Choć za nami już Wielkanoc, pozwolę sobie poświęcić kilka słów bożonarodzeniowemu wydawnictwu Sufjana Stevensa. Powody ku temu są co najmniej trzy. Primo, jeśli istnieje koncept bardziej doniosły od podjętego przez Sufjana muzycznego zinterpretowania wszystkich amerykańskich Stanów, dla większości Amerykanów pewnie byłoby nim właśnie Boże Narodzenie. Secundo, uniwersalny i cykliczny charakter tego wydarzenia sprawia, że nawet ograniczając tę muzykę do jej "rytualnego" wymiaru nie raz jeszcze będziemy mieli okazję do niej powrócić. Tertio, nowo propozycja Stevensa, mówiąc oględnie, nie wylądowała na naszych półkach sklepowych w dniu premiery i do dziś relatywnie mało uwagi jej w Polsce poświęcono.
Co innego w Stanach, gdzie grono Sufjanowych apologetów jest znacznie szersze niż redakcja niniejszego periodyku, zwłaszcza, że "Songs for Christmas" wydają się być wręcz najbardziej "amerykańską" pozycją w dorobku Stevensa. W znacznej mierze wynika to podjętej tutaj zabawy konwencją i otoczką ichniej grudniowej gorączki. Sufjan oferuje bynajmniej nie płytę jedynie, lecz zbiór pięciu odrębnie pakowanych epek, łącznie zawierających około dwóch godzin muzyki. Wraz z książeczką (zawierającą teksty i chwyty piosenek, przypowieści świąteczne i takie też malunki), świątecznym plakatem i komiksem oraz kompletem naklejek, cuda te schowane są w rozkosznym pudełku, a o teledysku ukrytym na jednej z płytek zapomnieć nie wolno. Ergo - niemalże wymarzony prezent. W istocie, kolejne albumy nagrywane były przez Sufjana od roku 2001 (za wyjątkiem roku 2005, gdy pierwszeństwo dostał album "Illinois") właśnie w celu sprezentowania bliskim na gwiazdkę, po czym w lipcu ubiegłego roku powstała ostatnia epka, notabene najlepsza, aby box ukazał się przed świętami AD2006.
Kolejne płytki ilustrują, jak Stevens zaklinał bożonarodzeniową tradycję muzyczną swego kraju, od zmagań z cukierkowymi utworami tradycyjnymi przenosząc się w ryzykowne aranżacje i własne "świąteczne" kompozycje. Dlatego też, o ile pierwsze nagrania można potraktować raczej jako ciekawostkę dla wyznawców talentu artysty, to ostatnie trzy zaczynają żyć własnym życiem i bronią się niezależnie od przyświecającego im wezwania. Z innej perspektywy - o ile drugą epkę Sufjan nagrał ze znajomym umuzykalnionym pastorem i jego żoną, sięgając głównie po klasyczne songi, to najnowsza "Peace" powstała z udziałem muzyków towarzyszących Stevensowi na ostatnich płytach i, mimo zaledwie 36 minut długości, nosi wyraźne znamię charakterystycznych dla artysty brzmienia, konceptu i narracji. Z tej pretensjonalnej, ryzykownej formy i idei Sufjanowi udało się wyjść obronną ręką dzięki dystansowi - życzliwemu i z sympatią - do najbardziej kiczowatych przejawów świątecznej Ameryki (plakat najlepszą ilustracją tego puszczania oka), umiejętnemu balansowaniu na granicy podniosłości i żartu oraz odwadze zaprzęgnięcia swych nieprzeciętnych talentów aranżacyjnych i wykonawczych w bożonarodzeniowy zaprzęg. Wyszło ze wszechmiar ciekawie, a z europejskiej perspektywy cała ta zabawa ma nawet pewien wymiar poznawczy. W życiu bym się nie spodziewał, że będę z własnej woli nucił piosnki o Św. Mikołaju.
[Piotr Lewandowski]