Muzyczna plądrofonia, zbieranina sampli, szumów, zgrzytów, zacięć – wrocławski duet Sultan Hagavik już teraz można uznać za autorów jednego z najciekawszych tegorocznych wydawnictw. Ciężko powiedzieć czy lepiej nazwać ich muzykami czy raczej antropologami dźwięku, poszukiwaczami melodii, ich skrawków, klejących ich w jedną całość albo i osobliwy kolaż. Tak jak na „Samych przebojach” tak i tutaj duet łączy masę różnych brzmień, układając z nich barwną mozaikę. Tam jednak bawili się trochę melodiami – przesterowanymi, powycinanymi, tak że nigdy nie było wiadomo co na nas czeka. Tu jest podobnie, chociaż całość ma bardziej spójny charakter. Warto pamiętać, że to wydawnictwo na taśmie, więc słuchając go, czasem można mieć wątpliwość, co faktycznie jest dźwiękiem, a co wkręcającym się materiałem w szpule magnetofonu. Bo te „przepiękne melodie” tak właśnie brzmią, tworząc barwny soniczny krajobraz, pełen najdziwniejszych dźwięków, niewiadomego pochodzenia. Do tego dochodzi świetna zabawa konwencją przy tytułowaniu utworów za pomocą neologizmów czy dziwnych zlepków słów. Mój ulubiony to „Zahałcz Mi”. Brawa.
[Jakub Knera]