Debiutancki album kwartetu Cieślak i Księżniczki w końcu, po długich oczekiwaniach ujrzał światło dzienne. O tym, że to muzyka diametralnie inna od dokonań Ścianki pisać nie trzeba, bo już sam skład (gitara akustyczna + trzy instrumenty smyczkowe) i fakt, że Maciek Cieślak przerywając działania z rodzimą formacją, wskazuje, że mamy do czynienia z czymś zupełnie nowym.
Oprócz zbyt patetycznego fragmentu w „Get on the Plane” cały album ma stonowany, delikatny, wręcz filmowy klimat. Gitara akustyczna, uzupełniana przez smyczki, brzmi bardzo minimalistycznie i oszczędnie. Cieślak kreuje magiczną aurę, raz tworząc utwory stricte piosenkowe, innym razem bardziej swobodne, rozlazłe kawałki (jak chociażby zamykający „Queen of the Clearing” z mówionym tekstem), z czego wszystkie następują po sobie płynnie, doskonale się zazębiając. To płyta wyciszona, kameralna, w której pojawiają się także utwory instrumentalne, snujące się gdzieś w tle („The Belly of the Sky”). Gra Karoliny Rec, Edyty Czerniewicz i Julii Ziętek nadają kompozycjom powagi, może refleksyjności, ale na całe szczęście nie ma tutaj nadęcia. Ten wątek kobiecy jest odczuwalny wyraźnie, wnosi do twórczości Cieślaka powiew świeżości i trochę inne spojrzenie na muzykę. A czasem z tego niby-zadumania celnie wybijają czy to krzyki Cieślaka czy weselsze przerywniki jak „Shimmering”, które tej kameralnej płycie nadają wyrazistości i podkreślają naturalność. Piękny album.
[Jakub Knera]