polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Moster! Inner Earth

Moster!
Inner Earth

W dyskografii norweskiego saksofonisty Kjetila Møstera największy udział mają nagrania z grupami Zanussi 5 i The Core (tu chyba mało znana ciekawostka: jedna z płyt tej drugiej formacji – zatytułowana Golonka Love – to materiał koncertowy z występów po Polsce z udziałem DJ Lenara), zaś dla jego autorskiego zespołu Møster! to dopiero album numer dwa, tym razem nagrany z gościnnym udziałem gitarzysty Hansa Magnusa Ryana. Zmiany personalne (debiut też był udziałem kwartetu, ale z klawiszami) zaowocowały płytą o brzmieniu tak potężnym, że w katalogu Hubro trudno szukać podobnej, ale nie tylko mocarnym soundem przyciągającą uwagę.

Inner Earth słucha się dobrze, bo efektywnie powiodło się kwartetowi znalezienie wspólnego mianownika pomiędzy (z grubsza rzecz definiując) noise- i progrockowym a freejazzowym pierwiastkiem, pomiędzy poszukiwaniem przestrzeni i światła a surowym, intensywnym żywiołem. Zespół wychodzi z tego obronną ręką, w swoich poszukiwaniach nie popada w banał, nie sili się na atakującą przebojowość, zostawiając słuchacza z poczuciem pewnej niejednoznaczności, a przy tym z wrażeniem udziału w czymś niejednorodnym, sugestywnym i przekonującym. Nie ma tu chaotycznego ataku od pierwszej minuty, jest za to dość przemyślany koncept, jaki nie odbiera czystej satysfakcji ze spotkania z tą muzyką. Pierwsza połowa płyty to czteroczęściowa epopeja, płynnie przechodząca w swoje kolejne rozdziały, eksponująca stylistyczny trzon kwartetu, ale jeszcze o dość stonowanym obliczu, dopiero nabierająca prędkości i nie zwiastująca w pełni tego, co wydarzy się później. Zgrzytliwe, abstrakcyjne otwarcie nabiera najpierw nieco łagodniejszych form (z dość lirycznym saksofonem i przestrzennymi, delikatnymi plamami gitary) aż do gęstniejącej gitarowo-perkusyjnej magmy w finale. Swoista stonowana, kontrolowana ekstatyczność, z jaką mamy tu do czynienia, stanowi ciekawy kontrast dla drugiej połowy, rozpoczętej dość ruchliwym, ale niezbyt głośnym wstępem, przerwanym potem jazzrockową nawałnicą, z gitarowym popisem Ryana w środku i spazmatycznym rozdarciem saksofonu na tle niemal metalowej sekcji. Wspomniany balans pomiędzy masywnością i gęstością brzmienia a poszukiwaniem światła i łagodniejszych odcieni, wreszcie spora wyobraźnia zaowocowały dobrym, równym i z pomysłem zrealizowanym albumem. Porządnie rozrastający się katalog Hubro Records zaskakuje co i raz i nie inaczej jest tym razem. Konkret.

[Marcin Marchwiński]

recenzje The Core w popupmusic