polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Romperayo / Meridian Brothers Romperayo / Los Suicadas

Romperayo / Meridian Brothers
Romperayo / Los Suicadas

Ostatnio na łamach Popup coraz bardziej skrupulatnie przyglądamy się muzyce z Ameryki Południowej – od Chile przez Brazylię po Kolumbię. Jeśli mowa o tej ostatniej to jednym z jej najciekawszych przedstawicieli jest Eblis Álvarez, z którym rozmowę przeprowadziliśmy przy okazji wydanej w 2014 roku płyty Meridian Brothers i śledzimy jego kolejne wydawnictwa. Eblis jest muzykiem niesłychanie aktywnym, czego dowodem są dwie kolejne płyty z dwoma różnymi zespołami.

W obu przypadkach punktem ich wyjścia jest tradycja muzyczna Kolumbii, na drugiej płycie Romperayo zogniskowana wokół pochodzącej z lat siedemdziesiątych cumbii. Przeplatają się tu inni muzycy ze składów Álvareza – perkusista Pedro Ojeda, który gra z nim w Los Pirañas i Frente Cumbiero oraz grający na organach i syntezatorach Ricardo Gallo i Juan Manuel Toro. W kilku kompozycjach pojawia się też Marco Fajardo grający na saksofonie, trąbce i klarnecie. Tradycja przefiltrowana przez twórczość kwartetu ma różne oblicza – bardzo zróżnicowana jest tu sekcja rytmiczna, która zwarcie prowadzi całą narrację płyty, ale najciekawiej jest wtedy, gdy w tany idą wszystkie inne instrumenty. Zawadiackie solówki na klawiszach, wibrujące dęciaki, a do tego mnóstwo sampli budują zwartą i rozbudowaną muzyczną mini orkiestrę. To brzmienie ensemble świetnie słychać w „La linerna del Repele“, kiedy mamy do czynienia z doskonale ograną grupą muzyków. Z kolei bardziej współczesne melodie z fantastycznymi klawiszami przypominającymi patenty z muzyki house (w warstwie melodycznej), dialogującymi z trąbką i samplami ze skrawkami wokaliz, pokazują zróżnicowanie pomysłów zespołu. 

Szósty album Meridian Brothers jest z kolei hołdem dla Jaime Llano Gonzaleza, kolumbijskiego kompozytora, który takie stylistyki jak pasillos, bambucos, cumbia interpretował na organach Hammonda. Stąd to właśnie organy i klawisze stanowią dominujący element „Los Suicidas“, ponieważ nawarstwiają się w różnych barwach na tle zwinnie prowadzonych, ale i oszczędnych perkusjonaliów. Mając z tyłu głowy dotychczasową twórczość MD – który w odsłonie studyjnej jest de facto solowym projektem Álvareza – słychać, że Los Suicidas jest jego naturalną kontynuacją. Tym razem jednak Kolumbijczyk jako punkt wyjścia traktuje możliwości jednego instrumentu, który ujarzmia w celu budowania zwięzłych, ale i mocno psychodelicznych melodii. Najlepszym punktem albumu jest „Delirio“ (polecam zobaczyć teledysk ilustrujący ten utwór), który barwy klawiszy traktuje na tyle bogato, że tworzy z nich niemalże psychodeliczne wokalizy, raz przyspieszane, a za chwilę wybrzmiewające jakby w zwolnionym tempie. Jeden instrument i jego elektroniczne efekty dają nieograniczone możliwości. A to chyba dominujący cel Álvareza – szukanie rozwiązań i realizowanie nieoczywistych pomysłów. Los Suicidas, który jest pomyślany jako pierwsza część trylogii w hołdzie Gonzalezowi, doskonale to pokazuje.

[Jakub Knera]