Incubus ma już za sobą okres grania muzyki bardzo dynamicznej, energetycznej i teraz kontynuuje swą ewolucję w kierunku wyznaczonym przez poprzednie dwa albumy. Coraz więcej w ich twórczości spokoju, elementów lirycznych. W składzie zespołu nastąpiła jedna zmiana, funkcję basisty przejął Ben Kenney, grający wcześniej w The Roots. Jakby na przekór temu wydarzeniu, wpływów hip-hopowych na tej płycie praktycznie nia ma. "A Crow Left of the Murder" ma jakby trzy oblicza. Część utworów (Megalomaniac, Beware! Criminal, Leech) brzmi tradycyjnie, nie przynosi rewolucji. Część numerów ma posmak retro, przebija przez nie sielankowy nastrój rock'n'rolla - nie przypadkiem płyta została wyprodukowana przez tę samą ekipę, co ostatnie wydawnictwo Stone Temple Pilots. Kompozycje te przynoszą nowe barwy, gitary są cieplejsze niż dawniej. Wokalista Brandon Boyd, w mojej opinii jeden z najciekawszych głosów mainstreamu ostatnich lat, tutaj odnajduje się bardzo umiejętnie w zmienionym środowisku. W tekstach sporo jest wątków osobistych, zwłaszcza damsko-męskich, co niestety bywa banalne. Ciekawe zadanie stoi przed didżejem zespołu, który odnajduje się w konwencji jakże dalekiej od eksponowania roli gramofonów, wtapiając umiejętnie w delikatną stylistykę płyty. Mamy też kilka kawałków noszących nieśmiałe znamiona powrotu do wczesnych dokonań zespołu, ale przetworzonych przez doświadczenia kilku lat grania. Właśnie te utwory, takie jak Sick Sad Little World, Zee Devil, Priceless, stanowią obok lirycznych, lekkich kawałków najciekawsze momenty albumu. W nich czają się najlepsze zagrywki i patenty, ukazujące swobodę i fantazję muzyków.
Bez dwóch zdań, nie jest to żadna alternatywa, ani super progresywna rzecz. Ale nie o to chodziło. Ważne jest, że na "A Crow Left of the Murder" słychać, że zespół tworzy zgodnie ze swoim stanem ducha i umysłu. Ewolucja od grania ciężkiego w stronę delikatniejszej twórczości nie jest unikatowym zjawiskiem, ale w przypadku Incubus przekształcenie podejścia do muzyki i sposobu wykonywania osiąga nową jakość, zachowując wspólny mianownik z dawnym materiałem. Najlepiej słychać to w grze gitarzysty i w śpiewie Brandona. Po słabszej, nieokreślonej płycie "Morning View", Incubus odzyskał pewność siebie.
[Piotr Lewandowski]