Przy olbrzymim szacunku dla osiągnięć rodzimej sceny jazzowej w ciągu ostatnich kilkunastu lat, nisza na przecięciu jazzowej improwizacji i tzw. nowych brzmień pozostawała długo niewypełniona. Jasne, że nujazzowe tendencje generalnie zaowocowały relatywnie wąskim katalogiem płyt, które wytrzymują próbę czasu, lecz jeśli już tak się dzieje, to niemal wyłącznie wtedy, gdy za flirt z tzw. nowymi brzmieniami brali się otrzaskani jazzmani/improwizatorzy. Przypomnijmy sobie efekt zaproszenia do współpracy DJ Logic'a przez trio Medeski, Martin & Wood lub Vernon'a Reid'a lub cykliczny projekt Matthew Shipp'a "Blue Series Continuum", zderzający jego świetną akustyczną grupę z wyobraźnią wybranych producentów i didżejów, a staje się jasne co mamy na myśli.
Tym bardziej szkoda, że do tej pory nowocześnie funkujące brzmienia czy też jazzowo-elektroniczne zmaganie nie były w Polsce praktycznie podejmowane przez muzyków wywodzących się z żywej, improwizującej sceny. Tę lukę nareszcie i z powodzeniem wypełniają dwie bydgoskie formacje - The Cyclist i Spejs. Ciężko uniknąć mówienia o jednej z nich nie wspominając drugiej, gdyż łączą je więzi personalne, a obie grupy wydały swoje debiutanckie płyty w wytwórni Electric Eye praktycznie w tym samym czasie. Przy tym dla obu albumów kapitalne znaczenie ma ich doskonałe brzmienie, oddające zarówno dynamikę, jak i niuanse muzyki, oraz frenetyczna perkusja Jacka Buhla. Ten związany w przeszłości z Variete i jassowymi Trytonami, w The Cyclist gra razem z basistą Wojtkiem Woźniakiem, również znanym z Variete, Danielem Mackiewiczem (Sing Sing Penelope) i didżejem, niejakim Grzanko Muzykantem. O Spejs za chwilę.
The Cyclist balansuje na styku improwizacji i rysów kompozycyjnych, opartych czy to na sekcji rytmicznej, czy na temacie instrumentów klawiszowych. W fantastycznie swobodny i absorbujący sposób penetruje przestrzenie rozpościerające się pomiędzy wyraźnymi, wciągającymi groove'ami (tych jest na "Gymnastics" co niemiara), zwiewnymi tematami klawiszy (vide uroczy francuski temat klawiszy z samplami wokali w utworze Paryżanka), dozą psychodelii oraz free jazzowymi spięciami, zaburzającymi jasny i pogodny nastrój, w jaki słuchacz chętnie wpada dzięki pulsującym, funkującym numerom. Spozierające spod dźwięków zróżnicowanie doświadczeń członków zespołu, od rockowo/nowofalowych po jazzowe oraz podlanie tej dynamicznej muzyki gęstym sosem skreczów, nasuwa skojarzenia z nieśmiertelnym "Combustication" Medeski, Martin & Wood. Co jest tylko i wyłącznie komplementem.
Natomiast w Spejs wspomniany Jacek Buhl spotyka się z Karolem Szaltisem (instrumenty klawiszowe), Awry Sz'em (adaptery) i Tomkiem Glazikiem, obsługującym saksofon tenorowy oraz syntezator. Tego ostatniego znamy np., z Sing Sing Penelope i Contemporary Noise Quintet, ale nie o rozwikłanie siatki personalnych powiązań bydgoskiej sceny chodzi. Interesuje nas to, że Spejs eksploruje odmienne rejony jazzowo-elektronicznego pogranicza. Brak basu sprawia, że nie uświadczymy na "Człowieku z Jednym Pejsem" dynamicznych groove'ów - niskie rejestry wypełniane są przez instrumenty klawiszowe i sporo w tej muzyce kwaśnych improwizacji, odkrywania wspólnego sonicznego wymiaru dla brzmień wyciągniętych z jazzowego, hip-hopowego i elektronicznego środowiska. Przyglądając się poszczególnym kompozycjom można dostrzec, że w zasadzie oparte są one o ewolucję otwierających je tematów poprzez oszczędnie rozwijający się dialog instrumentów. Warto podkreślić, że o żadnych nu jazzowych kompozycyjkach nie ma tutaj mowy, muzyka Spejs to improwizacyjne, niedopowiedziane struktury, które wraz z przebiegiem albumu wpadają w coraz bardziej niespieszne tempa. Mam jednak wrażenie, że pewne skondensowanie materiału wyszłoby "Człowiekowi z Jednym Pejsem" na dobre, nie jestem też przekonany do domknięcia płyty remiksami dwóch kompozycji pojawiających się na nim chwilę wcześniej.
Wieść gminna niesie, że Spejs spotykają się raz w roku i od razu wchodzą do studia. Ponoć nagrali już drugi materiał z norweskim kontrabasistą Audunem Ramo i Sebastianem Gruchotem - mieszkającym w Norwegii i współpracującym m.in. z Sing Sing Penelope. Ciekaw jestem tego projektu, jednak przede wszystkim nurtuje mnie koncertowe oblicze zespołu. Zwłaszcza, że formalnie wymienianym członkiem zespołu jest VJ Spontanity. Pozostaje mieć więc nadzieję, że audiowizualne improwizacje Spejs'ów niebawem będzie mogło przeżyć szersze grono osób, niż bywalcy kilku klubów, z którymi związana jest formacja. Analogicznie wyglądam koncertowego oblicza The Cyclist. Wydaje się to konieczne dla potwierdzenia pozycji nowych bandów w katalogu Electric Eye, choć już teraz wiosenna ofensywa tego nowego wydawnictwa jest bezapelacyjnie jednym z najjaśniej święcących punktów pierwszego półrocza na rodzimej scenie.
[Piotr Lewandowski]