To zadziwiające, że Scott Monteith aka Deadbeat z każdym kolejnym studyjnym wydawnictwem potrafi czymś zaskoczyć. A to świeżością brzmienia, a to znów dźwiękową abstrakcyjnością czy też kawalkadą różnorodnych inspiracji. Po dwóch ostatnich, szalenie dobrze przyjętych płytach "Something Borrowed, Something Blue" i "New World Observer", Deadbeat doczekał się miana najciekawszego przedstawiciela berlińskiej wytwórni ~scape. I całkiem zasłużenie - mało mamy twórców, którzy z tak solidną konsekwencją potrafiliby każdym kolejnym krążkiem przeskakiwać dotychczas osiągnięty przez siebie poziom. Nowy longplay Kanadyjczyka stanowi oto kolejny ważny punkt w jego dyskografii. Ważny i - do czego zdążył nas przyzwyczaić - wyborny muzycznie. Obok kompozycji z głębokimi, pulsującymi partiami basów, napędzanych wyrazistą hip-hopową motoryką, mamy do czynienia z kilkoma riddim-killerami, takimi jak "Refund Me" czy "Gimme a Little Slack", w których gościnnie pojawiają się - odpowiednio- Bubbz aka Chief Bossman oraz Jah Cutta. Puśćcie te numery na dancefloorze, a szybko zobaczycie jaki drzemie w nich potencjał. Na deser Deadbeat serwuje własny remiks "Black Stacey" Saula Williamsa z 2005 roku - nie tylko rarytas dla fanów Kanadyjczyka, ale przede wszystkim świetne zakończenie jego kolejnej niesamowitej płyty. Koniecznie.
[Tomek Doksa]