Trevor Dunn to sideman wysokiej próby, regularny współpracownik Johna Zorna, basista Fantomas i niegdyś Mr. Bungle. Jednak mając ponad siedemdziesięciu płyt w dorobku, ledwie na kilku był postacią pierwszoplanową. Do tej pory były to dwie dobre, elektryczne avantjazzowe albumy formacji Trevor Dunn’s Trio Convulsant, firmowane jego nazwiskiem, ciekawe „Four Films”, na których znalazły się kompozycje stworzone do offowych krótkometrażowe. Zaś z harfistką Shelley Burgon nagrał kilka zupełnie niszowych i wydawanych w małych nakładach duetów.
Tym razem Dunn mierzy się z muzyką rockową. Robi to w sposób bezpośredni, przewidywalny i niestety efekty są kiepskie. Nie odnajdujemy tutaj błyskotliwości Mr. Bungle, gdzie Trevor przecież też komponował, lecz konwencjonalne, poukładane granie nawiązujące nieco do starszych płyt Faith No More. Blado, archaicznie niemal wypada wokalistka Sunny Kim. Za to instrumentalistów Dunn zgromadził niezłych: perkusistą jest jego współpracownik z Trio Convulsant Ches Smith, grający też Marc Ribot's Ceramic Dog, Secret Chiefs 3, Xiu Xiu; gitarzystą jest Islandczyk Hilmar Jensson (Tyft, Kitchen Motors); a koncertowy skład poszerza klawiszowiec Erik Deutch, grający też z Devotchka i Charlie Hunterem. Jednak solidność muzyków o jazzowej proweniencji i smaczki, zwłaszcza sekcji rytmicznej, ukryte pod powierzchnią to za mało, by uratować ten sztampowo pop-rockowy album.
[Piotr Lewandowski]