Klasa artysty nie polega na tym, że tworzy dużo i ma wiele pomysłów, ale na formie którą mówi, języku, który jest na tyle charakterystyczny, że ciekawy i przekonujący. "Whips" autorstwa Lutto Lento to jego pierwszy album utrzymany tak mocno w klubowej estetyce, ale jednocześnie nie jest to płyta odstająca od jego dotychczasowej twórczości. Oczywiście fakt, że ma ona bardziej parkietowy charakter i nie jest w tak dużym stopniu dźwiękową antropologią, wskazuje nieco inny kierunek, jednak tutaj - tak jak na poprzednich albumach - muzyk korzysta z podobnych narzędzi, źródeł i języka. To nie gładka, wypolerowana muzyka, nie ma tutaj miejsca na bawienie się ze słuchaczem, nawet z perspektywy house czy techno, jest zbyt szorstko, chropowato i nierówno. Konglomerat wyszukanych sampli ma tym razem bardziej ustrulkturyzowaną formę chociaż nie jest równy - czasem niektóre partie są tak "popsute", że ujawniają swój drugi charakter, przebijają się spod warstwy klubowej pulsacji, ukazując złożoność i erudycję twórcy. Lubomir Grzelak często za najciekawsze uznaje odrzuty, coś pozornie nieprzystającego do reszty, co własnie jest najbardziej intrygujące, oryginalne, niełatwe do połączenia z innymi elementami ale przez to o wiele bardziej satysfakcjonujące w finalnej wersji. Nawet konstatacja "Lutto Lento gra techno" na początku wydaje się pewnym prostym do odczytania kierunkiem, ale słuchanie "Whips" przeczy tej perspektywie: jest ciekawie i niebanalnie, nietypowo. A na dodatek materiał ten, mimo że tak inny od poprzednich doskonale uwypukla zbierackie fascynacje artysty i zmysł do tworzenia z nich zarówno bardziej eksperymentalnych form - jak dotychczas - ale też tych bardziej ustrukturyzowanych, co wcale nie znaczy że prostszych i łatwiej wpadających do ucha.
[Jakub Knera]