polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Hanne Hukkelberg Featherbrain

Hanne Hukkelberg
Featherbrain

Na trzech dotychczasowych płytach Hanne Hukkelberg charakteryzował kapitalny, silny głos w takim samym stopniu jak umiejętność wplecenia nie-piosenkowych elementów w bądź co bądź rockowy songwriting. „Featherbrain”, wydany w dwa lata po „Blood from a Stone” i urodzeniu dziecka, przynosi jednak przełom. Wokalnie Hanne pozwala sobie na nieco więcej ekstrawagancji, nie tracąc nic na szlachetności, ale przede wszystkim odwraca proporcje między eksperymentalnym a rockowym walorem utworów. Hukkelberg tka je z bardzo bogatego instrumentarium obejmującego instrumenty akustyczne (od klawesynu i organów kościelnych przez wiolonczelę po kalimbę), elektryczne, przedmioty domowego użytku, odgłosy ciała ludzkiego i elektronikę. Każdy z dziesięciu utworów ma inną tkankę, połączoną wyobraźnią i odwagą aranżacji w jeden organizm.

W otwierającym album utworze tytułowym Hanne rozpina do granic możliwości dynamikę między kruchą zwrotką a gitarowym refrenem, w Noah przepoczwarza utwór z dialogu wiolonczeli i elektroniki w lawinę wokali. W singlowym, neurotycznym My Devils łamie wokal i fortepian jakby zwolnieniem taśmy, by uderzyć potężnym refrenem, a w następującym po chwili Too Good to Be Good jedna z bardziej przystępnych piosenkowych form podlega postępującej dekonstrukcji aż do repetytywnej formy, przywodzącej na myśl hipnotyczne nagrania Huntsville (zespołu jej gitarzysty Ivara Grydelanda, na którego ostatniej płycie Hanne zaśpiewała). W You Gonna Hanne pozwoliła sobie nawet na piękną, na pół żartobliwą, trawestację Radiohead, co jest na miejscu, gdyż na całej płycie delikatne akcenty elektroniczne oraz przetworzenia instrumentów przywołują, w najlepszym tego słowa znaczeniu, innowacyjność „Kid A”. A tradycyjny utwór po norwesku tym razem jest dostojnym duetem z 88-letnim Erikiem Vister. Instrumenty wysuwają się na pierwszy plan, przesuwają na drugi, znikają i wracają ponownie. Każdy z tych utworów jest ekscentryczny, ale żaden nie jest ciężkostrawny. Sposób, w jaki Hukkelberg operuje dynamiką jest wprost fascynujący, a wynikające z tego emocjonalne napięcia niemal wstrząsające, zwłaszcza przy tekstach przepełnionych strachem lub co najmniej zwątpieniem, sugestywnych niczym poezja Sylvii Plath. Dla mnie to zdecydowanie najlepszy album Hukkelberg, nowa jakość w jej twórczości i najlepsza na razie płyta „z piosenkami” w tym roku, a jesteśmy już prawie w jego połowie.

[Piotr Lewandowski]