polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Meridian Brothers Eblis Javier Álvarez - wywiad

Meridian Brothers
Eblis Javier Álvarez - wywiad

Click here for the English version of this article

O tym że kolumbijska muzyka to nie tylko Shakira niech przekona was poniższa rozmowa. O tym, że Eblis Javier Álvarez gra nie tylko w Meridian Brothers, których najnowsza płyta Salvadora Robot, stała się przyczynkiem to poniższego wywiadu, przekonacie się w sieci, słuchając takich zespołów jak Los Pirañas, Frente Cumbiero czy Chúpame El Dedo – wydawnictwo tych ostatnich recenzujemy w niniejszym numerze POPUP. O tym ile ten Kolumbijczyk ma pomysłów, jak długą ścieżkę edukacyjną przeszedł, jak postrzega wpływ globalizacji na muzykę, o polirytmii i „skomplikowanych relacjach“ z gitarą przeczytacie poniżej.

Jakub Knera: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że muzyka jest prawie martwa i ledwo żyje. 

Eblis Javier Álvarez: Myślę, że zrobiłem to głównie z powodu nastroju, w którym byłem. Ale z drugiej strony to dla mnie to trochę prawda. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest globalizacja – oczywiście Meridian Brothers czerpią z niej korzyści, takie jak chociażby ten wywiad, ale ma ona też drugą stronę. To bardzo szybki proces, który sprawia, że ​​lokalne kultury tracą swoją tożsamość – myślę, że to główny powód dla którego użyłem cytowanych przez ciebie słów. Komunikacja pomiędzy ludźmi jest tak ogromna, że w pewnym momencie wszystko dookoła staje się jedną wielką masą w zakresie kultury, systemu, gospodarki i handlu.

Czy w takiej sytuacji kolumbijskiej grupie ciężko jest przebić się ze swoją muzyką do Stanów Zjednoczonych czy Europy? Pytam w kontekście tego, co właśnie powiedziałeś, ponieważ niemiecka wytwórnia Staubgold zrobiła bardzo dobrą robotę, wypuszczając wasz album Devoción (Works 2005-2011) dwa lata temu. Z pewnością dzięki niemu o wiele więcej osób zainteresowało się waszymi poprzednimi I kolejnymi albumami. 

Myślę, że mamy teraz czas, kiedy cała branża muzyczna coraz bardziej interesuje się – ujmę to słowo w cudzysłów – „egzotyką”. Z jednej strony jest tak wiele kombinacji, a z drugiej zupełnie ciężko podążać za nowymi inspiracjami. W świecie zachodnim przemysł jest zainteresowany egzotyką, nie jest to z resztą nic nowego – już w XIX wieku wielu artystów nawiązywało do egzotyki w malarstwie, co przejawiało się chociażby w motywach egipskich czy budowie tureckich łaźni. Ta tendencja nie wzięła się znikąd – w połowie XVII wieku Napoleon odkrył Egipt i wiele rzeczy stamtąd zabrał do Francji. Chociaż potem równie wiele z nich zostało skradzionych przez Brytyjczyków. 

W pewnym momencie wszystkie te egzotyczne rzeczy trafiły do społeczeństwa, do obiegu mody i stały się trendy. Przemysł znudził się muzyką pop, muzyką funk, blues i zaczął ewoluować w kierunku czegoś nowego. To właśnie egzotyka jest czymś co wprowadza powiew świeżości – chociażby pod postacią  muzyki wschodniej, muzyki latynoskiej czy afrykańskiej muzyki. Obecnie można zaobserwować niejedną falę muzyczną z Afryki, Panamy czy Kolumbii. Jesteśmy po prostu w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, dlatego nasza firma wydawnicza jest zainteresowana publikacją naszych płyt.

Wśród słuchaczy jest ogromny popyt na egzotyczną muzykę z elementami folkloru i lokalnej tradycji. Jak ważne dla Meridian Brothers są te elementy w kolumbijskiej muzyce? 

W Kolumbii istnieje znaczny podział między muzykami. Można ich znaleźć w każdym miejscu, w zupełnie innym kontekście i bardzo różnych regionach: w górach, na Karaibach, nad morzem, na wyspie. Scena muzyczna jest bardzo różnorodna. Żyję w stolicy, w Bogocie, która pochłania wszystkie te wpływy, rytmy, elementy muzyki ludowej. W latach 70. rozwinął się ruch muzyków, zainspirowany muzyką rockową – ta tendencja przewinęła się przez całą Amerykę Południową. Druga generacja muzyków zainteresowała się mieszaniem własnej tradycji ludowej ze współczesnymi brzmieniami. Nie wiem skąd to się bierze, ale dochodzi do tego w wielu kulturach, które potrzebują jej do swojej tożsamości - do przyjęcia czegoś, co wydarzyło się kiedyś wcześniej i wykorzystania jako swoje. Ten proces pochłania media, filmy, technologię i rozwój kulturalny. Myślę, że jestem częścią piątego pokolenia muzyków, którzy to robią. Po prostu podążamy tropem naszych kolegów z przeszłości.

Kształciłeś się klasycznie w Bogocie, ale potem przeniosłeś się do Danii, aby nauczyć się więcej z dziedziny muzyki elektronicznej. Jak te dwa działania wpłynęły na ciebie jako kompozytora? 

Poszedłem na studia w konserwatorium, kiedy byłem nastolatkiem. Wtedy dosyć normalne były wyjazdy za granicę do Stanów Zjednoczonych i Europy, ponieważ w Kolumbii praktycznie nie można było zrobić magisterki. Chciałem zostawić miejsce w którym mieszkam, aplikowałem do kilku uczelni i finalnie trafiłem do Danii. Uczyłem się i improwizowałem z muzyką elektroniczną w studio.

To był wielki skok dwóch pomiędzy różnymi kulturami.

Zdecydowanie. Dania i Skandynawia są bardzo otwarte pod względem estetycznym. Niektóre kraje, jak chociażby Francja, wyrobiły bardzo charakterystyczny język, który starają się później wpoić studentom. Ja dzięki nauce w Danii, otrzymałem możliwość własnych eksperymentów, łącząc muzykę ludową z muzyką klasyczną, budując własny system rytmiczny i najróżniejszą elektronikę splatając z moimi pomysłami muzycznymi. Dużo eksperymentowałem.

Podobno masz obsesję na punkcie polirytmii. 

Wszystko zaczęło się od muzyki ludowej z Kolumbii, która przykłada duże znaczenie do rytmu. Z powodu mojej przeszłości w studiowaniu kompozycji, słuchałem wielu kompozytorów zachodnich. Bardzo mocno zagłębiłem się w twórczość Oliviera Messiaena z Francji i György Ligetiego z Węgier – to moi dwaj ulubieńcy. Kiedy analizowałem ich kompozycje, byłem nimi zafascynowany i to znacząco zmieniło moje nastoletnie życie. Myślę, że dzięki temu wynalazłem system, sposób postrzegania rytmu. Wcześniej mój przyjaciel i nauczyciele zainteresowali mnie muzyką indyjską, więc zacząłem przykładać dużą uwagę do polirytmi. 

Postanowiłem połączyć te wszystkie elementy i rodzaje wpływów, aby spróbować wymyślić melodyjny system, który mógłby być punktem wyjścia do budowania moich kompozycji. Więc jeśli pytasz, muszę przyznać: tak, mam naprawdę obsesję na punkcie polirytmii– nauczyłem się wszystkich polirytmicznych technich i staram się przełożyć je na prostszy muzyczny język.

Osobiście, postrzegam Meridian Brothers jako swego rodzaju eksperyment z muzyką popularnej. 

To tylko kanał komunikacji. Kiedy zaczynałem przygodę z muzyką, robiłem głównie współczesną muzykę klasyczną, grałem również sporo jazzu. W pewnym momencie bardzo wsiąknąłem w muzykę eksperymentalną i free jazz, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie interesowało mnie słuchanie muzyki, którą sam wcześniej stworzyłem lub która powstała w wyniku improwizowania ze składami free w bardzo ekstremalny sposób. Ale kiedy później odtwarzałem to, co udało mi się zarejestrować, dochodziłem do wniosku, że wcale nie chcę tego słuchać. W końcu pragnąłem tworzyć coś, czego słuchałbym z przyjemnością. Kiedy byłem młody, koncentrowałem się przede wszystkim na muzyce rockowej, argentyńskiej, metalu, zespołach pokroju lLd Zeppelin. Potem zacząłem pracować nad songwritingiem w jednej kompleksowej przestrzeni. Dotarłem do momentu, w którym mogę połączyć moje wpływy z nauki orkiestracji, rytmu, wszystkich moich doświadczeń właśnie w kontekście piosenek.

Komponujesz i nagrywasz całą muzykę sam, ale z drugiej strony masz fantastyczny zespół, z którym grasz na żywo. Dlaczego nie angażujesz ich w proces twórczy? 

To chyba już tradycja. Meridian Brothers od początku było polem do realizacji moich pomysłów – to jak plac zabaw, na którym mogę eksperymentować. Właściwie chciałem grać na instrumentach pod koniec lat 90. w sposób w jaki nikt nie robił tego wcześniej. Miałem dość proszenia muzyków o granie trudnych lub nietypowych rzeczy

W pewnym momencie postanowiłem kupić klarnet, wiolonczelę, perkusję – która jest moim drugim instrumentem – i spróbować je okiełznać. Bardziej lub mniej nauczyłem się grać standardowe rzeczy i dziwne rzeczy. W pewnym momencie postanowiłem nagrać wszystko samemu – to było na początku 2000 roku, gdy moja mama kupiła mi komputer. Mogłem nagrywać utwory na kilku ścieżkach na raz, co było fascynujące, więc postanowiłem tworzyć wszystko sam.

Czy trudno jest przełożyć te skomplikowane kompozycje na koncerty? 

Jest to wyzwanie, ponieważ moi koledzy z zespołu są również klasyczne i jazzowo wykształconymi muzykami, zainteresowanymi muzyką eksperymentalną. Nie jesteśmy typowym zespołem rockowym, ale bardziej koncertowym ensemble. Na scenie nie improwizujemy i nie robimy tego „co czujemy? – gramy kompozycje, wszystko ma bardzo specyficzny układ. Jednocześnie jesteśmy tym straszliwie podekscytowani – aby to zrobić musimy być niezwykle zorganizowani i wymaga to wielu wytycznych technicznych i dużo wymagań logistycznych. Gramy kompozycje, robimy je na żywo.

Jak ważne w tym "robieniu kawałków" jest muzyczny background, a także wiedza o tradycji muzycznej Kolumbii? 

Traktuję ten background jako narzędzie do wyrażania własnych pomysłów. W muzyce rockowej zawsze jest formuła: weź gitarę elektryczną, podłącz ją do wzmacniacza, zrób riff, a potem dodaj bębny itp. Każdy rockowy kawałek ma w sobie element funku – to rozprzestrzeniło się w wielu gatunkach w muzyce popularnej. Czegokolwiek nie słuchasz – drum'n'bass, jungle, muzyki elektronicznej – zawsze będziesz słyszeć bęben basowy i werbel, które rozwijają ten funkowy aspekt. Myślę, że głębsze wnikanie w muzykę, orkiestrację i różne techniki, daje dużo bardziej globalny krajobraz, dlaczego to robisz. Można rozszerzyć te stare wzory i umieścić je w innej formie, w nowym kontekście. To bardzo ważne, ponieważ nie ma wtedy żadnych ograniczeń, można czerpać z nich przy realizowaniu swoich pomysłów, rozwijać je i iść dalej.

Nagrałeś genialny, bardzo oryginalny cover "Purple Haze"! 

Po prostu połączyłem wiele wpływów i pomysłów, które miałem w tym czasie w głowie. Kiedy nagrywałem album Salvadora Robot, eksperymentowałem z muzyką peruwiańską. Pojechałem do Peru z jednym z moich innych zespołów, grupą Los Piranhas – z którym nagrałem już kilka albumów – i byliśmy bardzo zaskoczeni tamtejszym stylem gry na gitarze. 

Zdałem sobie sprawę, że gitara elektryczna buduje najciekawszy, a może nawet najbardziej autentyczny styl muzyczny w Ameryce Południowej, jakim jest peruwiańska chicha. Najpierw grali na gitarach akustycznych w stylu vinu, a następnie przełożyli to na język gitar elektrycznych po rockowej rewolucji. W latach siedemdziesiątych granie muzyki rockowej były zakazane z powodu dyktatury, tak jak w prawie każdym kraju Ameryki Łacińskiej. Więc zespoły podeszły do tego od strony tradycyjnej muzyki, łącząc wpływy cumbia z vinu, muzyką rockową, tworząc z tego styl chicha, który brzmi niesamowicie I bardzo wirtuozersko. Ja połączyłem to z rytmem champeta I bębnami piccolo, ustawiając ich brzmienie bardzo wysoko o określonym tembrze. I tak powstał ten utwór.

Rozwój techniczny, prowadzi do rozwijania języka muzycznego. Lubię twoje charakterystyczne brzmienie gitary. 

Myślę, że mam bardzo skomplikowane relację z gitarą. To jest mój pierwszy instrument, ale moim problemem jest to, że nauczyłem się na nim grać na dwa sposoby: jazzowy i klasyczny. Akademie są bardzo skrępowane i sztywne - mówią ci, co zrobić, co osiągnąć i czego się spodziewać. Jeśli jesteś gitarzystą jazzowym, idziesz do akademii, czytasz książki, zrobisz kilka kompozycji i oczywiście dążysz do tego stylu bebop – tą drogą każdy gitarzysta jazzowy będzie grać w stylu Charliego Parkera. To te same partie, grane w różnych stylach lub zmienionych interwałach I harmoniach, ale zawsze naznaczone piętnem tego muzyka.

Kiedy widzę młodych chłopaków grających jazz – też kiedyś taki byłem – wydaje mi się, że nie myślą o tym co robią, ale ślepo podążają za swoimi idolami. Tak samo jest z gitarą klasyczną – po prostu brzmią jak Andrés Segovia czy Joseph Williams, ale nic więcej z tego nie wynika. Dokładnie to samo spotkało mnie kilka lat temu I w pewnym momencie musiałem porzucić gitarę na dwa, trzy lata. Ponieważ za każdym razem grając na niej, moje palce reagowały jak ktoś, kto już wcześniej tworzył: Charlie Parker czy też jak Johann Sebastian Bach, to było słodkie zawodzenie.

Rzuciłem grę na gitarze, ale kiedy zacząłem poznawać mnóstwo tajników muzyki elektroakustycznej, zwłaszcza technikę przetwarzania sygnałów z kilku wejść, podszedłem do tego instrumentu inaczej, na nowo. Nabrałem innego stosunku do tego instrumentu. Wcześniej miałem podejście w stylu grunge – wiedziałem jak i co grać – a kiedy wróciłem do grania na gitarze po przerwie, poczułem że mogę patrzeć na ten instrument inaczej, na nowo. To właśnie dlatego mój instrument brzmi tak a nie inaczej – podstawą mojej twórczości nie jest ani klasyka, ani jazz.

 

English Version

Colombian music is not only Shakira – you will let this know by reading conversation below. The fact that Ellis Javier Álvarez plays not only in Meridian Brothers, whose latest album Salvador Robot, has stimulated a conversation below, you will see on the web, listening to bands like Los Pranas, Frente Cumbiero or Chúpame El Dedo – we review the last one in this issue of Popup. Below you will find how different and interesting ideas has this Colombian musician, how he sees the impact of globalization on the music, about polyrhythms and "complicated relationship" with the guitar.

Jakub Knera: In one of the interviews you said that music is nearly dead, but breathing, a little.

Eblis Javier Álvarez: I think it is mostly because of the mood I was in when I wrote that. But, on the other hand, for me it’s somewhat true. The main cause is globalisation – of course Meridian Brothers has derived some benefits from it, like our interview for example, but there is a second side to it. Globalisation is so fast and it makes local cultures lose their identity. This is the reason why I said that. There is so much communication between human beings that at some point we become a general mass in terms of culture, system, economy or trade.

Is it difficult for a Colombian band to go abroad, to the US or Europe? I am asking in terms of what you’ve just said. Staubgold made a very good job releasing your music on Devoción (Works 2005-2011) two years ago. Because of that album more and more people get interested in your previous records.

I think there is a kind of time when the whole industry is getting into – I will put this word in quotation marks – the “exotic”. There are so many combinations on the one hand, and on the other, there is nothing to take to find new inspiration. We are at a point in the Western world where the industry is interested in the exotic. I think the same has happened before, in the 19th century, with some artists getting into exoticism in painting, like Egyptian themes, Turkish baths. It was the tendency which was very fashionable for painters in the middle of the 17th century. It was because of Napoleon who discovered Egypt and took stuff to France, which was of course stolen by the British.

At one point all this exotic stuff went into society, got in fashion and got trendy. The industry got tired of pop music, funk music or blues and it’s evolving towards something. It is time for the exotic – eastern music, Latin music, African music. Nowadays, there are waves of music from Africa, Panama, Colombia. We are just in the right time, that’s why our record company is interested in our music.

There is a huge demand on the part of the listeners for exotic music with an element of folklore and tradition. How important for Meridian Brothers are these elements connected with the Colombian tradition?

In Colombia there is considerable division between musicians. You can find them all over the place, in a very different context and very different regions: in the mountains, the Caribbean, at the seaside, on the island. There is so much diversity. We live in the capital, Bogota, which absorbs all these influences, rhythms, elements of folk music. There was a movement of musicians in the seventies that happened through the whole of South America – the big rock hit introduced by movies, music. The second generation of musicians got interested in mixing their own folk traditions. I don’t know where it comes from but I have seen that in a lot of cultures, which need it for their identity – to embrace something that happened once as ours. That process involving the media, movies, technology and the development of people who assume their own culture. I think I’m a part of the fifth generation of musicians doing that. We’re just following what our mates were doing in the past.

You were classically educated in Bogota but then you moved to Denmark to try and learn how to use electronic stuff in music. How have these two activities influenced you as a composer?

I went to study at the conservatory when I was a young teenager. There was a custom of going abroad to the United States or Europe mostly because there were no Master’s programmes in Colombia. I wanted to leave my place, apply to several universities and finally went to Denmark. I was learning and improving electronics in the studio.

It was a big leap between two different cultures.

Definitely. Actually Denmark and Scandinavia is a very open place in terms of aesthetics. Some other countries have very strong styles and they teach it like, for example, France. I had an opportunity to make my experiments, combining folk music with classical music, make my own rhythm system, combine all kinds of electronics with my music so I had a chance to experiment a lot.

You are probably obsessed with polyrhythms.

Everything began with the folk music of Colombia, which has a very strong rhythm approach. Because of my background in composition, I was listening to a lot of Western composers. My first interest was mostly Olivier Messiaen from France, I was very much into György Ligeti from Hungary – those two are my favourite. After analysing and listening to all these pieces, I was completely amazed by this music. It really shocked me and changed my life as a teenager. I think I also came up with a system, a way of seeing rhythm. Before that I got introduced by a friend and teachers to Indian music in Bogota and I got very interested in polyrhythms – I decided to combine all these elements and kinds of influences and try to come up with a melodic system that could give some input to music. So, yes, I got really obsessed – I learned all these difficult polyrhythms and tried to put it in an easy way or in a musical way.

For me, Meridian Brothers can be seen as a kind of experiment with popular music.

I think this is just a channel of communication. I think I began doing mostly modern classical music, I also played a lot of jazz in my teens. At one point I got really into experimental music and free jazz and I realised that if I were to listen to music which I’ve made, this music was too ugly. I was amazed by doing scores, putting notes together or by improvised free jazz in a very extreme way. But when I listened to it, it wasn’t music I wanted to listen to. I thought about it and wanted to make some music I would listen to. When I was young I paid attention to rock music, mostly Argentinian, Led Zeppelin, metal music. After that I began to work on a songwriting path – writing songs, singing upon a complex space. I can combine my influences of orchestration, rhythm, all my experiments but placed in song context.

You compose and record all of your music by yourself but on the other hand you have a fantastic live band. Why have you decided to make it this way?

I just call it tradition. I began with the Meridian Brothers, it’s like a playground for my ideas. Actually I wanted to have instruments played in a certain way at the end of the 90s that nobody would like to play. I got tired of asking musicians to do difficult or unusual stuff. I asked myself: what the hell? I decided to buy a clarinet, a cello, drums – which are my second instrument – and learn to play them. More or less I learned how to play standard stuff and weird stuff. At one point I decided to record everything by myself – it was at the beginning of 2000 when my mother bought me a computer. I could do multi-track recording, I was amazed to do that and used to do so. 

Is it difficult to translate this music to live performances?

This is a challenge because my mates in the band are also classical or jazz musicians who are very interested in experimental music. We are not a typical rock band but more like an ensemble. We are not improvising and doing what we feel – we are mostly doing pieces, everything has a very specific arrangement. We’re excited to do that – be very structured and have a lot of logistic requirements. We do the pieces, we have to do them live.

How important in “doing pieces” is this musical background as well as knowledge of the music tradition of Colombia?

I treat pure musical background as a tool to express your own ideas. In rock music there is always a formula: take your electric guitar, plug it and do a riff, then get your drums etc. Every rock number has a funk cell inside of it – it has spread through the whole musical genres in popular music. Whatever you listen to – drum’n’bass, jungle, deep electronic music – you will always hear the bass drum and snare drum, doing this funk development. I think that going deep into music, orchestration and different techniques will give you a much more global landscape of why you are doing it. You can extend these old formulas and put them in a different way. This is very important because you don’t have any limits, you go for your ideas, develop them and go further.

You recorded a brilliant, very original cover of “Purple Haze”!

I just combined a lot of influences and ideas I had at the time. I was recording the album Salvadora Robot and I was experimenting with Peruvian music. I went there with my other group, Los Piranhas. We’ve got a bunch of records and I was very amazed by the guitar style in Peru – I realised that the electric guitar is the greatest and maybe the only authentic guitar style in South America, which is the chicha from Peru. They used to play in a style called vinu on the acoustic guitar and then they took to electric guitars after the rock revolution. In the seventies they were prohibited to play rock music because of the dictatorships that happened in almost every Latin America country. They got into traditional music, combining cumbia with vinu, rock music and they came up with this chicha style which is amazing, very virtuoso music. I mixed it with the champeta rhythm and with piccolo drums, tooling it very high with very particular timbre.

Techniques also lead to developing a music language. I like your characteristic guitar sound.

I think I have a very complicated relationship with the guitar. This is my first instrument but my problem is the fact that I have learnt it academically in two genres: jazz music and classical music. Academies got very tied and stiff – they tell you what to do, what to reach and what to hope for. If you are a jazz guitarist and go to the academy and go with the real book, do some compositions and of course you pursue this bebop style – every jazz guitarist until now plays in this Charlie Parker style. It’s the same cells playing in the different styles or changing the intervals or the harmonies but this is always generated by the Charlie Parker cell. This is the guy who created that.

When I see young guys playing jazz music – I was this kind of guy as well – it occurs to me that they don’t think about that but following their heroes and are very close to that. It’s the same with classical guitar – you just have this sound like Andrés Segovia or Joseph Williams but it seems you can’t go up there. The same happened to me – at one point I had to quit the guitar for two or three years. Because each time I played my fingers reacted like Charlie Parker or else like Johann Sebastian Bach, sweet on the guitar. I quit the guitar but when I learnt electroacoustic music, mostly the techniques for signal processing with a few inputs, I found another attitude towards the instrument. Before that I had a very grunge attitude – know how to play – and then I felt I could change my playing, look at the guitar in another way. This is the reason of the sound of my instrument – my attitude is not jazz and it’s not classical.

[Jakub Knera]