Insidious Disease to nowa nazwa na mapie ekstremalnego metalu. Elektryzujący skład, który stoi za debiutem „Shadowcast”, z niejednego pieca jadł chleb. Przyszłość pokaże czy to tylko jednorazowy projekt, czy też zespół pełną gębą. Na początek krótkie CV muzyków i wywiad z wokalistą Markiem Grewe. A gdzieś obok do poczytania recenzja „Shadowcast”.
Sven Atle „Silenoz” Kopperud – gitarzysta, współzałożyciel, główny kompozytor i autor wielu tekstów dla Dimmu Borgir. W drugiej połowie lat 90. udzielał się ponadto w thrashmetalowym Nocturnal Breed.
Jon Øyvind „Jardar” Andersen – gitarzysta i współzałożyciel norweskiej grupy blackmetalowej Old Man’s Child. Nagrał z tym zespołem cztery albumy.
Tony Laureano – perkusista, który udzielał się choćby na płytach Nile („In Their Darkened Shrines”) oraz Internecine („The Book Of Lambs”) oraz wspomagał koncertowo m.in. Dimmu Borgir i Malevolent Creation.
Shane Embury – basista zaangażowany w mnóstwo zespołów, z których ten najważniejszy to Napalm Death. Oprócz tego Embury nadal udziela się w supergrupach Lock Up, Brujeria, czy opisywanym kilka numerów wcześniej , Venomous Concept.
Marc Grewe – wokalista zdecydowanie najlepszego zespołu deathmetalowego naszych zachodnich sąsiadów. Z Morgoth nagrał wszystkie płyty. Poza tym wypuścił dwie płyty Power Of Expression, grupy z zacięciem core’owym. Ponadto gościnnie zaśpiewał na ostatnim albumie Comecon „Fable Frolic”.
Witaj Marc! Albumem Insidious Disease wracasz do swojej młodości. W tym roku stuknęła Ci 40-tka, a na „Shadowcast” wydzierasz się jakbyś miał 20 lat. Nadal sprawia Ci to frajdę?
Tak, oczywiście, nadal mnie to bawi. Przez lata tęskniłem do takiego grania jak w Insidious Disease. Wiesz, włożyłem w ten zespół 150% całego mojego serca. Wiek nie przeszkadza mi wcale. Tak długo, jak mój głos będzie brzmiał silnie i agresywnie, będę miał 20 lat. (śmiech)
Na „Shadowcast” odwołujecie się do tradycji starej szkoły death metalu. Myślisz, że młodzi słuchacze brutalnej odmiany tego gatunku zainteresują się takim wspominkowym albumem?
Cóż, mam nadzieję, że tak. Album zawiera wiele elementów, które sprawiają, że jest zarówno brutalny jak i interesujący. Znajdziesz tu nie tylko szybkie blasty, ale też po prostu ciężkie i wolne partie. „Shadowcast” oferuje wiele odcieni death metalu, w tym zmienne tempo, świetne gitarowe solówki oraz refreny, które zostają w głowie.
Okładka „Shadowcast” będzie ocenzurowana tekturowym slipcase. Czy krwawa oprawa i stylistyka, w której porusza się zespół, nie jest zbyt wyeksploatowana?
Okładka pokazuje tylko mroczną stronę naszego życia. Przecież te wszystkie chore rzeczy zdarzają się codziennie, lecz nie jesteśmy raczej tego bezpośrednimi świadkami. Wszystko funkcjonuje jakby za zamkniętymi drzwiami społeczeństwa. Wiesz, pisząc czy śpiewając o brutalnych sprawach trzeba również użyć odpowiednich grafik. Zauważ jednak, że nie jesteśmy zespołem, który uwielbia brutalność samą w sobie. Cały przekaz „Shadowcast” to coś w rodzaju „czytania między wierszami”.
Na specjalnej edycji "Shadowcast" znajdą się dwa utwory, w tym cover Death. Wracasz czasem do pierwszych płyt Death, Possessed, Autopsy, Massacre?
Oczywiście! Jesteśmy przecież pierwszą generacji fanów i zarazem muzyków. Nadal czerpiemy wpływy z tych zespołów.
W skład Insidious Disease wchodzą muzycy z różnych stron świata. Jak będzie wyglądała sprawa prób i koncertów Insidious Disease? Shane Embury ma pewnie mocno napięty grafik z Napalm Death.
Wymienialiśmy się nagraniami za pośrednictwem Internetu. Przed wejściem do studia mieliśmy jedną porządną próbę. Zatem jak widzisz, cała dźwiękowa agresja została zapisana podczas sesji nagraniowej „Shadowcast”.
Graliśmy nasz pierwszy koncert na festiwalu Wacken Open Air w zeszłym roku. Spotkaliśmy się kilka dni wcześniej i wydaje mi się, iż wszystko wypadło dość dobrze. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wszyscy muzycy z Insidious Disease są bardzo pochłonięci pracą w swoich głównych zespołach, ale myślę, iż znajdziemy trochę czasu na zagranie trasy koncertowej. Wystarczy raz na jakiś czas sprawdzać informacje na naszej stronie MySpace.
Jaki jest podział ról w Insidious Disease? Kto zajmuje się komponowaniem i pisaniem tekstów?
Kiedy dołączyłem do zespołu, większość rzeczy, tj. muzyki i tekstów, była już napisana przez Silenoza, Tony’ego Laureano i Jardara. Właściwie mój wkład ograniczył się do ułożenia linii wokalnych i utrwalenia ich w studiu.
W przeszłości udzielałeś się na kilku albumach, m.in. Comecon, Power Of Expression, Despair. Którą z tych sesji wspominasz najlepiej po latach?
Power Of Expression to był mój własny zespół, a co za tym idzie, najważniejszy. Na pozostały płytach po prostu udzielałem się gościnnie. Wszystko to wspominam bardzo mile. Zawsze świetnie jest pracować z różnymi muzykami. To zdecydowanie poszerza muzyczne horyzonty.
Przy okazji rozmowy z Tobą, chciałbym zapytać o Morgoth. Ostatnio na koncerty reaktywowały się m.in. Carcass, Atheist, At The Gates. Myśleliście o powrocie z Morgoth, aby znów odegrać klasyki z „Cursed” czy „Odium” na scenie?
Nie, to nie wydarzy się w najbliższej przyszłości. W tej chwili całą moją uwagę skupiam na działalności Insidious Disease.
A masz kontakt z pozostałymi muzykami Morgoth?
Tak, jak najbardziej. Ci goście są nadal moimi najbliższymi przyjaciółmi.
W tamtym roku Century Media zapowiedziała wznowienie Waszej drugiej płyty „Odium”. Czy ten temat jest nadal aktualny?
Nie mam pojęcia. Nic o tym nie słyszałem. Wiem, iż „Cursed” został wznowiony jakiś czas temu, ale nic nie wiem o planowanej reedycji„Odium”. Zobaczymy czy coś z tego wyjdzie.
Dlaczego nigdy nie wydaliście z Morgoth płyty koncertowej? Zabrakło czasu?
Właściwie to nie wiem. Kiedyś nie mieliśmy takiej potrzeby, aby wypuszczać album koncertowy. Fakt, nagraliśmy kilka występów, ale zawsze nie pasowało nam brzmienie. I to był pewnie główny powód, dlaczego Morgoth nie ma w dyskografii koncertowego krążka.
Przy okazji, pamiętasz występ Morgoth na Death Metal Festival (1991) w Polsce, w Jastrzębiu Zdroju, wspólnie z Grave i Dismember?
O tak, pamiętam. Polska zawsze była dla nas wspaniała, a ludzie zawsze przyjacielsko nastawieni, uwielbiający naszą muzykę. Przywołałeś wspaniałe wspomnienia. Pamiętam zabawną sytuację, jak ktoś z obsługi tego koncertu dosłownie przybił bęben do podestu pod perkusję. (śmiech)
Kiedyś słyszałem coś o Waszej współpracy z Carlem McCoyem. Miał podobno nagrać wokale do kilku utworów Morgoth? Czy do tego doszło?
Tak, Carl nagrał wokal do jednego utworu, ale nigdy tego nie opublikowaliśmy. Patrz, zupełnie o tym zapomniałem. Muszę spróbować to gdzieś odszukać.
Dziękuję za rozmowę.
(foto: Kjell Ivar Lund)
[marc!n ratyński]