Cameron Stallones, twórca projektu Sun Araw, w tym roku wydał swój kolejny album „On Patrol”, najdłuższy i najbardziej rozbudowany w karierze. To płyta czerpiąca z wielu muzycznych wątków, pokazująca kolejny etap twórczości Amerykanina, który praktycznie kilka razy do roku nagrywa krótsze lub dłuższe płyty. Jesienią muzyk zagra serię koncertów w Europie i przed tą właśnie trasą udało się nam z nim porozmawiać. O tym jak nagrywa płyty, czym się inspiruje, a także na ile filozofia wiąże się z jego twórczością, przeczytacie poniżej
Nie trudno dostrzec konotację między Twoją nazwą a Sun Ra – sam wielokrotnie robiłem błąd w pisowni. On grał zarówno solowe koncerty, jak i z trzydziestoosobową orkiestrą, mieszał całą gamę muzycznych wpływów, ale mówiąc o nim nierzadko używano przymiotnika kontrowersyjny. Jak bardzo identyfikujesz się z jego spojrzeniem na muzykę?
Myślę, że ludzie bardzo rzadko mają jakiekolwiek głębsze relacje z muzyką, jaką robił Sun Ra. Dla mnie to bohater najprawdziwszego wewnatrzwymiarowego bytu. Spędził większą część życia wchodząc w interakcje na transcendentalnej płaszczyźnie w taki sposób, że miało to wyraźny oddźwięk w jego codziennym życiu. Sun Ra rozumiał, że te dwa elementy nie są dwiema, odseparowanymi częściami, ale odmiennymi spojrzeniami na tą samą rzecz.
Wielokrotnie wspominasz w wywiadach, że w języku tagalskim, używanym na Filipinach, Sun Araw znaczy tyle co „słoneczny dzień”. Podkreślasz, że utożsamiasz to niejako z „błogosławionym odpoczynkiem” (sacred rest). Czy w takim razie do Sun Araw wracasz w trakcie przerw między innymi projektami, w których się udzielasz (Magic Lantern, Pocahaunted). Czy to bardziej muzyka, którą tworzysz w wolnym czasie jako odtrutkę na codzienne zajęcia?
Błogosławiony Odpoczynek nazwa gry. Sun Araw, to taka Błogosławiona Gra. Z jednej strony masz rację, mówiąc że zajmuję się moim solowym projektem w wolnym czasie, ale z drugiej Sun Araw to moje najważniejsze przedsięwzięcie, przynajmniej teraz. Ten “błogosławiony” punkt widzenia to w zasadzie ukryte znaczenie stałego elementu, który jest przemycany przez wszystkie poziomy kolaboracji, w których uczestniczę. Może brzmi to bardzo poważnie i wzniośle, ale to prawda. Dla mnie, czas który poświęcam w studiu Sun Araw koncentruje się na nieustannym zainteresowaniu i przetwarzaniu tego błogosławionego bytu. To wciąż wibrujące działanie.
Swój ostatni album, “On Patrol”, nagrywałeś w małej wiosce, na granicy Glendale i Eagle Rock w Los Angeles, gdzie żyjesz od jakiegoś czasu. Jak duży wpływ przestrzeń, w której nagrywałeś miała wpływ na kształt całej płyty?
Mieszkam tam w zasadzie od roku. To miejsce w którym w przeważającej mierze powstawały nagrania na płytę “Sun Ark”. To miła przestrzeń, mam studiu na bardzo cichej ulicy i mogę tam w spokoju pracować. Ma bardzo miłą atmosferę, ciekawe hiszpańskie zabudowania i przestrzeń, w której doskonale można się zrelaksować.
Z drugiej strony, ten sielski klimat kontrastuje z tytułem płyty i jej odrobinę mrocznym klimatem. “On patrol” wiąże się z byciem na straży, patrolowaniem, troszczeniem się o coś czy stróżowaniem jak policja (która jest na okładce). Więc dochodzi do pewnego kontrastu.
Bycie “na straży” to plan akcji przez brak jakiejkolwiek akcji. To niejako soczewkowe spojrzenie. Wiele razy zastanawiałem się nad wykorzystaniem symboli odnoszących się wyraźnie do policji. Zazwyczaj mówimy o ich działaniach odnosząc się do siły prawa, jaką jest agresja i kontrola. To dominujące archetypy modernistycznej i postmodernistycznej epoki, które powoli katastrofalnie upadają. “On patrol” mówi o odwracaniu się od tej wizji: wprowadzenia ich przez percepcyjne strategie. “On patrol” jest swego rodzaju oświadczeniem miejsca, oświadczeniem bycia. Nie wiąże się z patrolowaniem, ale raczej ze stanem wchodzenia i bycia na straży.
"Heavy Deeds”, twój poprzedni długogrający album zawierał więcej tanecznych melodii, utrzymanych trochę w dubowej stylistyce. Na „On patrol” można doszukać się odniesień do wpływów afrykańskich, dokonań Fela Kuti, Milesa Daviesa, afrykańskiego funku z lat 70. czy nawet trochę do nurtu tropicalia. Jak doszło do tego zwrotu w kierunku bardziej ciepło brzmiącej muzyki mającej w sobie więcej z idei „sun day” o której wspomniałeś?
“Heavy Deeds” było takim nieziemskim nagraniem opowiadającym o nieziemskiej, niebiańskiej przestrzeni. “On Patrol” to próba przeszczepienia występującej tam energii do codziennej strefy, w której egzystujemy z dnia na dzień, w sposób w jaki pewne energie przekształcają się w przeszkody.
Elektryczna era twórczości Milsa Daviesa jest dla mnie źródłem ogromnych inspiracji, przede wszystkim za sprawą takich albumów jak „On the Corner”, „Get Up With It” ale także „Pangea” i „Agharta”. Wszystkie zbierają energię, celebrują funk i różne typy żywiołowej muzyki, wpływającej na to, że mimowolnie poruszasz się w jej rytmie. Ale jest w nich także zawarta doza grozy i czegoś co przypomina „taniec węża”. Coś jak taniec z gadami. Know your enemy.
Jakiś czas temu na swojej stronie umieściłeś swego rodzaju oświadczenie-wywiad, w którym wytłumaczyłeś wątki łączące “Heavy Deeds” I “On patrol”. Ciekawi mnie jak istotny jest dla Ciebie polityczny i filozoficzny aspekt Twojej muzyki?
Polityka nie interesuje mnie w ogóle, a zwłaszcza w swojej współczesnej formie. W Ameryce dyskurs publiczny jest pełen czarnej magii w najbardziej klasycznym wydaniu: piasek jest nam sypany w oczy, brakuje jakiegokolwiek wyraźnego kierunku działań, panuje całkowita dezorganizacja i brakuje jakiegokolwiek zdrowego rozsądku.
Inaczej sprawa przedstawia się w przypadku filozofii, którą o wiele bardziej się interesuję Często analizuję różne aspekty mojej twórczości aż zbyt dokładnie, ale dzięki temu podtrzymuje to moją kreatywność, równolegle z moim filozoficznym i duchowym stanem.
W Twojej twórczości pojawia się wiele wpływów muzyki z lat 60. i 70. Co jest dla Ciebie tak interesujące z tego okresu?
Większość muzyki, która zainspirowała mnie do założenia Sun Araw, pochodzi mniej więcej z tamtego okresu. Druga fala psychodelii w Niemczech iJaponii w latach 70. jest niekończącym się źródłem mądrości i energii. To co lubię z tego okresu, to jedne z najbardziej abstrakcyjnych i przestrzennych płyt nagrań, które powstały w najlepszych studiach nagraniowych.
Większość undergroundowej i eksperymentalnej muzyki przed i po tym okresie, brzmiała o wiele bardziej lo-fi, co również jest świetne. Jednak trzeba pamiętać, że wielu twórców już wtedy miało dostęp do świetnego sprzętu, na którym mogli grać i edytować swoją muzykę. W moim przypadku nie dysponuję sprzętem dobrej jakości, ale staram się w dużym stopniu naśladować brzmienie z tamtego okresu.
Czy tworzenie muzyki jest dla Ciebie swoistym rytuałem? Wiele z Twoich utworów ma transowy rytm, brzmią niczym muzyczna mantra...
Jestem bardzo przywiązany do ideałów mantry w muzyce psychodelicznej: transcendencja utrwalana przez powtarzanie, a w kontynuacji zmieniająca swoje punkty widzenia.
Czy w takim razie Twoje utwory powstają w oparciu o improwizacje czy Twój sposób tworzenia przebiega jeszcze w jakiś inny sposób?
Wszystko co tworzę swój trzon ma w muzycznej improwizacji, potem zarejestrowane kompozycje edytuję lub dodaję do nich kolejne ścieżki.
Nagrywasz je na analogowym czy cyfrowym sprzęcie? Twoja muzyka brzmi bardzo specyficznie – jak przereanżowujesz je koncertach?
Wszystko nagrywam na sprzęcie analogowym, na taśmach, a potem przenoszę to na komputer, na którym również miksuję materiał. Zazwyczaj od momentu nagrania utworu do zaprezentowania go na żywo mija bardzo dużo czasu. Bardzo lubię przysłuchiwać się moim kawałkom i decydować, co jest w nich na tyle esencjonalne, że warto uwypuklić to podczas koncertów.
Na żywo występuję w duecie, w związku z czym mamy ograniczone pole do tworzenia muzyki. Ale z drugiej strony staramy się grać jam sessions, podczas których eksplorujemy różne nowe obszary. To wydaje się mi interesujące.
Ostatnio stworzyłeś wideo dla jednego ze swoich utworów, “Deep Cover”. Dla mnie jest ono silnie powiązane z muzyką, szczególnie dobrze oddaje jej atmosferę. Jak ważna jest wizualność Twoich kompozycji?
Mam nadzieję, że muzyka podczas odbioru staje się dla ludzi bardzo wizualna, w moim przypadku dzieje się tak na pewno. Czasem jestem wręcz zdruzgotany tym, jak bardzo ludzie są zainteresowani łączeniem różnych elementów, składających się na jedną formę. To bardzo piękny obopólny akt kreatywności. Zazwyczaj bardzo mocno odczuwam wizualność muzyki, z którą się identyfikuję i którą staram się wyrazić przede wszystkim przez oprawę graficzną moich płyt. Ale tak naprawdę wizualność to indywidualna kreacja każdego z osobna. Myślę, że to najbardziej ekscytujące.
[Jakub Knera]