Trzecia płyta norweskiej formacji The Core potwierdza niesamowity talent i wielką już klasę tego młodego jazzowego składu, jednak czyni to raczej na zasadzie kontrapunktu do dotychczasowych dokonań grupy, niż ich bezpośredniej kontynuacji. The Core ukazali się do tej pory jako zespół bardzo dynamiczny, wspaniale odwołujący się do tradycji lat sześćdziesiątych, a uzyskujący faktycznie nową jakość. Osadzenie muzyki na potężnej sekcji rytmicznej, o wręcz rockowej proweniencji, miało równie kapitalne znaczenie jak swoboda improwizacyjna i kompletność brzmienia. „Indian Core” natomiast prezentuje norweski kwartet rozszerzony do septetu z trzema muzykami hinduskimi, grającymi na tabli, sitarze i flecie. Choć mamy do czynienia z albumem koncertowym, prezentuje on materiał stworzony specjalnie dla tego właśnie składu i ku uciesze słuchacza – zarejestrowany na żywo, a nie w studio. Tym samym pozwala cieszyć się namiastką uczestnictwa w kreacji, meandrach i dążeniu do pełni tej bardzo cierpliwej, acz nie pozbawionej spięć, muzyki.
Delikatniejsze brzmienie, odmienna maniera i przede wszystkim kompletnie inne myślenie o improwizacji i kompozycji w wydaniu Hindusów sprawiają, że energia akustycznego kwartetu nie znajduje tutaj ujścia w jedynie li w ekstatycznych solach czy spięciach sekcji rytmicznej, lecz okiełznana jest na rzecz formy niespiesznej, rozwijającej się z uwagą i w równym stopniu skupionej na nastroju, co melodycznych i rytmicznych pomysłach. Z sześciu utworów cztery autorstwa są Norwegów, dwie zaś sitarzysty i choć w pierwszej części koncertu można je względnie łatwo rozróżnić, to jednak równie łatwo zauważyć, jak w miarę przebiegu koncertu grupa konsoliduje się i coraz to lepszą komunikacją odnajduje walory swojej muzyki. Już na „Blue Sky” The Core zabłysnęli olbrzymim talentem narracyjnym, widocznym zwłaszcza w siedemnastominutowym Illiman Dance, tutaj jednak cierpliwość w rozwijaniu utworów jest aspektem pierwszoplanowym i w niej właśnie, a także w doskonałym współbrzmieniu septetu, tkwi główna siła tego koncertu. A że nie chodzi tutaj o brzmieniowe ekscesy ani formalne zabiegi, lecz o improwizację owocującą naprawdę pięknymi kompozycjami, „Indian Core” jest czystą przyjemnością w odbiorze, w równym stopniu urzekającym całościowym obrazem tej muzyki, jak i dialogiem w niej ukrytym.
[Piotr Lewandowski]