Dillinger Escape Plan od dawna wykazywali talent do frapujących kowerów. Choć zespół zapisze się w annałach za sprawą swej autorskiej muzyki, to jednak nagrany z Mike'm Patton'em - i równie doskonale wykonywany na koncertach - Come to Daddy Aphex Twina jest równie wyraźnym dowodem perfekcji wspólnej epki artystów, jak pozostałe trzy kawałki na niej zawarte. Sceniczne występy DEP od dawna uświetniane były takimi przebojami jak My Michelle Guns'n'Roses czy Wish Nine Inch Nails, krążacymi później po internecie. Na trasie po ostatniej płycie zespołu kowerów zabrakło, więc epkę "Plagiarism" można więc potraktować jako pewnego rodzaju zadośćuczynienie i konsekwencję takowych inklinacji kapeli. Wydawnictwo, dostępne jedynie na iTunes, zawiera cztery kowery, czyli Wish NIN, Angel Massive Attack, Jesus Christ Pose Soundgarden i ostatecznie Like I Love You Justin'a Timberlake'a. Całość spinają dwa kawałki z "Miss Machine", czyli Unretrofied, praktycznie niczym nie różniące się od wersji z longplay'a (wersja radiowa może?) oraz znacznie bardziej sympatyczna koncertówka Perfect Design. Same kowery natomiast zaskakują tym, jak mocno w estetykę pierwowzoru wpasowali się panowie z DEP, no może poza Like I Love You. W każdym razie, wokalista Greg Puciato śpiewa bardzo blisko maniery oryginalnych wykonawców. Wyróżnikiem natomiast jest, podobnie jak było w przypadku Come to Daddy, oparcie całości na żywej perkusji. Najciekawsze moim zdaniem są Angel - urzekający precyzją sekcji rytmicznej, wgniatający w fotel basami i, dzięki swej przestrzenności, świetnie eksponujący nietypowy dla wokalisty styl - oraz Jesus Christ Pose - nie przynoszący rewolucji w sposobie wykonania, ale porywający siłą tego utworu. W Wish muzycy generalnie wyciągają z tego kawałka jego energię, natomiast Like I Love You. Cóż, DEP grający Justina T. na gitarę akustyczną? Żarcik i tyle, choć z każdym kolejnym przesłuchaniem coraz bardziej zabawny. Jako, że meritum "Plagiarism" to właśnie te cztery kowery, dostajemy zatem sympatyczną epkę dla fanów, skutecznie umilającą oczekiwanie na kolejny album grupy, wskazującą na swobodę aranżacyjną i wykonawczą muzyków, jednak zdecydowanie nie świadczącą o ich kunszcie w takim stopniu, jak autorskie płyty.
[Piotr Lewandowski]