polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Caribou Swim

Caribou
Swim

Zmęczony ciasnotą psychodeliczno-popowej szufladki, do której zbyt głęboko wepchnięto go po „Andorra”, Dan Snaith dokonuje fascynującej wolty – nie pierwszej i nie ostatniej zapewne. Na przestrzeni dekady, płyty Caribou, czy wcześniej Manitoba, prezentowały kolejne jego fascynacje, które jednak wraz z pojawianiem się nowych inspiracji nie odchodziły w niepamięć, lecz ulegały kompresji w coraz bogatszy i gęsty język. Tym razem punktem wyjścia jest muzyka taneczna – jej rytmiczny rygor, ale też klisze konstrukcyjne i brzmieniowe. Skoro na „Andorra” Snaith po raz pierwszy pisał utwory jako organicznie rozwijające się piosenki, nie zaś piramidy loopów, to zdawać by się mogło, że wiąże sobie w ten sposób ręce. Jednak wyjście z tej pozornej sprzeczności jest, niech będzie, iście dialektyczne, gdyż taneczne szkielety stworzone są z niezwykłej sonicznej materii i taką też wypełnione.
W efekcie, „Swim” jest płytą niby-taneczną, ale zarazem gorzką i z pochmurnymi tekstami. Na pierwszy rzut oka przejrzystą i przystępną, ale z czasem odkrywającą głębię i wielowymiarowość. Faktycznie, chyba bardziej czytelne niż w przeszłości jest tutaj przekomarzanie się z konwencją. Jednak soniczna wyobraźnia Caribou pozwala mu wyjść z tego obronną ręką, a zbudowanie całości z organicznych, choć wybebeszonych brzmień, wysuwa ludzki pierwiastek przed chłód mechanicznej precyzji. Snaith swoim najbardziej oczywistym pomysłom zawsze dodaje drugie i kolejne dna, a choć czasami kręci się od tego w głowie, to per saldo „Swim” jest przekonywujący, komunikatywny i frapujący. Caribou wciela się w kolejną rolę, ciągle pozostając sobą. Świetna płyta.

[Piotr Lewandowski]

recenzje Daphni, Caribou w popupmusic