Promocyjna epka The Mars Volta zawiera jedynie cztery utwory: Eriatarka, Cicatriz Esp, Televators i Take the Veil Cerpin Taxt. Trwają one jednak aż czterdzieści pięć minut. "Live at the Electric Ballroom London" pokazuje naprawdę przekonujący obraz tego, jak bardzo charyzmatycznym zespołem jest Mars Volta. Nic z emocji uwiecznionych na wspaniałym "De-Loused in the Comatorium" nie ginie podczas ich scenicznych występów, wręcz przeciwnie - ulegają one kondensacji i wzmocnieniu. Pierwsze skrzypce gra oczywiście pełen desperacji wokalista Cedric Bixler Zavala, którego koncertowa ekspresja oscyluje na pograniczu szamańskiego transu. Jasne, że zdarza mu się nie wyciągnąć dźwięku, albo zgubić oddech, ale przecież nie o absolutną perfekcję wykonawczą chodzi w graniu na żywo. Z nawiązką rekompensuje on to swoim niezrównanym zaangażowaniem w śpiewane teksty i wyrzucane z siebie emocje.
Szczególne wyrazy szacunku należą się zespołowi za delikatny i liryczny Televators, którego krucha nastrojowość została zachowana i przekazana w samym środku szalonego szoł. Pozostałe trzy utwory skupiają jak w soczewce to, co stanowi o unikalności tej kapeli - połamane konstrukcje, gitarowe labirynty, basowo-perkusyjne eskapady w krainy zupełnej nieoczywistości. Gitarzysta i autor muzyki Omar Rodriguez także z wielką pasją wykorzystuje możliwości oferowane przez formułę grania na żywo. Fakt, że każdy z utworów trwa dłużej od wersji studyjnych zawdzięczamy głównie jego improwizacjom i eksperymentom. Mars Volta zaczęło swoją drogę ku sukcesowi od trasy koncertowej, która zwróciła na nich uwagę muzycznego świata. Według mnie nie ma chyba lepszej metody promocji zespołu niż koncertowanie do upadłego i zjednywanie sobie fanów tak ciężką pracą. "Live at the Electric Ballroom London" pozwala nam wyrobić sobie pojęcie na temat scenicznych misteriów odprawianych przez zespół i bezwzględnie wzmaga moje postanowienie przydybać ich gdzieś w tym roku na jakimś koncercie. I trzeba mieć nadzieję, że starczy mi energii, by nadążyć za ich porywającymi kompozycjami.
[Piotr Lewandowski]