PTTRNS z Kolonii wywrócili w ubiegłym roku nasze poglądy na niemiecką muzykę gitarową, serwując na debiutanckiej płycie „Science Piñata" roztańczoną miksturą post-punka, afro-beatu i przede wszystkim błyskotliwych pomysłów. Sygnały od znajomych zza Odry, że na żywo zespół jest jeszcze lepszy, sprawdziły się na początku września, kiedy PTTRNS wraz z My Disco dotarli do Polski na dwa koncerty. Po kapitalnym występie w warszawskim Powiększeniu wywiadu udzielili nam wszyscy członkowie zespołu, czyli Daniel Mertens, Patrick Hohlweck, Benjamin Ried i Hendrik Frese.
Słuchając Waszych płyt i widząc Was na scenie, pomyślałem, że na tle nielicznych niemieckich gitarowych zespołów, które znam, które pamiętam z czasów gdy Marcus Kavka prezentował je na antenie Vivy 2, jesteście jak obecna reprezentacja Niemiec w piłkę nożną na tle tej z Matthäusem i Völlerem.
[Patrick] Tak, coś w tym jest.
Czy czujecie się reprezentantami w nowej fali, nowej energii w niemieckiej muzyce, w której od lat to, co najciekawsze jest elektroniczne?
[Patrick] Nie, nowej fali to raczej nie. Nie czujemy się częścią jakiegokolwiek nurtu. Jest kilka zespołów, z którymi czujemy się w pewien sposób związani, ale z niejasnych powodów są to kapele, w których grają ludzie nieco starsi od nas i które poznaliśmy niedawno. Ale zupełnie zgodzę się z tym, że od lat najbardziej interesująca muzyka z Niemiec to projekty elektroniczne i dla nas to też duże źródło inspiracji. Nie chcemy rywalizować z tym brzmieniem. Pochodzimy z Kolonii i to na pewno odgrywa rolę – Can, Kompakt, radiowe studio eksperymentalne – to rzeczy, które nas otaczają od dawna. Ale w kontekście naszego własnego brzmienia najbardziej podobają nam się brzmienia zespołów spoza Niemiec.
Na koncertach elementy perkusyjne odgrywają w Waszej muzyce jeszcze większą rolę niż na płytach. Skąd pomysł na tak dużo bębnów? Benjamin, jesteś chyba jedyną osobą, która dziś nie grała na bębnach, to może wyjaśnij.
[Benjamin] Tak, ale kiedyś grałem i czasami jeszcze trochę gram. Zaczynaliśmy jako trio, a Hendrik doszedł później. Gdy graliśmy w trio, robiliśmy przerwy by wymieniać się instrumentami, zwłaszcza perkusją. Te przerwy sprawiały, że nasze koncerty nie były płynne, nie były do końca taneczne. Kiedyś graliśmy koncert i Hendrik był na widowni. Zawsze lubiliśmy angażować publiczność w grę i rozdawaliśmy instrumenty perkusyjne, jak zresztą również dziś, i Hendrik naprawdę dobrze w to wszedł i z czasem dołączył do zespołu. Element perkusyjny w naszej muzyce był zawsze dla nas bardzo ważny, uważamy, że jest ciekawy, sprawia, że ludzie tańczą, a przynajmniej my sami. Rytm porusza, ponieważ możesz go poczuć. Bębny są takim ciężkim elementem, który sprawia, że się ruszasz. Dlatego się na tym skupiamy.
Piosenki mogą Ci się podobać lub nie, ale jeśli rytm do ciebie trafia, zaczynasz się bezwiednie poruszać.
[Patrick] Tak. To bardzo fizyczny element – mają go instrumenty strunowe, ale przede wszystkim perkusja. To nas interesuje w tego typu muzyce, naprawdę surowe, perkusyjne oddziaływanie.
Zanim pojawił się pierwszy album graliście dość długo, około dwóch lat. Czy decyzja o rozwijaniu się koncertowo, nagrywaniu ewentualnie jakiś singli przed wydaniem płyty była świadoma, czy raczej tak się wszystko ułożyło? Teraz nagrywanie jest dość proste i zespoły często wypuszczają coś po kilku miesiącach działalności. Czy z perspektywy czasu jesteście zadowoleni z tego, że czekaliście dwa lata z hakiem na wydanie pierwszego albumu?
[Patrick] To naprawdę dobre pytanie. Mieliśmy na tyle szczęścia, że zanim zdecydowaliśmy się nagrać album, mieliśmy już wsparcie wytwórni. Sami wydaliśmy wcześniej kilka rzeczy w naszej własnej wytwórni. Więc chyba mielibyśmy wcześniej taką możliwość, jednak, tak jak powiedziałeś, nasza muzyka rozwija się przede wszystkim, gdy gramy ją na żywo. Na tej trasie gramy sporo materiału, który nie jest jeszcze zarejestrowany, ale myślę, że z wieczoru na wieczór bardzo wyraźnie się on zmienia. To dopiero piąty koncert w tej trasie i wydaje mi się, że materiał, który przecież jest nowy, ma zaledwie kilka tygodni, co wieczór wypada inaczej. Kiedy coś nagrywasz, masz wrażenie, że w jakiś sposób to zamrażasz. Muzyka zdaje się być zakonserwowana, za każdym razem brzmi tak samo na nagraniu. A nasze pomysły zawsze ewoluują, chociażby przy użyciu instrumentów perkusyjnych i w interakcji z widownią. Wtedy co wieczór muzyka wypada zupełnie inaczej. Więc przed nagraniem „Science Pinata” mieliśmy chyba na celu rozwinięcie naszego brzmienia do punktu, w którym naprawdę jesteśmy z niego zadowoleni i chcemy się nim podzielić. Może chodziło też o format, który nie jest dla nas obojętny. Obecnie wydajemy serię 12-calówek. Myślimy, że ten format jest bardzo interesujący, ponieważ wydaje się bardziej otwarty. Album zdaje się jakby bardziej zamknięty, ograniczony. W optymalnej sytuacji słucha się tego w jednym kawałku. Wcześniej wydaliśmy 7-calowe single, lubimy takie niestandardowe formaty.
[Benjamin] Nie zawsze jest to zamierzone. Czasami to kwestia przypadku, okazji. Na przykład Marcel a Altin Village jeszcze przed płytą proponował nam wydanie splitów z innymi zespołami. Spodobał nam się ten pomysł i tak kilka piosenek, które odkładaliśmy być może na album, trafiło na split. Działaliśmy w kierunku, którego w żaden sposób nie przewidywaliśmy.
Wspomnieliście, że to piąty występ tej trasy i że każdy wyglądał inaczej. Ale wydaje mi się, że ten był szczególny, bo większość widowni nie wiedziała, co jest nowe, a co zostało zaczerpnięte z albumu. W Niemczech pewnie ludzie znają co najmniej niektóre utwory i rytmy, tutaj ludzie byli raczej „tabula rasa” . Robi Wam to różnicę?
[Daniel] Wiadomo, w Niemczech mamy publiczność, która zna nas i nasz album, niektóre piosenki, co daje nam pewien rodzaj energii na koncertach. Ale dla mnie i dla nas w ogóle wieczory jak dzisiaj w Polsce czy wczoraj w Czechach, gdzie nigdy wcześniej nie byliśmy, są ciekawe pod względem reakcji ludzi na naszą muzykę i ich odczuć, bo ci ludzie nie wiedzą, czego się spodziewać, a ja nie wiem, czy będzie im się podobać i czy wezmą czynny udział w naszym występie. Czy spodoba im się sposób, w jaki chcemy ich zaangażować do współudziału w muzyce.
[Benjamin] To chyba dla nas większe wyzwanie. Bardzo się cieszymy, gdy gramy w Niemczech, ponieważ jest tam publiczność, która zna nasze piosenki, wie, że wydajemy płyty, która chce włączyć się w naszą muzykę. Przeważnie to są dobre koncerty, choć oczywiście nie zawsze. Dzisiaj mieliśmy świadomość tego, że większość z tych ludzi nigdy wcześniej nas nie słyszała. Więc wciągniecie ich w nasze działania(muzykę) było dla nas nie lada wyzwaniem. Bardzo się cieszymy, że poszło nam dzisiaj tak dobrze, szczególnie, że wiesz, koncert był za darmo, ludzie pojawili się tak po prostu, by zobaczyć te dwa zespoły i byli naprawdę otwarci na muzykę. Nie przyszli tylko by stać przy barze i pić drinki, ale chcieli zobaczyć koncerty, posłuchać żywej muzyki. To dla nas ważne, że publiczność nie siedzi po kątach popijając piwo, ale że staje częścią występu.
[Patrick] W idealnej sytuacji zawsze staramy się, by to co gramy na żywo było świeże nawet jeśli ludzie znają naszą płytę i piosenki. Staramy się by zawsze brzmiały nieco inaczej. Ale tak jak powiedział Daniel, jest to dla nas wyzwanie, musimy zagrać dobrze. Ale tak samo jest w sytuacji, gdy publiczność zna naszą muzykę, bo zawsze łatwo powiedzieć „bardziej podobali mi się na płycie” lub „wolę albumową wersję tej piosenki”. Dla mnie osobiście koncerty są bardziej intymne, gdy ludzie nie mają wyrobionych oczekiwań, przyzwyczajeń do pewnych wersji lub składowych utworów, kiedy pozwalają muzyce się wydarzać i na to reagują.
Gdy usłyszałem Wasz album, zaskoczył mnie afro beatowy element, który słychać w rytmach, ale też w partiach gitarowych. Takie afrykańskie polirytmie albo frazowania bardzo fajnie wprowadzali już The Ex, albo Talking Heads, ale ostatnio afrykańska muzyka stała się modna w indie, co np. w przypadku Vampire Weekend się dobrze sprzedaje, ale mi się w ogóle podoba. Najlepiej obrazuje to w popularność Omara Souleymana, boga hipsterów, który oczywiście nie jest z Afryki, ale wpisuje się w to samo zjawisko. Jaka jest Wasza relacja z muzyką afrykańską, czy szerzej, powiedzmy, egzotyczną?
[Patrick] Świetne pytanie. Dwa lata temu poszliśmy na koncert Omara Souleymana w Kolonii. Zabawne, bo był zapowiadana wtedy jako najbardziej popularny syryjski piosenkarz, a na widowni nie było ani jednego Syryjczyka.
Kolonia to bardzo międzynarodowe miasto, prawda?
[Patrick] Tak i to zamieszkane przez bardzo liczną społeczność syryjską. Mam zawsze bardzo mieszane uczucia odnośnie tego nieco fetyszyzującego zainteresowania muzyką afrykańską czy orientalną. Uwielbiam Talking Heads i Liquid Liquid, czy inne zespoły wplatające te elementy w swoje brzmienie, ale mi zawsze chodzi bardziej o rytmiczną stronę, w tym upatruję sens słuchania tego typu muzyki. W tym kontekście należy uważanie używać określeń w stylu „surowe brzmienie” – wiadomo, że brzmimy bardziej surowo niż Vampire Weekend, ale osobiście interesuje mnie taneczny element w muzyce pop, który znajduję również w muzyce afrykańskiej i to jest coś, co wykorzystuję w brzmieniu naszego zespołu.
[Benjamin] Chciałbym zaznaczyć, że motyw z wieloma bębnami nie jest w naszej muzyce od samego początku. Po prostu mieliśmy dodatkową perkusję i postanowiliśmy ją wykorzystać, by osiągnąć bardziej potężny efekt, więcej mocy i uczucia, w sensie fizycznym. Kiedy mówimy o „wykorzystaniu” afrykańskiej muzyki, przychodzi mi na myśl „Graceland” Paula Simona, któremu od początku zarzucano, że przywiózł sobie afrykańskich muzyków do nagrania płyty. I to kojarzy mi się z „wykorzystaniem”, chociaż nadal jest to świetna płyta. Ale w przypadku PTTRNS nie powiedziałbym, że elementy afrykańskiej muzyki w jakikolwiek sposób określają naszą tożsamość. Raczej czujemy, że to może być bardzo dobry składnik naszej muzyki, stąd to się u nas wzięło. Wykorzystaliśmy te dodatkowe bębny w naszych sesjach, podczas improwizacji. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby silniej zaakcentować ten element, to był konkretny powód pojawienia się u nas afrobeatu, czy jakkolwiek można to nazwać. Bardzo nam to pasowało, czuliśmy, że możemy do tego tańczyć, że nas to kręci, że może stać się częścią nas – czuję, że jest to dla mnie naturalne.
[Daniel] Słucham bardzo różnej muzyki, również afrykańskiej. Gdy jej słuchasz, doznajesz pewnych odczuć, prowokuje cię ona do ruchu, wywołuje te fizyczne reakcje, o których mówiliśmy. To kolejny powód, dla którego ten element pojawia się w naszych piosenkach. Chociaż nie zawsze jest to zamierzone, wdaje się w piosenkę przeważnie w momentach improwizacji i jeśli do niej pasuje, to super, jeśli nie, zamienia się w coś innego.
John Dieterich z Deerhoof opowiadał mi o projekcie Congotronics vs. Rockers, w którym grali razem z muzykami z Kinszasy i przygotowując się do koncertów analizowali utwory Konono no. 1 i Kasai Allstars. Okazało się, że nie mogą właściwie odczytać struktur rytmicznych tej muzyki – Afrykanie myślą o rytmie inaczej niż my, a my zawsze projektujemy nasze muzyczne nawyki na to, co słyszymy. Czy kiedykolwiek próbowaliście zanalizować pewne motywy muzyki afrykańskiej, rozłożyć ją na części?
[Hendrik] To ciekawe, bo próbowałem grać kawałki w stylu rytmów Konono, ale wiem, że nie umiem tego zrobić, więc gram tak, jak mi się wydaje, że powinienem i się nie przejmuję. Ale kiedy byłem młodszy grałem w grupie z muzykiem z Mali, który grał na djembe. Ja grałem na bębnie basowym. I zawsze wyglądało to tak, że on pokazywał mi, jak coś się gra, ja próbowałem i się myliłem. Wiem, że jakbym naprawdę dokładnie tego nie zanalizował, sumiennie i regularnie ćwiczył, pewnie i tak nie mógłbym zagrać muzyki afrykańskiej, więc grałem i gram, to co wydaje mi się, że brzmi właściwie.
[Patrick] Zgadzam się na całej linii z tym, co powiedziałeś na temat projekcji naszego wyobrażenia o brzmieniu afrykańskiej muzyki. Chociażby dlatego, że warunki i sytuacje w jakich powstaje muzyka w Afryce są zupełnie różne od tych, w jakich my poznajemy tę muzykę. Tylko bardzo nieliczne zespoły mają możliwość nagrania swojej muzyki i wydania tych nagrań. Inaczej nigdy byśmy o nich nie usłyszeli. Poza tym, my nie jesteśmy aż tak dobrymi muzykami, by móc naśladować tamto brzmienie, ale w sumie nas to nie interesuje. Jak mówiłem, nie jesteśmy zespołem, który chce się identyfikować z afrobeatem. Jest to jeden z elementów naszej muzyki. Można powiedzieć, że gramy pop, a elementy afrykańskie są jego częścią. I to jest piękno muzyki pop, że integruje wszystkie otaczające nas estetyki, choćby elektronikę, krautrock, muzykę afrykańską.
[Benjamin] To też kwestia perspektywy i kontekstu. Wyobraź sobie, że na ten koncert przyszli ludzie, którzy nie mają żadnej styczności z post punkiem, indie czy czymkolwiek z tych rejonów. Ludzie słuchający w radiu kawałek Shakiry na ubiegłoroczne mistrzostwa świata.
O nie, to straszna szmira!
[Benjamin] Tak, ale do pewnego stopnia lubię tę piosenkę. Zwłaszcza pod prysznic się nadaje, wiem, to bez sensu. (śmiech) Chodzi o to, że to, z czym ludzie kojarzą afrobeat to bardzo prosty rytm na dwa. Więc ci ludzie mogą powiedzieć o nas: „hej, ci kolesie grają pop jak Shakira”. Byłaby to zupełnie inna interpretacja tego, co robimy, w przeciwieństwie do naszej własnej opinii na ten temat. I jest to ok, bo rozpoznają w nas coś, co jest ewidentnie popową muzyką.
W czerwcu wydaliście dwie 12-calówki, na koncertach gracie sporo nowych numerów. Planujecie je przeznaczyć na kolejne 12-stki, czy raczej na album? Czy może jeszcze pozwolicie im dojrzewać?
[Patrick] Chyba pozwolimy, by trochę jeszcze dojrzały. Ostatnio mało ćwiczyliśmy, graliśmy tylko koncerty. Chcielibyśmy pograć ze sobą znowu jakiś czas. Na pewno mamy w planach nagranie nowego materiału. Właśnie zaczęliśmy serię tych 12-calówek, a ja uwielbiam takie serie i na pewno będziemy to kontynuować.
Wydaliście już dwie. Ile ich planujecie? Cztery? Pięć? Siedemnaście? 666?
[Patrick] Możliwe, że 666. Ostatnia będzie kowerem zespołu, którego możesz się domyślić (śmiech).
[Benjamin] Shakiry?
[Patrick] Nigdy nie wiemy, ile ich będzie, kiedy będzie ostatnia, może nigdy nie będzie ostatniej? Może zawsze będzie przedostatnia? Ale na pewno chcemy pisać i grać nowe piosenki, nagrywać płyty. I wrócić do Polski w pierwszej kolejności. Chcemy wrócić jak najszybciej.
[Benjamin] Właśnie miałem powiedzieć, że to był wspaniały wieczór. Planujemy wrócić do naszego grania, poczuć się z tym dobrze i jeśli zechcecie nas tu z powrotem, to chętnie przyjedziemy.
[Piotr Lewandowski]