Mam mieszane odczucia co do tej płyty. Jej tytuł nie pozwala uciec od porównań do pierwowzoru idei muzyki dla lotnisk czyli albumu Briana Eno z 1978 roku. Podkreślenie „real” każe upatrywać The Black Dog jako tych, którzy chcą stworzyć soundtrack bez lukrowanych, snujących się w tle melodii, jak można byłoby napisać o kompozycjach Eno. Od pierwszych utworów jesteśmy wiedzeni przez lotnisko - od wejścia, przez punkt informacyjny po terminale. Ta dramaturgia jest wyczuwalna niemal na każdym kroku - przecież w pozornie nudnej sali odlotów może dziać się naprawdę wiele.
No właśnie, ale czy naprawdę musi? Czasem przez pozorne „niedzianie się” możemy odczytać znacznie więcej treści, która potrafi powiedzieć nam więcej nie tylko o lotniskach i przestrzeniach komunikacji, ale nawet funkcjonowaniu człowieka w zglobalizowanym świecie. Płyta Eno pokazuje niejako jasną stronę lotnisk, ich utopijną wersję. TBD zwracają uwagę na mroczną stronę ich funkcjonowania. Nagrania z różnych lotnisk były zbierane przez 3 lata, ale czy to decyduje o atrakcyjności tego dzieła? Z pewnością chętniej na sali odpraw posłuchalibyśmy muzyki Eno niż płyty TBD, ale czy to oznacza że ich płyta odkrywa "prawdziwe oblicze" lotnisk? Nie jestem tego pewien.
[Jakub Knera]