polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
The Core wywiad z członkami zespołu

The Core
wywiad z członkami zespołu

Norweska grupa The Core to być może jeden z największych dynamitów na jazzowej scenie Europy. Espen Aalberg (perkusja), Kjetil Moster (saksofon tenorowy i sopranowy), Erlend Slettevoll (fortepian) i Steinar Raknes (bas) łączą z fantastycznym wyczuciem jazzowe tradycje lat sześćdziesiątych, zwłaszcza tak energetycznych muzyków jak John Coltrane czy Pharoah Sanders, z potężną rockową bądź funkową rytmiką, uzyskując w ten sposób jazz ekscytujący, dynamiczny i barwny. Co więcej, ich najnowszy projekt The Indian Core, zrealizowany z trzema hinduskimi muzykami, ukazuje inne oblicze i myślenie o muzyce, którego jednak wspólnym mianownikiem pozostaje wzajemna wrażliwość grających ze sobą muzyków i improwizacyjna swoboda. Zapraszamy do lektury wywiadu z zespołem, z gatunku tych, dzięki którym jazz się nigdy nie zestarzeje.

Pierwszy raz zawitaliście do Polski mając już na koncie dwie płyty, na których widać wyraźnie, że wasza muzyka rozwija się i dojrzewa, a ostatni projekt, czyli Indian Core , to rzecz namacalnie odmienna. Już chyba odeszliście dość daleko od muzyki, grywanej kiedyś w konserwatorium?

[Steinar] Wiesz, gramy razem już sześć lat, a choć co prawda spotkaliśmy się w konserwatorium -zespoł powstał wtedy dzięki Espenowi - to ważniejsze od początku były koncerty. Szczególnym wydarzeniem był Molde International Jazz Festival, gdzie trafiliśmy w roku 2002 zupełnie nieznani, po zagraniu dosłownie kilku koncertów. W Molde graliśmy dwie noce z rzędu na uboczu głównego festiwalu. Tamte koncerty, eksplodujące i wspaniale przyjęte, otworzyły nam wiele drzwi, ponieważ do Molde przyjeżdża większość osób zajmujących się jazzem oraz organizacją koncertów w Norwegii. A potem się już jakoś potoczyło.

Wasz drugi album "Blue Sky" świetnie pokazuje ewolucję waszej muzyki - generalnie jej struktura i koncepcja pozostają podobne, ale realizowane są z większym namysłem i rozmachem. Teraz już nie tyle staracie się wycisnąć z akustycznego jazzu maksimum energii, jak na "Vision", co nie tracąc nic na energetyczności, więcej osiągacie w warstwie brzmieniowej.

[Espen] Kluczowe znaczenie miało zaproszenie do studia gitarzysty, co nadało naszej muzyce bardziej elektrycznego wyrazu.

[Kjetil] Pierwsza płyta była realizacją bardzo podstawowego, niemal pierwotnego podejścia do jazzu. Wstawiliśmy sprzęt nagraniowy do klubu, gdzie co prawda nie było publiczności, to jednak odniesienia do grania koncertowego były bezpośrednie. I w ciągu trzech dni staraliśmy się maksymalnie wydmuchać z siebie naszą muzykę. Druga płyta nie jest już tak surowa, pracowaliśmy w profesjonalnym studio, a produkcja miała większe znaczenie, co pozwoliło także na nagranie gitar.

Odeszliście zatem od tradycji umieszczania na płycie jednego z podejść do danego utworu, nagrywanych w studio na setkę, na rzecz bardziej rockowej metody. Czy takie fanaberie jak multiplikowanie ścieżek też wchodzą w grę?

[Espen] Skąd, żadnego powielania ścieżek. Choć faktycznie, o ile na pierwszej płycie chcieliśmy uchwycić atmosferę grania na żywo, to na teraz zamiarem było jednak stworzenie czegoś nieco odmiennego niż brzmienie live.

[Erlend] Sytuacja w studio była dla nas czymś zupełnie nowym także z tego powodu, że nigdy wcześniej nie graliśmy z gitarzystą, praktycznie nie odbywaliśmy też z nim prób. Dopiero studio dało okazję do zmierzenia się z tym wyzwaniem. Z drugiej strony, wydaje mi się, że byliśmy znacznie bardziej skupieni i określeni nagrywając drugi album.

Czy w jazzie możliwe jest w ogóle rejestrowanie muzyki "studyjnie", bez odwoływania się do jej koncertowego wymiaru? Czy może studio zawsze będzie ledwie namiastką "prawdziwej", żywej muzyki?

[Kjetil] Żeby poczuć z płyty słuchanej na domowym stereo energię podobną do scenicznej, w studio konieczne byłoby włożenie w nagrywanie niewyobrażalnie więcej energii niż normalnie robi się to na scenie. Nagrywając muzykę w studio pozbawia się ją energii wytwarzającej się między publicznością a muzykami, a rejestrując instrumenty oddzielnie - również tej wynikającej ze wspólnego grania. Jest to niemal nie do przeskoczenia. Poza tym, w studio granie z takim zapałem jak na scenie jest trudne, nie przychodzi tak naturalnie, jak w klubie wobec grona odbiorców i ich entuzjazmu. Nie sposób grać z identycznym uczuciem i ja przynajmniej muszę się bardzo starać, żeby choć zbliżyć się do scenicznej ekspresji.

Wasza trasa po Polsce jest chyba waszą pierwszą po Europie, nie licząc oczywiście Skandynawii. Za to graliście już w Stanach i w Indiach. Jak zapamiętaliście te doświadczenia?

[Kjetil] Podstawowa różnica dotyczyła liczby osób, dla których graliśmy. W Indiach zdarzało się grać dla 1500 osób, w Stanach z reguły dla dwudziestu, raz przyszły aż cztery, a rekord frekwencji padł w Waszyngtonie, gdzie publiki było aż pięćdziesiąt osób. [śmiech]

[Steinar] Okazuje się, że publiczność jazzowa jest w różnych krajach przeciętnie w innym wieku. W Norwegii na przykład na nasze koncerty przychodzą głównie ludzie młodzi, w Indiach natomiast było odwrotnie.

[Espen] Co więcej, tam na jazzowe koncerty wybiera się publiczność z wyższej klasy średniej albo wręcz establishment, taki typ ludzi, który w Norwegii chadza do filharmonii, bo należy. Już to wystarcza, żeby grało się zupełnie inaczej.

[Steinar] Dokładnie, choć i tam zdarzało się nam trafić do małego klubu pełnego młodych osób bawiących się muzyką. Wtedy było bardzo podobnie, jak na żywiołowych koncertach w Polsce.

Norweska scena jazzowa zdumiewa prężnością i różnorodnością - i muzyków, i wytwórni. Abstrahując od klasyków jak Garbarek, czy uznanych twórców klasy Molvaera i Wesselfofta, w młodszym pokoleniu mamy improwizatorów w wytwórni Smalltown Superjazz, wariatów z Shining, chwytliwe Jaga Jazzist, nawet rockowe Motropsycho trąci jazzem. I oczywiście wy. Sporo tego.

[Kjetil] Faktycznie i wszyscy na tej scenie się znają, spotykają w różnych składach, ale każdy stara się robić coś własnego. My również udzielamy się w innych formacjach, choć co prawda mniej znanych w Norwegii niż The Core.

[Espen] Norweska scena ma właśnie to do siebie, że nie praktycznie nie spotkasz na niej mainstreamu.

[Steinar] Ważny wpływ ma tutaj także edukacja muzyczna. W konserwatorium, do którego chodziliśmy, nie było dominującego nauczanego stylu, znalazło się miejsce dla wszystkich odmian jazzu. A wykształcenie własnego języka muzycznego było ważniejsze od zdobywania dobrych ocen.

[Kjetil] Moim zdaniem fundamenty dla takiego podejścia położył Jan Garbarek, już wtedy, gdy kształtował się kojarzony z nim nordycki jazz. Co prawda nie brzmimy specjalnie w tej manierze, ale jego znaczenie jest nie do przecenienia. W przeciwieństwie do Danii i Szwecji, gdzie od zawsze grali najwięksi amerykańscy jazzmani, bardzo silnie wpływający na lokalną tradycję jazzową w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, w Norwegii artyści dużo eksperymentowali poszukując własnego stylu. Właśnie to nastawienie okazało się tak ważne, inspirując kolejne pokolenia muzyków jazzowych w Norwegii.

To ciekawe, że poszukujące nastawienie doprowadziło skandynawski jazz od plam Garbarka do potężnej, wręcz rockowej dynamiki, jaką obecnie słychać choćby u Esbjorn'a Svennson'a czy oczywiście u was, gdzie postcoltrane'owska maniera spotyka się z potężnym groovem.

[Espen] W norweskim jazzie zawsze jednak duże znaczenie miała sekcja rytmiczna, przywiązywano do niej wagę, co na pewno wywarło wpływ na naszą muzykę. Podobnie jak nieco od nas starsi Paal Nillsen-Love i Ingebrigt Haker Flaten.

[Steinar] Garbarek tworzył muzykę płynącą, poskładaną z różnych obrazów, plastyczną. Kolejne pokolenia stopniowo zwracały się więc w bardziej energetyczną, funkującą stronę, w poszukiwaniu inspiracji i własnego stylu.

[Kjetil] Moim zdaniem dla dynamiki norweskiej sceny ma też znaczenie przeplatanie się wielu inicjatyw i zespołów. Mniej więcej od dekady dzieje się bardzo dużo w obszarze od muzyki mniej lub bardziej improwizowanej po komponowaną, co pozwala muzykom sprawdzać się w różnych składach i konwencjach. Ta nieustanna interakcja ułatwia poszczególnym formacjom poszukiwanie własnego wyrazu.

Na tym tle tym ciekawsza jest wasza najnowsza płyta zatytułowana The Indian Core i nagrana w septecie z trzema muzykami hinduskimi, grającymi na tabli, sitarze i flecie. W jaki sposób doszło do tej niecodziennej współpracy?

[Espen] Norwegia prowadzi program promocji kultury w Indiach, więc gdy doszliśmy do wniosku, że interesuje nas muzyczne spotkanie z tamtą kulturą, złożyliśmy wniosek o grant w tym celu. Przekonaliśmy urzędników, że warto nas wesprzeć i otrzymaliśmy finansowanie na współpracę hinduskimi muzykami. W listopadzie 2005 pojechaliśmy do Indii, gdzie poznaliśmy muzyków, których słyszysz na płycie. Zagraliśmy z nimi siedem koncertów w Indiach, Pakistanie i Bangladeszu. Wtedy graliśmy jedynie utwory The Core. Współpraca układała się dobrze, ale jednak brakowało materiału, który naprawdę pasowałby tej formacji, nazwanej The Indian Core.

Album jest najbardziej stonowanym i łagodnym ze wszystkich, które nagraliście. Dwie kompozycje skomponował jeden z Hindusów, ale pozostałe cztery są waszego autorstwa. Czyli ten materiał w pełni powstał na potrzeby wspólnego grania?

[Espen] Dokładnie, są to wszystko nowe utwory. Staraliśmy się stworzyć kompozycje umożliwiające grupie zabrzmienie tak dobre i pełne, jak to tylko możliwe. równocześnie chcieliśmy stworzyć wspólną przestrzeń do improwizacji. A że muzyka z Indii jest z reguły bardziej spokojna niż nasza własna.

Co uznalibyście za najważniejszą naukę zdobytą dzięki Indian Core?

[Espen] Muzyka hinduska buduje improwizacje w sposób bardzo cierpliwy, rozłożony w czasie. Gros muzyki artystów naszego septetu to improwizacja, jednak z nastrojami w miejsce melodii. Wydaje mi się, że wszyscy nauczyliśmy się lepiej wykorzystywać czas w naszej muzyce, jak być cierpliwym w improwizacji. Mamy tendencję, by naprawdę skupiać się na kulminacji improwizacji, natomiast w Indiach generalnie rozwój i droga są ważniejsze niż kulminacja.

Z tym większą niecierpliwością czekam na wasz kolejny album i wizytę w Polsce. Dzięki za rozmowę.

[Piotr Lewandowski]