Dla wielu osób, w tym niżej podpisanego, Red Red Meat jest zespołem poprzedzającym Califone – łączą je przede wszystkim lider i wokalista Tim Rutili, ale także grający na perkusjonaliach Ben Massarella i Brian Deck, wówczas perkusista RRM, a w ostatnich latach producent Califone oraz m.in. Iron & Wine. Red Red Meat nigdy nie osiągnęło wielkiej, by nie powiedzieć – należnej, popularności, choć mogli wypłynąć na fali grunge’owej eksplozji albo w następstwie wspólnej trasy ze Smashing Pumpkins. Reedycja „Bunny Gets Paid”, ich bodaj najlepszej płyty z 1995 roku, pokazuje jednak po pierwsze dlaczego gwiazdami nie zostali, a po drugie, że po latach powrót do ich twórczości jest znacznie przyjemniejszy i ciekawszy niż w przypadku większości gwiazd lat 90-tych.
„Bunny Gets Paid” to pierwszy wyraźny zwrot zespołu w stronę wartości, które później wyznaczą drogę Califone – tajemnicze, niedopowiedziane, duszne granie pełne spleenu, w którym bluesowe korzenie i rockowe przyzwyczajenia zabierane są w przestrzeń naszpikowaną noise’owo-akustycznymi kontrastami, a struktury piosenek rozmywają się w instrumentalnych pasażach. Słyszymy już tutaj charakterystyczne później dla Califone brzmienie gitary akustycznej, choćby w otwierającym Carpet of Horses czy Buttered. Nawet najbardziej rockowe, punkowe niemal, momenty, toną w jazgotliwym, zardzewiałym brzmieniu, a dyskretne włączenie elektroniki, które dziś wydaje się jak najbardziej normalne, wówczas – w roku 1995 – było krokiem pod prąd. Posępną zagadkowość i nierealność tej muzyki wspaniale podkreśla tonący w gitarach i niedopowiedzeniach wokal Tima Rutili. Można zaryzykować tezę, że to jego introwertyczna maniera sprawiła, że utwory jak Chain Chain Chain czy Gauze, potencjalne hity w dekadzie punktowanej przez Jeremy, Polly czy Black Hole Sun, takimi się nie stały. Na sam koniec, mglisty i wietrzny pejzaż tej fascynującej płyty cudownie rozświetla promyk w postaci There's Always Tomorrow, koweru ballady z kukiełkowej animacji „Rudolf – Czerwononosy Renifer” z roku 1964.
„Bunny Gets Paid” fantastycznie poradziło sobie z upływem czasu, nie tylko w odniesieniu do klimatu płyty, ale też kompozycji i brzmienia. To ostatnie zyskało na głębi i czystości w omawianej tutaj zremasterowanej wersji. Owa wydana przez Sub Pop wersja deluxe zawiera też ponad pół godziny muzyki na bonusowym dysku. Znajdujemy na nim kilka utworów w innych wersjach (z singli lub demówek), kowery Low i A Flock of Seagulls, niepublikowany kawałek i wymowny, dubowy remiks „Mouse-ish”. Sympatyczne, ale to jednak gadżet. Natomiast samej płyty wręcz wstyd nie znać.
[Piotr Lewandowski]