Pamiętam Neneh Cherry z okresu, kiedy MTV słynęło z puszczania muzyki, a nie sitcomów o głupkowatych bandach nastolatków czy młodych matkach. „Women” czy „7 seconds” to utwory, które z regularnością były prezentowane na tej i innych antenach, jednocześnie stając się symbolem pewnej epoki – rodzącego się trip hopu, rozwijającej się elektroniki w bardziej popowej i przebojowej odsłonie. Oba te utwory znalazły się na wydanej 18 lat temu płycie Man i od tej pory Cherry zniknęła w niebycie, nie dając o sobie znaku życia. Powróciła w ubiegłym roku, tworząc nieoczywisty projekt z free-jazzowym The Thing, z którymi zmierzyła się z coverami m.in. swojego ojczyma Dona Cherry’ego, The Stoges czy Suicide.
Pomysł rejestracji materiału na żywo, artystka postanowiła przenieść na swój najnowszy, solowy album, robiąc to w wyśmienitym stylu. Mając jedynie spisane teksty, zaproponowała duetowi Rocketnumbernine, kilkakrotnie na łamach Popup opisywanemu, aby zinterpretowali je swoją oszczędną, ale bardzo sugestywną muzyką. Blank Project kipi minimalizmem, opartym na brzmieniu syntezatorów i perkusji braci Page, ma w sobie coś z pierwotności, a jednocześnie na wskroś współcześnie brzmiącej elektroniki, z naznaczeniem klubowym brzmieniem, za które odpowiedzialny jest jej producent, Four Tet. Wokale Cherry doskonale z tą muzyką się uzupełniają – są na tyle wyraziste, że wysuwają się na pierwszy plan, a jednocześnie nie przysłaniają warstwy instrumentalnej. Bracia Page na współkę z Four Tetem ukazują natomiast swoje bardziej ustrukturyzowane oblicze, ponieważ do tej pory zespół dość mocno osadzony był w rozimprowizowanych, mocno nastawionych na trans kompozycjach. 18 lat to szmat czasu, dwie dekady muzyki, rozwoju nowych mediów, gatunków muzycznych i trendów produkcyjnych. Cherry wraca, bo uznała, że właśnie teraz wie co i jak powiedzieć. Doskonale się w tej rzeczywistości odnajduje, a jej płyta jest na wskroś aktualna, przebojowa, a jednocześnie bogata brzmieniowo. Życzyłbym wielu artystom, którzy nagrywają płyty częściej, tak świadomej wizji i pomysłu na swoją muzykę.
[Jakub Knera]