polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Shining wywiad

Shining
wywiad

Mariaż jazzu, thrash metalu i progresywnych wątków na “Blackjazz”, najnowszej płycie Shining, może budzić kontrowersje. Czy jest to genialne, ekstremalne zrealizowanie metalowej idei z jazzową zdolnością interakcji między muzykami i otwartością? Współczesna odpowiedź na to, że rock progresywny odnajduje się na festiwalach jazzowych? A może pretensjonalne połączenie wątków z Zorna z gitarowym mięsem Fear Factory? My skłaniamy się do pierwszej odpowiedzi, Wy sami możecie przekonać się na Off i jesienią na Unsound. Oto wywiad z Shining po koncercie na festiwalu w Dour.

Pierwsze pytanie nurtuje mnie od kilku tygodni. Postanowiliście już na co wydacie pieniądze od  a-ha?

[Wszyscy]
Śmiech.

[Jørgen Munkeby – wokal, gitara, saksofon]
Postanowiliśmy mądrze je wydać.

Jak doszło do tego, że przyznano Wam ten grant?

[Jørgen]
Cóż, a-ha jest największą norweską grupą popową wszechczasów, odnieśli największy sukces, sprzedali przez 28 lat działalności miliony płyt, nagrali masę hitów i albumów. Naszym zdaniem są naprawdę dobrzy w tym co robią i są naprawdę dużym zespołem, w skali światowej. W tym roku postanowili rozwiązać zespół i przeznaczyć pewne pieniądze na dobre zespoły w Norwegii. Ufundowali cztery granty po 1 mln NOK , co w przeliczeniu daje ok. 160’000 dolarów / 125’000 euro. Niewiele było powiedziane na temat tego, jak wziąć udział w konkursie, nie było żadnych kryteriów udziały. A-ha zebrali jury złożone z norweskich i zagranicznych ekspertów, które wybrało 50 zespołów. Te zespoły poinformowano, że się zaklasyfikowały. Następnie, spośród nich wybrano osiem, które pogrupowano w pary – z każdego rejonu kraju była jedna para. My byliśmy w parze z Hanne Hukkelberg. Nagrodę otrzymał jeden artysta z każdej pary. Jury przyznało zespołom punkty, w sumie nieoficjalnie, nie wiadomo było, jaka jest punktacja. Następnie głosowali ludzie, przez Internet, w Norwegii też sms-ami. Punkty od ludzi dodano do punktów jury i tak powstał werdykt. I wygraliśmy.

Jak w „Tańcu z gwiazdami”. Czy grant ma określone z góry przeznaczenie, jesteście jakoś zobowiązani,  by wydać go na swoją muzykę, kolejny album itp.? Czy możecie nawet wziąć te pieniądze, pojechać na Hawaje i nikt nie każe Wam ich oddać?

[Jørgen]
Wiesz, jeśli masz milion koron, nie chcesz ich wydać na Hawaje. Chcemy zrobić z tych pieniędzy jak najlepszy użytek, tego samego oczekuje od nas a-ha. W tym momencie nasz najlepszy sposób na wydanie tych pieniędzy to nagranie albumu, ale oczywiście chcemy też odłożyć część tej kwoty na późniejsze pomysły.

Zapytałem, bo w  większości krajów takie inicjatywy są czymś niecodziennym.

[Jørgen]
To prawda, w Norwegii też.

Czy ten grant bardzo Wam pomaga żyć z muzyki? Udaje Wam się to grając w Shining i w innych zespołach?

[Torstein Lofthus – perkusja]
Gramy w Shining i w wielu innych projektach, co pozwala nam się utrzymać z muzyki. Ale robimy to dla muzyki, nie dla pieniędzy przecież. Obecnie z samego Shining nie udałoby się związać końca z końcem, może w przyszłości. Zresztą, nawet ten milion nam tego nie zagwarantował.

Tak, to tylko tymczasowy dochód. Śledzę Waszą twórczość od czasu „In The Kingdom of Kitsch”, później „Grindstone” i oczywiście najnowszą. Chyba przegapiłem Wasz pierwsze albumy.

[Jørgen]
Nie Ty jeden.

Co skłoniło Was do coraz cięższego grania na każdym kolejnym albumie?

[Bernt Moen – klawisze, syntezatory]
Był to w miarę naturalny postęp, spowodowany naszymi doświadczeniami. Większość z nas jest muzykami sesyjnymi, jazzowymi, ale od młodości słuchaliśmy dużo metalu, Slayera, Metallici i tego typu kapel. Większość czasu rozdzielaliśmy te kierunki, ale ostatecznie i tak się spotkały. Więc dla mnie był to naturalny proces.

Od, powiedzmy, lat 80tych, można się zastanawiać na temat zależności między progresywnym rockiem, metalem i jazzem. Jak Wy się odnajdujecie w trójkącie wyznaczanym przez te trzy nurty?

[Bernt]
Poza nimi, na zewnątrz boku między jazzem a metalem (śmiech). Tak na serio, to nasz postęp przychodzi sam z siebie i dlatego nie powiedziałbym, że obracamy się w jakimś stylistycznym trójkącie. To, jak gramy teraz nie oznacza, że w przyszłości, za jakieś dwa/trzy lata, nie będziemy zupełnie gdzie indziej. To rodzaj podróży.

Macie już pomysły w jakim kierunku Wasza muzyka może podążyć w przeciągu tych dwóch/trzech lat?

[Jørgen]
Szczerze, dopiero dwa dni temu, czy może nawet wczoraj zaczęliśmy rozmawiać na temat nowej płyty, co chcielibyśmy zrobić. Dopiero co mieliśmy burzę mózgów. Byliśmy bardzo zajęci, byliśmy ciągle w trasie odkąd wydaliśmy ostatni album.

Co zresztą stało się jakieś kilka miesięcy temu.

[Jørgen]
Tak, graliśmy koncerty cały ten czas. Ale wracając do pytania, czujemy, że na świecie jest teraz trochę więcej miejsca dla blackjazzu i z tego czerpiemy. Być może zrobimy więcej rzeczy, których już spróbowaliśmy na poprzednim albumie. Jesteśmy z niego bardzo zadowoleni i może pójdziemy dalej w tym kierunku.

Gdy rozmawiałem w lutym z Larsem Horntvethem, mówił, że w Norwegii istnieje podgatunek na styku jazzu i metalu. Był nim zresztą bardzo podekscytowany. Czy macie wrażenie, że sukces Waszej płyty przeciera szlaki innym zespołom chcącym pójść w tym kierunku?

[Jørgen]
Tak, myślę, że w pewien sposób pomogliśmy otworzyć dla nich drzwi. I nie chodzi tylko o zespoły norweskie, ale o kapele z całego świata, które obecnie eksperymentują i tworzą wariacje na temat połączenia metalu z jazzem. Ruch następuje zresztą w obu kierunkach – zespoły metalowe skłaniają się ku jazzowi i muzyce progresywnej. W Norwegii mamy Enslaved i IHSAHN, nawet Mayhem idzie w tę stronę, chociaż może w ich przypadku bardziej w stronę muzyki współczesnej. Podobnie szwedzkie Meshuggah. My idziemy w przeciwnym kierunku niż oni, ale obracamy się w tej samej przestrzeni. Jest wielu ludzi, którzy to robią i otwieramy te drzwi razem, choć być może dodatkowo te popchnęliśmy poprzez nagranie tego albumu, nadanie mu takiego właśnie tytułu i zwrócenie uwagi na fenomen, który wydarza się teraz na całym świecie.

[Bernt] Przemieszanie stylów jest szczególnie widoczne podczas koncertów, kiedy gramy utwory z poprzednich płyt w nowy sposób, ich brzmienie jest cięższe.

Naprawdę podobało mi się, jak zagraliście kawałek In The Kingom of Kitsch z „Grindstone”, w której na pierwszy plan wyszły inne elementy niż na płycie. Wspomnieliście Enslaved. Macie na koncie wspólny projekt z Enslaved, który wykonaliście w tym roku na Roadburn. Pewnie graliście to częściej, ale słyszałem tylko o Roadburn…

[Bernt]
„The Armageddon Concerto”. Zagraliśmy go tylko dwa razy.

Gdzie i kiedy był drugi?

[Jørgen]
Właściwie pierwszy – na festiwalu jazzowym Molde w Norwegii.

Grutle Kjellson z Enslaved śpiewa na 21st Century Schizoid Man na „Blackjazz”. Czy ten projekt powstał jeszcze przed płytą?

[Jørgen]
Przed. Graliśmy trasę z Enslaved w październiku 2007 roku, potem zastanawialiśmy się nad współpracą, gdyż dostaliśmy od Molde propozycję przygotowania wspólnego projektu z innym zespołem, jako głównego wydarzenia festiwalu. Zaszczyt, bo Molde jest największym jazzowym festiwalem w Norwegii. Pomyśleliśmy o Enslaved, porozmawialiśmy z nimi o tym i ogłosiliśmy to w marcu 2008. Wtedy zaczęliśmy nad tym pracować. Mieliśmy trochę materiału wcześniej, ale tak naprawdę całość powstała wiosną, od marca do czerwca. Wtedy wszystko skomponowaliśmy  i pod koniec lipca odbył się koncert. Wtedy był pierwsze wykonanie, a rok później je powtórzyliśmy. Gdyby „The Armageddon Concerto” zostało wydane na płycie, byłoby pośrednim etapem między „Grindstone” a „Blackjazz”. Byliśmy wtedy naprawdę w połowie drogi do stylu Blackjazz”.

Czy są szanse, że ktoryś z tych koncertów zostanie wydany?

[Jørgen]
Szanse są zawsze, aczkolwiek nie mamy takich planów. Jesteśmy bardzo zajętymi zespołami, mamy swoje własne grafiki, więc zdecydowaliśmy się tego nie wydawać.

[Tor Egil Kreken - bas] Postanowiliśmy też więcej tego nie grać. Ale tak samo było po pierwszym wykonaniu, a jednak zagraliśmy po raz drugi, więc nigdy nie wiadomo.

[Jørgen] Prawda. Ale generalnie odpowiedź brzmi „nie”.

Kierunek, który obraliście sprawia, że musicie pisać więcej tekstów. Na „Kingom of Kitsch…” teksty są gdzieniegdzie, na „Blackjazz” już w większości utworów. Jak istotne są teraz teksty w Shining?

[Jørgen] Coraz ważniejsze i zapewne w przyszłości będzie ich tyle samo lub nawet więcej niż na „Blackjazz”, bo polubiliśmy grać rockowe piosenki. Chociaż nie ma nic pewnego… Ale są teraz ważniejsze niż wcześniej, zajmują więcej miejsca i jest z nimi więcej pracy, bo teraz chcę coś przez nie przekazać.

„Blackjazz” wyprodukował Sean Beavan, znany ze współpracy z Nine Inch Nails i Marylinem Mansonem. Dlaczego wybraliście tę osobę? Jak doszło do tej współpracy?

[Jørgen] Chcieliśmy z nim współpracować, wiedząc jak istotny okazał się w tworzeniu brzmienia tamtych zespołów. Pomyśleliśmy, że to by było dobre połączenie z naszym typem muzyki. Tworzymy dość chaotyczną muzykę i chcieliśmy, żeby zabrzmiała w takim wypolerowany, komercyjny i drogi sposób – naprawdę profesjonalnie i dobrze. Ale także  chcieliśmy, by miała energię. Lubię energię i taki amerykański połysk, jaki miały płyty produkowane przez Beavena. Zaprosiliśmy go do współpracy i Sean się naprawdę ucieszył. Nagrywaliśmy w Stanach przez dwa tygodnie i Sean miał rzeczywiście duży wpływ na ostateczne brzmienie płyty. Nie brzmiałaby tak, gdyby nie on. Bardzo się cieszymy z tej współpracy, naprawdę jest genialnym producentem i chcielibyśmy współpracować z nim dalej. Zwłaszcza, że efekt końcowy przerósł nasze oczekiwania.

Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na koncertach w Polsce.

[Piotr Lewandowski]

recenzje Shining w popupmusic