„Aqualuna” to audiowizualny projekt duetu Rafał Iwański i Anna Pilewicz. Obraz i dźwięk pełnią w nim rolę równoprawnych mediów, podobnie jak woda i księżyc pełnią rolę równoprawnych punktów odwołania i inspiracji. Zdająca się snem, płynąca, pulsująca i przeobrażająca się „opowieść” ukazała się z początkiem roku jako wydawnictwo DVD + CD. Zapraszamy do lektury wywiadu z twórcami „Aqualuny”.
O ile mi wiadomo, premiera „Aqualuny” miała miejsce na wolnym powietrzu, czyli w warunkach, w których zarówno woda, jak i księżyc były niejako obecne. Czy pomysł na projekt łączący wodę z księżycem zrodził się w odpowiedzi na sytuację, w której miał być zrealizowany, czy był wcześniejszy, autonomiczny względem realizacji w jakimś czasie i miejscu, która mu się tylko przysłużyła?
Anna Pilewicz: Pierwsza prezentacja „Aqualuny” miała miejsce w Toruniu podczas festiwalu Skyway, był to rok 2011, a hasło przewodnie festiwalu brzmiało „Rzućmy światło na Żywioły”. Nasze zainteresowania już wcześniej oscylowały dookoła tego, co można by najogólniej określić jako poszukiwania obrazów i dźwięków „pierwotnych”. Z jednej strony nie chciałabym się zbyt mocno z takim sformułowaniem utożsamiać, jednak niewątpliwie pokazuje ono jeden z obszarów naszych artystycznych poszukiwań. Rafał jest z wykształcenia etnologiem, ja zajmowałam się wcześniej badaniem mitów, w których pojawiają się lunarne, akwatyczne oraz chtoniczne boginie. Już wcześniej też stworzyliśmy krótkie formy zarówno video, jak i audio, które nawiązywały do tego, co wodne i księżycowe. W związku z tym nie mieliśmy wątpliwości, że musimy zgłosić audiowizualny projekt, który nazwaliśmy „Aqualuna”, właśnie na ten festiwal.
Rafał Iwański: Projekt był prezentowany jako wydarzenie specjalne w ramach festiwalu, wcześniej braliśmy udział w regularnej weryfikacji konkursowej, tak jak wszyscy artyści chcący pojawić się na Skyway. Do końca nie wiedzieliśmy czy się dostaniemy czy nie, do momentu uzyskania odpowiedzi nasz projekt istniał właściwie tylko jako koncept w naszych głowach, były też, jak powiedziała Ania, niewielkie zalążki video i audio, poza tym miał też już swoją nazwę oraz pomysł na umiejscowienie (to jedna z dyrektyw tego festiwalu: artyści przygotowują projekty instalacji, koncertów i projekcji pod konkretne lokalizacje w mieście proponowane przez organizatora). Kiedy przygotowywaliśmy zgłoszenie, sprawdzając możliwe terminy prezentacji projektu, zauważyliśmy w kalendarzu astronomicznym, że 13 sierpnia 2011 jest pełnia Księżyca. Zatem od samego początku wiedzieliśmy czego chcemy…
AP: Dodam jeszcze, że 13 sierpnia przypada dawne święto Diany lub Artemidy (bogini księżyca, łowów, dzikiej przyrody), że (co jest dla mnie niezwykłe) następna pełnia 13 sierpnia będzie dopiero w 2030 roku! Jedną z możliwych lokalizacji dla naszego projektu okazała się toruńska Brama Mostowa – miejsce graniczne, oddzielające Stare Miasto od rzeki – dla mnie punkt, w którym przenika się kultura i natura, umysł i ciało. Okoliczności, które temu towarzyszyły, okazały się dla nas zaskakujące, niemalże magiczne… Takie skupienie różnych czynników sprawiło, że jako twórcy znaleźliśmy się w niezwykłej, niepowtarzalnej czasoprzestrzeni. Moje video zostało wyświetlone na Bramie Mostowej, nad którą wisiał ogromny, jasny Księżyc w pełni, w tle widać było płynącą Wisłę, Rafał zagrał wtedy koncert na żywo. Mogę powiedzieć, że „Aqualuna” dojrzewała w nas w wielu wymiarach jednocześnie, a jej powstanie zainicjowały różne czynniki, które w pewnym sprzyjającym momencie zbiegły się w czasie i przestrzeni.
Czy aby zeprezentować projekt na płycie, musieliście w nim dokonać jakiś zmian w stosunku do realizacji w przestrzeni?
RI: Zdecydowanie tak, były to nawet spore zmiany. Wnioski wyciągnięte po pierwszym wystąpieniu były dla mnie bardzo pomocne, ale decydujący był tydzień spędzony z filmem i nagrywaniem muzyki do każdej sceny z osobna, oraz nieustanne rozpatrywanie wszystkiego jako całości, już z myślą o wydaniu na płycie DVD. Wtedy to powstało kilka kolejnych pomysłów, które zdecydowałem się zarejestrować. Zapewne, gdybym siedział nad tym materiałem dłużej – różnił by się od tego, który jest opublikowany. Wiem to na pewno, gdyż podczas kilku następnych koncertów pozwoliłem sobie na pewne reinterpretacje i pewne zmiany we własnej ścieżce dźwiękowej… Natomiast jeśli chodzi o Anię – to pamiętam okres w 2012 roku, gdy wpadła w szał twórczy i pod wpływem wielu eksperymentów, które realizowała przez kilka miesięcy i może też posiadając nagraną i ostateczną materię dźwiękową – zmodyfikowała jak na moje oko około 30% materiału video, a więc sporo.
AP: Już sama „Aqualuna”, która zaistniała 13 sierpnia w konkretnej przestrzeni, jest na pewno innym projektem od tego, który był wcześniej przygotowywany, ponieważ jednym z jego elementów była realna czasoprzestrzeń. Realizacja tego projektu była naprawdę niezwykłym doświadczeniem, które doprowadziło nas do istotnych wniosków, dlatego zdecydowałam się na spore zmiany w stosunku do wersji wyświetlonej na Bramie Mostowej. Praca nad modyfikacją obrazu rzeczywiście bardzo mnie pochłonęła – myślałam wtedy o postaci kobiety, która się w filmie pojawia, o tym, czego nowego dowiedziałam się o niej 13 sierpnia 2011 roku, także o rytmie i płynności muzyki i obrazu. Pomysły na zmiany przychodziły wtedy spontanicznie.
Zapowiadacie, że „obrazy następują po sobie w sposób paralelny do wytwarzanych dźwięków” i faktycznie na filmie tak jest. Jak natomiast wyglądało to na etapie pracy nad projektem – w jakim stopniu muzyka odpowiadała na obraz, w jakim przeciwnie? Czy może raczej staraliście się unikać tego typu pracy opartej o „odpowiedzi na”?
AP: Każdy z nas miał indywidualne doświadczenia artystyczne, rzeczy, które powstały od siebie zupełnie niezależnie. Zanim jeszcze powstała „Aqualuna” spróbowaliśmy je ze sobą skonfrontować. Odkryliśmy, że wiele naszych prac posiada podobny rytm, analogiczną płynność. W przypadku „Aqualuny” pierwszy zaczął powstawać obraz, jednak tworząc go, miałam już wyobrażenie muzyki Rafała. Zatem w pewnym sensie możemy mówić o jakiejś symultaniczności, ale też chyba o podobnym rodzaju wyobraźni, wykorzystującej różne media – dźwięk i obraz. Później, gdy cały projekt zaistniał w konkretnej przestrzeni, wyciągnęliśmy z tego kolejne wnioski. Natomiast, kiedy Rafał stworzył już ostateczną wersję ścieżki audio, dopracowałam jeszcze warstwę video. Dodam jeszcze, że spójność obrazu i dźwięku wynika również z tego, że „Aqualuna” jest pewnego rodzaju opowieścią, będącą syntezą różnych mitów o przemianie. A przemiana jest procesem, ma różne etapy, pewnego rodzaju rytm, zróżnicowaną intensywność i energię – najogólniej to ujmując: coś się wyłania, trwa, ma swój punkt kulminacyjny, później się wycisza. I można to wyrazić zarówno poprzez obraz, jak i muzykę, tworząc integralną audiowizualną całość.
RI: Myślę, że zaistniała pomiędzy nami swego rodzaju magiczna interakcja i współzależność, co znaczy, że nawzajem na siebie oddziaływaliśmy w materii artystycznej, technicznej i konceptualnej tego projektu, od samego początku jego istnienia. Generalnie mogę powiedzieć, że moim zadaniem było skomponowanie muzyki elektroakustycznej do czterdziestominutowego obrazu (na tyle ustaliliśmy wspólnie czas trwania koncertu, a później płyty) i tego dokonałem. Jednakże później Ania przez następnych kilka miesięcy od momentu, gdy oświadczyłem, że skończyłem pracę, pracowała nad modyfikacjami obrazu. Potem już nigdy więcej żadnego dźwięku nie dograłem i nawet gdybym chciał – nie dogram… Ale mogę zrobić to na koncertach, a zatem modyfikowałem i będę modyfikował… Traktuję ten projekt jako proces, też jak inne projekty, w które jestem zaangażowany, a jak wiadomo skupiają się one głównie na muzyce i dźwięku.
Używacie w dużej mierze technik analogowych, czy też szerzej, niecyfrowych, z uwzględnieniem prostych narzędzi czy nawet przedmiotów powiedzmy, codziennego użytku (szkło, woda, instrumenty akustyczne itd.). Przybiorę rolę adwokata diabła – a nie można tego wszystkiego zrobić na laptopie? Co sprawia, że wolicie poszukiwać rozwiązań za pomocą materialnie istniejących, fizycznych, analogowych środków?
RI: Nigdy nie używam komputerów do generowania i obróbki dźwięku. Bardzo istotny jest dla mnie kontakt fizyczny z instrumentami elektronicznymi - analogowymi czy cyfrowymi - oraz obiektami nagłaśnianymi przez mikrofony kontaktowe i z instrumentami akustycznymi. Nie mam nic przeciwko komputerom ani artystom, którzy opierają na nich swoją muzykę. Komputer traktuję głównie jako urządzenie do nagrań wielośladowych przy realizacji nagrań studyjnych. Poza tym urządzenia analogowe i obiekty akustyczne są w pewnym stopniu nieprzewidywalne i za każdym razem nieco inaczej brzmią, w pewnym stopniu zależne jest też to od ich konfiguracji, za każdym razem na nowo przygotowywanej – na przykład w warunkach koncertowych. Ta nieprzewidywalność, niepowtarzalność i możliwość improwizacji jest dla mnie bardzo atrakcyjna i nie mógłbym z niej zrezygnować.
AP: Moja praca nad filmem ma kilka etapów. Oczywiście, w ostatecznej obróbce wykorzystuję narzędzia komputerowe, jednak punktem wyjściowym są dla mnie zawsze realne przedmioty, substancje, które przykuwają moją uwagę. Zwracam uwagę na to, jak się poruszają, jaką mają gęstość, jak oddziałuje na nie grawitacja, obserwuję, jak się zachowuje np. tusz, który nieruchomieje w gęstniejącej żywicy, kiedy zostaje w niej zamknięty. Zaczyna wtedy do mnie przemawiać ich czysta niepowtarzalna materialność, ich wewnętrzny rytm, energia, wtedy po prostu je filmuję. Nie tworzę rzeczywistości cyfrowo, ponieważ w tej chwili bardziej interesuje mnie „ukryte życie” substancji, zaczynające się odsłaniać pod wpływem różnych bodźców, ujawniając się niejednokrotnie w pięknej zaskakującej formie, w niezwykłych barwach.
W wielu projektach audiowizualnych, czy także muzyki eksperymentalnej (zwłaszcza instrumentalnej), sięga się ostatnimi czasy po swoiste „tematy przewodnie”, które skonstruowane są tak, że wykorzystuje się dźwięki i obrazy zarejestrowane w miejscu A, lub pochodzące z archiwum B, lub nagrane za pomocą urządzenia C. Z punktu widzenia odbiorcy medal ma dwie strony – z jednej strony wprowadzenie takiego kontekstu, czy wręcz konceptu zwraca uwagę na pewien wycinek rzeczywistości i służy komunikatywności, ale z drugiej strony zawęża interpretację i czasem prowadzi do łopatologii i znając streszczenie idei różnych projektów z samej realizacji człowiek już niewiele się dowiaduje. Jakie jest dla Was znaczenie tego typu kontekstualizacji? Czy jest to pomocne w zakresie inspiracji, pomaga skupić uwagę, jest przydatne praktycznie? Czy napotykacie na ryzyka, o których wspomniałem? Jak sobie z nimi radzicie?
RI: Nieraz, gdy pracuję nad nowym projektem rozpatrywanym w sposób całościowy, a za taki uważam audio-video „Aqualuna”, ważne jest dla mnie by powstała swego rodzaju opowieść z wyróżniającymi się scenami, w pewnym sensie uzasadnioną kolejnością, logiką następstw poszczególnych scen. Jestem zwolennikiem koncept albumów, w literaturze odpowiednikiem byłyby tu powieści z rozdziałami, chociaż oczywiście nieraz zdarzają się nowele albo opowiadania – czyli utwory nagrywane bez zamysłu całościowego - tak powstał m.in. mój album sygnowany jako X-NAVI:ET brain overloaded. To bardzo ciekawe, co mówisz o ewentualnym zawężeniu interpretacji… Odpowiem, nawiązując do tego, co powiedział kiedyś Witold Lutosławski (tak się składa, że lektura jego tekstów od lat jest dla mnie dość interesująca i pouczająca): „Na szczęście muzykę interpretuje się bardzo rozmaicie i w tym jest jej siła i oryginalność w zestawieniu z innymi sztukami”.
AP: Bardzo często, gdy zaczynam tworzyć, nie myślę o temacie, czasami jest to jedynie jakiś ogólny zamysł. Na początku koncentruję się raczej na przedmiocie, który w danym czasie zwraca moją uwagę. Interesuje mnie bardzo substancjalność tworzyw, wykorzystywanych w moich pracach. Często to one mnie prowadzą, ich niepowtarzalność, to, jak mogą się ułożyć, spłynąć; to, w jakie interakcje ze sobą wchodzą i rytm, w jakim się to odbywa. Skupiam się na wycinku rzeczywistości, na konkretnej formie, po to, aby jak najdokładniej ją zanalizować i zobaczyć, co ma mi do „powiedzenia”; co zadecydowało o tym, że powstała i znalazła się w zasięgu mojego wzroku. Tworzy się wtedy coś w rodzaju interakcji pomiędzy mną a przedmiotami. Wtedy je filmuję – z tego wynika reszta – pojawiają się skojarzenia, tworzy się historia. Jednak staram się nie narzucać opowieści, która się we mnie pojawia, zbyt sztywnego konstruktu, dążę do tego, aby była na tyle ogólna, by mogła być też pewnego rodzaju formą otwartą. „Aqualuna” może opowiadać o rzeczach ogólnych, ale też i bardzo indywidualnych. Można także odrzucić jej warstwę narracyjną, poddając się pewnego rodzaju „psychoaktywności” formy wyrażającej się w barwie, płynności i rytmie. Tak wygląda proces mojej pracy – zawężam pole obserwacji, po to, aby móc nawiązać kontakt z formami, tak jak powiedziałam, interesuje mnie materialność rzeczy – to z nich wyłaniają się historie, które istnieją we mnie gdzieś podprogowo.
Na czym polega koncert w przypadku takiego projektu jak „Aqualuna”?
RI: Prezentacja „Aqualuny” w wersji live, czy też nawet jako projekcja to według mnie psychodeliczne doświadczenie. Jeśli chodzi o sam koncert, to moja rola polega na tym, by jak najlepiej zagrać, ale tak podchodzę do każdego koncertu, w tym wypadku muszę jeszcze mieć dodatkowo na względzie film Ani, zatem w tym projekcie jestem dość mocno zdeterminowany obrazem, poszczególnymi scenami, gdyż pod ten właśnie obraz przygotowałem dźwięk i nie mogę sobie pozwolić na większe improwizacje. Muszę trzymać się konkretnych ram czasowych – do tego stopnia, że nieraz kusi mnie, by grać z playbacku, przynajmniej częściowo… W pewnym sensie to projekt specjalny, ma swoje wymagania, granie pod film jest zupełnie czymś innym niż granie np. muzyki improwizowanej, też w kooperacji z innymi muzykami. Poza tym z mojego punktu widzenia jedną z najlepszych rzeczy w graniu koncertów jest to, że możemy spotkać ludzi, którzy słuchają czy oglądają naszą sztukę. Na podstawie mojego dość sporego doświadczenia występów z różnymi zespołami i artystami mogę powiedzieć, że nie da się niczym innym zastąpić kontaktu i interakcji z ludźmi, przestrzenią i czasem koncertu. Na tym to wszystko polega, też w wypadku „Aqualuny”… Jednakże jesteśmy też nastawieni na projekcje w kinach, a nawet w telewizji – do czego doszło w styczniu na antenie TVP Kultura.
AP: Tak jak powiedział Rafał, w przypadku prezentacji „Aqualuny” na żywo, to on gra do filmu. Taka jest specyfika tego projektu. Mimo że na pewnym etapie pracy studyjnej obraz częściowo powstawał do muzyki, teraz – kiedy Rafał gra koncert – video jest elementem gotowym. Niezwykłe jest dla mnie to, że za każdym razem w zależności od miejsca i kontekstu, „Aqualuna” brzmi inaczej, czasem ostrzej, kiedy indziej łagodniej, pomimo ram czasowych poszczególnych sekwencji. Oczywiście wpływa to na percepcję samego obrazu. Dzięki temu „Aqualuna” zostaje wzbogacona o nowe sensy. Jednak w przyszłości biorę również pod uwagę wprowadzenie elementu improwizacji w sferze obrazu, właśnie kompletuję niezbędne do tego narzędzia – w postaci miksera obrazu, kamer i diaskopu. Dzięki czemu mogłabym na żywo tworzyć i modyfikować obraz – wprowadzać go w kontekst zmieniającej się muzyki i konkretnej czasoprzestrzeni. Dzięki czemu „Aqualuna” jest projektem otwartym, może nieustannie ewoluować.
[Piotr Lewandowski]