Louie Austen swoją muzykę od zawsze opierał na kontraście, zderzając wokalną manierę i szarmanckość a la Frank Sinatra z brzmieniami elektronicznymi i energią bywalców nocnych klubów mogących być jego dziećmi. Nie będę ukrywał, że przypadło mi do gustu przejście Louie'go od house'owych łupanek z pierwszych płyt do nadal tanecznych, lecz bardziej stonowanych i pełnych dystansu do samego siebie piosenek z ostatniej płyty "Iguana". Jednak epka "Summer Love" to dopiero prawdziwa wolta! W miejsce elektronicznych galopad czy disco-szaleństw, Louie odpływa bowiem w ciepłe latynoskie klimaty. Teraz to rumba, merengue i czacza wyznaczają muzyczny kontekst, "żywe" instrumenty są nieodłączne, a Austen'a wspierają czy to damskie chórki, czy hiszpańscy nawijacze. Opowieści snują się też z dala od klubowych parkietów, jako że myśli Louie'go są teraz w Barcelonie i Rio. Oczywiście nasz dżentelmen nie zrezygnował z nowoczesnego sznytu - epka wyprodukowana została przez mało znany wiedeński kolektyw Mosquito Control i momentalnie przywodzi na myśl pierwszego Latynosa wśród Teutonów, czyli niejakiego Senora Coconuta.
Jasne, że te cztery piosnki nie są kamieniem milowym rozwoju muzyki, jednak zwrot Louie'go w stronę ciepłych, organicznych brzmień wypadł doskonale. To po prostu świetne, rozrywkowe kawałki zagrane z olbrzymią radością i zaśpiewane z wielką swadą, dzięki czemu trudno nie powstrzymać kończyn i tułowia od rytmicznych pląsów. A poza tym, warto docenić, że po przekroczeniu sześćdziesiątki Austen bynajmniej nie planuje osiąść na laurach z mianem najbardziej dziwacznego piosenkarza swojego pokolenia, lecz sięga po rzeczy dla siebie nowe, kompletnie odmienne od dotychczasowych dokonań. To się nazywa emerytura, ale kto by pomyślał, że w Wiedniu może być tak słonecznie i plażowo?
[Piotr Lewandowski]