Oto chyba najbardziej zaskakujący album w dorobku Wojciecha Jachny - po kolejnych odsłonach Innercity Ensemble i duetu z Jackiem Buhlem zamknęło ubiegły rok premierowe nagranie w trio z pianistą Grzegorzem Tarwidem i perkusistą Albertem Karchem. Raz, że w czysto akustycznym wydaniu usłyszeć bydgoskiego trębacza to rzadkość, dwa – to bardzo bliskie jazzowemu językowi nagranie, czyste i eleganckie w brzmieniu, i jeśli chcieć znaleźć w jego dyskografii jakiś punkt odniesienia, byłby z tym kłopot. Sundial wychodzi z jazzowego kontekstu i opiera się na kompozycji, ale z wyczuciem, erudycją i otwartością bardziej w sposób twórczy jego rygorom odpowiada niż się im kłania. Pewnym podobieństwem może być w przypadku Jachny (przy wszystkich różnicach i kontekstach) to, co z Pulsar Quartet robił ostatnio Rob Mazurek, dotykając akustycznego jazzowego trzonu wyraźniej niż w przypadku innych projektów z lat poprzednich. Mniejsza jednak o kategorie, bo kameralnie i bardzo stylowo skrojony Sundial to zwyczajnie kawał dobrej muzyki.
Wojciecha Jachnę znamy z tego składu zdecydowanie najlepiej, za to dwójka jego bardzo młodych partnerów jest dla mnie jednym z odkryć minionych miesięcy. Tarwid (mimo ledwie dwudziestu lat na karku) gra bardzo wytrawnie i z wyobraźnią, rozpięty gdzieś pomiędzy oszczędnym, klasycznym brzmieniem, niepłytkim liryzmem i chłodną dramaturgią, ciekawie operując kontrastami i eksponując sporą wrażliwość. Równie precyzyjna, w wielu fragmentach dość wyciszona i subtelna, ale i intensywna kiedy trzeba jest perkusja Karcha. Obaj mają tu wystarczająco dużo swobody, by ukazać swoje nieprzeciętne walory, ale też wskazywać ścieżki, po których porusza się trio. Pozycja Jachny jako lidera może równie dobrze być tutaj umowna (kompozycyjny udział pianisty jest nawet większy), a przekazywanie doświadczeń i twórczej energii nie odbywa się tylko w jednym kierunku. Nie ucieknę od porównania z inną płytą od For Tune, opisywaną w poprzednim numerze Vermillion Tree (trio Dąbrowski / Davis / Drury), nagraną w identycznym instrumentarium. Sundial płynie mniej wyboiście, brzmi bardziej klarownie i nastrojowo, ze sporą dawką swoistej posępnej elegancji. Dość gładka i mało rwana narracja oraz mocno miejscami wyczuwalny ilustracyjny pierwiastek za pierwszym razem zaskoczyły potężnie, wraz z kolejnymi odsłuchami uwagę przyciągając może odrobinę mniejszą, ale błyskotliwie podkreślając komunikatywność, spójność muzycznej wizji i dość klasyczne, niespecjalnie szeroko otwarte na wszelkie nowe trendy, podejście. Ciekaw jestem, czy projekt doczeka się kontynuacji, bo pole do rozwoju wydaje się duże i przynieść może niejedną niespodziankę. Opinia jednego z portali, ogłaszającego Sundial jazzową płytą roku, zbyt mocno mnie w sumie nie dziwi.
[Marcin Marchwiński]