Na scenie niepozorna i jakby trochę nieśmiała, ale kiedy sięga po gitarę i zaczyna śpiewać, mało kto jest w stanie oprzeć się jej urokowi i muzycznej ekspresji. Emma Niblett, bo tak Scout nazywa się w rzeczywistości, wydała w tym roku fantastyczny album „The Calcination of Scout Niblett” wyprodukowany przez Steve'a Albiniego i promuje go serią koncertów. Udało nam się porozmawiać z nią w Lizbonie, na jej pierwszym koncercie podczas jesiennej trasy. Trasę zamykają występy na Off Club w Katowicach i festiwalu ATP w Minehead, UK. Nier przegapcie jej piewszego koncertu w Polsce.
Rozmawiamy podczas Twojego pierwszego koncertu w trakcie Twojej jesienne trasy. Ostatni będzie na festiwalu ATP, a przedostatni w Polsce na OFF Club. Wiele uwagi poświęcasz astrologii, powiedz więc co wywróżyłaś sobie na tę trasę koncertową?
To prawda! Ale akurat teraz się tym nie zajmowałam!
Dlaczego?
Zazwyczaj robię to wtedy, kiedy nie jestem zajęta. Jeśli czymś się zajmuje to nie mam na to kompletnie czasu. Wiesz, generalnie wiem co mi się przydarzy. Decydujące znaczenie ma tutaj księżyc – wytacza znak co 2,5 dnia i krąży dookoła Ziemi co 28 dni. Inne planety np. Pluto który okrąża słońce 81 lat, przemieszczają się bardzo wolno. Więc nie obawiam się tego tak bardzo, bo to jest jedna z niewielu planet do której przykładam znaczenie. Więc generalnie wiem co się dzieje (śmiech).
Z drugiej strony astrologia wpływa na Twoje nagrania – swój ostatni album nagrałaś w dniu urodzin.
Zawsze staram się wybrać czas, który będzie odpowiedni do tego, żeby dać ujście mojej ekspresji. Zazwyczaj dużo zależy od położenia Merkurego, Wenus i Marsa – planet, których przede wszystkim używam – one determinują, kiedy jest najlepszy czas na tworzenie muzyki i jej rejestrowanie.
A koncerty? Czy można je nazwać w pewnym stopniu performancem? Na Primavera Sound wiosną Twój występ był niezwykle ekspresywny, kiedyś występowałaś z blond peruką, a dziś zagrałaś w robotniczym uniformie.
Moje koncerty różnią się od nagrań studyjnych, przede wszystkim przez sposób ekspresji. Dużo krzyczę, robię rzeczy, których w codziennym życiu czy w studiu nie miałabym okazji zrobić. Dla mnie granie muzyki to możliwość wypuszczenia z siebie emocji, które normalnie nie mają ujścia. Dlatego na żywo często można usłyszeć inną mnie, w porównaniu do tego, co znalazło się na płycie. Jednocześnie chcę, żeby występy sprawiały przyjemność zarówno mi jak i publiczności.
Tak, ale to znacząco różni się w wersji studyjnej od tej koncertowej.
Na żywo zdecydowanie szybko się rozładowuję.
Wróćmy do Twoich nagrań. „The Calcination of Scout Niblett” według mnie różnią się znacząco od poprzednich płyt. Przede wszystkim ze względu na kameralny minimalizm i wykorzystanie sekcji rytmicznej, która w niektórych utworach pojawia się tylko w określonych momentach. Jak to funkcjonuje?
To zależy. Kiedy tworzę piosenki, czasem komponuję wyłącznie na perkusji – chcę wykorzystywać ten instrument w pewien zdramatyzowany sposób. Nie lubię po prostu grać określonego bitu, to raczej mnie nudzi. Wolę tworzyć nastrój, dramatyzm sytuacji, poprzez bardziej skomplikowaną sekcję rytmiczną.
Podobno przygotowujesz symfonię...
Tak, to prawdopodobnie będzie następny album, ale już po tym który wydam po „The Calcination of Scout Niblett”. Muszę go bardziej dopracować, to długoterminowe przedsięwzięcie i pewnie nie nagram tego materiału jak standardowy materiał, ale pewnie zajmie mi to około roku.
Ukończyłaś szkołę muzyczną?
Tak, mam klasyczne wykształcenie na pianinie.
Nie mogę nie zapytać Cię o Steve’a Albiniego. Widziałem go jak niesamowicie grał z Shellac. Jak sprawdza się w roli producenta? Współpracował z niesamowitą gamą muzyków.
Wydaje mi się, że spodobała mu się moja muzyka. W przypadku naszej współpracy nagrywanie płyty to bardziej zagranie koncertu w studiu niż typowa rejestracja nagrań. Przy „Calucination of Scout Niblett” nie było żadnej dodatkowej obróbki czy dokładania kolejnych partii. Wszystko zostało zarejestrowane na setkę.
Na tej płycie zdaje się też, że trochę się uspokoiłaś, jeśli można tak to określić. Kompozycje nie są tam już tak punkowe, czasem szalone jak na poprzednich nagraniach. Oczywiście są wyjątki, ale całość wydaje się jakby bardziej dojrzała.
Szczerze mówiąc, nie poświęcam temu wiele uwagi. To zdecydowanie bardzo ważny album pod względem tekstów które napisałam, przez co na pewno jest o wiele bardziej wyciszony. Ale nie wydaje mi się przez to, że łatwiej go słuchać. To chyba zależy od tego jak każdy z osobna go odbierze.
Na mnie cały czas robi wrażenie, podobnie jak Twój występ. Dzięki za rozmowę i do zobaczenia w Polsce.
[Jakub Knera]