Od pierwszej epki Dagadany do premiery drugiej płyty „Dlaczego Nie” minęło dwa i pół roku, ale nowy album od tamtej płytki dzieli przepaść. Zamiast CD-Ra wydanego własnym sumptem, w kopercie własnoręcznie sklejonej, dostajemy wydawnictwo Agory, z całym jego przerostem rozmiaru, ornamentyki i photoshopa. Zamiast półamatorskiej, ale solidnej produkcji – pełne wymuskanie studia S7. Nie zmieniła się natomiast idea muzyki grupy ani kierunek, który przyjęła ona już na pierwszej długiej płycie. Trzeba przyznać, że amalgamat wątków folkowych (polskich i ukraińskich), jazzujących brzmień, eleganckich smyczkowych akcentów oraz nujazzowych i elektronicznych patentów Dagadana rozwija z polotem i wręcz zaskakującą konsekwencją . Gorzej, że coraz bardziej on krąży wokół „ładności”, staje się wygładzony, wypieszczony, mięciutki. Jeśli na „Maleńkiej” był radiowy, to tutaj jest już niemalże siestowy.
Zwłaszcza w przypadku bezpośrednich nawiązań do słowiańskiej muzyki ludowej, tworzy to dziwny, muzakowy efekt. Czy nam się to podoba, czy nie, słowiański, w tym polski, folklor, nie jest „ładny”, nawet jeśli bywa „kolorowy”. Jest wiejski, ubogi , czasem styrany, czasem tęskny, ale raczej prymitywny. To nie flamenco, fado czy melodie Wysp Zielonego Przylądka, z którymi w odpowiedniej sukni można wejść na salon i sukces gwarantowany. Oczywiście pomysł przełożenia słowiańskiej tradycji i muzykalności na pop jest wart grzechu i Dagadanie się to czasem udaje, podobnie jak udało się jakiś czas temu Incarnations (ale też nie do końca). Jednak czasem zespół z tym przyozdobianiem przesadza, ociera się o kicz i wpada w mętne wody tzw. world music. Wszystkie Mają Po Chłopoku oraz Chmiel, które wykorzystują znane polskie tematy tradycyjne, to przykłady takich rzutów kulą w płot, a Sargofajz Mirosław Baką to zmarnowana okazja – sądziłem, że mruczenia Żebrowskiego z Jopek już nigdy nie powrócą, a tu proszę, niespodziewanie, zza winkla…
Tak daleko posunięty poobiedni perfekcjonizm dziwi o tyle, że na koncertach grupa ciągle jest energiczna, bezpośrednia i porywa tym nieokiełznanym, źródłowym elementem wplecionym w nowoczesną aranżację. Bynajmniej nie oczekuję, że album i koncert mają być tym samym, absolutnie. Jednak na „Dlaczego Nie” zbyt często oczekuje się ode mnie, żebym się „zatopił w dźwiękach”, „zrelaksował” i takie tam. A ja wolę, żeby mnie ten zespół porwał i poruszył, jak to robi na scenie.
[Piotr Lewandowski]