy nagrywali drugi i po raz pierwszy naprawdę poświęcili się pracy w studio, liczba linii gitarowych w niektórych kawałkach znacznie przekroczyła zdrowy rozsądek. Gdy otrzymali kanadyjską nagrodę Juno, za honorarium nagrali kower Do They Know It's Christmas? z kilkunastoma gośćmi i wydali go jako benefitowy split. A cykl corocznych epek „A Year of…” okazał się sposobem na nagrywanie kilkunastominutowych, epickich kompozycji.
Po „The Chemistry of Common Life”, płycie błyskotliwie adaptującej hard-core’ową estetykę i etos do czasów wszechobecnego post-, ich kolejny krok chyba wręcz musiał polegać na fundamentalnym zaburzeniu konwencji. I tak więc „David Comes to Life” jest niemal 80-minutowym koncept albumem, swoistą rock operą osnutą wokół historii robotnika Davida Eliade (przewijającego się w piosenkach grupy od dawna), który angażuje się w sprawę miłosną i terrorystyczną z dramatycznym finałem. Na dodatek historia ta opowiedziana jest z dwóch perspektyw. Słuchając płyty można jednak odnieść wrażenie, że ten pomysł narracyjny – nazwijcie go ambitnym, albo pretensjonalnym – jest przewrotnym sposobem przemycenia na płytę najbardziej popowych i przebojowych rzeczy w dorobku grupy, choć oczywiście ciągle zanurzonych w głębokim, ostrym gitarowym sosie i wykrzyczanych z chrypą, jakiej od czasów młodości Henry’ego Rollinsa nie miał chyba na tym poziomie rozpoznawalności nikt. W Fucked Up gra trzech gitarzystów, jeden nawet sięga tutaj po akustyczną, w niektórych utworach perkusista dogrywa czwartą. Rewelacyjnie rozplanowane i wypełnione spektrum, w którym wrażenie rezonującej ściany dźwięku towarzyszy selektywnej obecności poszczególnych instrumentów, sprawia, że nawet najbardziej popowe konstrukcje nabierają drugiego dna. Wśród 17 piosenek właściwie nie ma mielizn i dłużyzn, Fucked Up odpalają potężny ładunek hard-rock’n’rollowej frajdy na początku i tylko dorzucają kolejne. Zgodzę się, wszystkiego jest tutaj za dużo, ale nikt nie gwarantował, że Fucked Up znają umiar. Wręcz przeciwnie.
[Piotr Lewandowski]