Na wizytę The Cinematic Orchestra w Polsce czekaliśmy baaardzo długo, więc tym milej, że gdy zespół już do nas zawitał, dał dobry koncert w warszawskim Palladium i został gorąco przyjęty. Skoro od czasu premiery ostatniej płyty CO minęło już kilka lat, usłyszeliśmy sporo nowej muzyki zapowiadającej kolejny album formacji, dość odmiennej od nastrojowych nowojazzowych brzmień, którym Cinematic Orchestra zawdzięczają zasłużoną estymę. Zaraz po koncercie spotkaliśmy się z głównym sprawcą tego zamieszania, czyli Jasonem Swinscoe.
Jakie są twoje wrażenia po dzisiejszym koncercie? Publiczność reagowała aż zaskakująco żywiołowo.
To prawda - choć oba koncerty w Polsce były udane, to jednak publiczność w Warszawie była bardziej wspaniałomyślna i łaskawa dla nas niż w Poznaniu. Fantastycznie nas odebrano.
Bez dużego ryzyka błędu można powiedzieć, że największą siłą płyt Cinematic Orchestra jest ich pełen emocji nastrój. Powstaje pytanie, czy możliwe jest odtworzenie tej intymnej atmosfery na koncertach, czy może żywy kontakt z publicznością wymaga uwypuklenia innych aspektów waszej muzyki?
Po płyty możesz sięgnąć w dowolnym momencie, jest twoją sprawą jak i kiedy ich słuchasz, natomiast w przypadku koncertu liczy się konkretny moment, najważniejsze dla mnie na koncertach jest wspólne przeżywanie muzyki, dzielenie się nią i jej emocjami. Chodzi o ukazanie scenicznej interakcji, interakcji między muzykami, ale przede wszystkim między muzykami a publicznością. Nawiązanie kontaktu ze słuchaczami jest bardzo ważne, nie wyobrażam sobie koncertu jako odgrywania piosenek.
Słusznie, lecz poza tym utwory na płytach Cinematic Orchestra są bardzo dopracowane, ustrukturyzowane i wielopłaszczyznowe, na dodatek powstają w warunkach diametralnie innych niż koncertowe. Jak radzisz sobie z przełożeniem tych złożonych kompozycji bogatych w sample na żywą energię?
Grając na żywo opieramy się na aranżacjach, które są dość luźne i dzięki nim budujemy atmosferę, co równocześnie umożliwia nam improwizację. Utwory są otwartymi formami, które mają zabrać publiczność w podróż, zdecydowanie od reakcji publiki zależy, jak długie i eksperymentalne będzie wykonanie konkretnego dnia. Oczywiście, że występ na żywo powinien być dalece odrębny od muzyki studyjnej, która powstaje w środowisku bardzo kontrolowanym, gdzie każdemu detalowi można poświęcić niemal dowolną ilość czasu, kontemplując go i poprawiając. Na żywo wszystko jest natychmiastowe, nie ma miejsca na poprawki, ale jest miejsce na interakcję. Koncerty nie mają być próbą odtworzenia albumów, taka replika jest niemożliwa i niewskazana, raczej mają być przejawem zrozumienia granej muzyki.
W opanowaniu całości aranżacji w pewnym stopniu pomagało pewnie to, że sekcję smyczkową i dętą usłyszeliśmy dziś z twojego laptopa. Niestety. Jeśli bowiem miałbym coś zmienić w dzisiejszym koncercie, to życzyłbym sobie przynajmniej dęciaków granych na żywo. Czy wasze koncerty zawsze wyglądają w ten sposób, czy może próbujecie grać też w szerszym, powiedzmy kompletnym, składzie?
Zdarza nam się grywać wraz z kwartetem smyczkowym, saksofonistą i didżejem. Chciałbym mieć w zespole całą sekcję dętą, ale niestety sprawa rozbija się o pieniądze. Koszt zorganizowania trasy tak dużego zespołu moglibyśmy pokryć grając tylko koncerty dla czterech/pięciu tysięcy osób. Może jeśli o Cinematic będzie bardziej głośno to będziemy przyciągać tyle ludzi na koncerty? W każdym razie, zdecydowanie chciałbym dodać te dwa elementy do naszego żywego brzmienia.
Debiutancki album "Motion" jest bardzo "twoim" dziełem, na "Everyday" współpraca z innymi muzykami jest bardziej wyczuwalna...
Och, oczywiście...
...a ostatnia płyta Cinematic, jak się do tej pory ukazała, jest zagrana na żywo, choć w studio. Czy ten trend będzie kontynuowany na kolejnym albumie?
Na nowej płycie ponownie słychać dużo więcej mnie i moich pomysłów. Oczywiście członkowie zespołu uczestniczyli w jej nagrywaniu, ale pisaniem muzyki i aranżacjami znowu zajmowałem się w przeważającej części sam. Można przyjąć, że w osiemdziesięciu procentach jest to moje dzieło, zatem płyta jest bardzo indywidualna, jeśli chodzi o tworzenie muzyki, ale zbiorowa, jeśli chodzi o wykonywanie. I podobnie jak w przeszłości - jest bardzo "kontrolowana". Więcej na niej gitar, bliżej jej chyba do indie niż do jazzu. Chciałem nagrać płytę, która będzie soulowa, ale usuwając z niej wszelkie ślady r'n'b. Moim zdaniem muzyka soul musi mieć duszę i emocje i zarazem może być zupełnie wolna od wpływów r'n'b. Folk może być soulem. Jest to moja świadoma decyzja, nowy kierunek poszukiwań - nie mogę już dalej nagrywać gdzieś pomiędzy jazzem, soulem i funkiem z elementami elektroniki. Po prostu trzeba się zmieniać, prawda?
Jasne, należy się uczyć korzystając ze swoich doświadczeń, ale nie powielając ich.
Sądzę, że dla każdego twórcy niezwykle ważne jest otwieranie się na nowe doświadczenia. Przez ostatnie trzy lata napisałem chyba ze trzy albumy, ale w żadnym przypadku nie byłem przekonany, że są one warte publikacji. Stopniowo odchodziłem od takiej jazzującej muzyki tanecznej z jej strukturami, konwencjami i odcinając kolejne warstwy, upraszczając, doszedłem do sedna, do korzeni, czyli do piosenek. Chodziło o zredukowanie wcześniejszych form i ponowne rozbudowanie, ale tych form nowoodkrytych.
Czyli na nowej płycie myślisz o muzyce bardziej przez pryzmat melodii?
Tak, Cinematic Orchestra zawsze chodziło o muzykę instrumentalną, tym razem znacznie ważniejsze są melodie. Grając instrumentalnie bardzo łatwo jest melodii unikać, komponowanie "piosenek" jest dla mnie zupełnie nowym sposobem myślenia o muzyce, którego musiałem się nauczyć, zwłaszcza poszukiwania melodii i szukania miejsca nie tylko dla instrumentów, ale i dla wokalu.
Czy głównym wokalistą na płycie jest człowiek, którego mieliśmy przyjemność zobaczyć na dzisiejszym koncercie? Przekaż mu proszę wyrazy uznania za świetny występ.
Dobrze. Nazywa się on Patrick Watson i pochodzi z Montrealu. Na płycie usłyszysz trzy albo cztery zaśpiewane przez niego kawałki, poza tym do dwóch piosenek ponownie zaprosiłem Fontellę Bass, której głos uwielbiam i z którą bardzo lubię pracować. Ostatecznie, utwór zamykający album zaśpiewała Lou Rhodes z Lamb. Jak widzisz, udało nam się zebrać Fontellę, wspaniałą i doświadczoną wokalistkę, młody talent, jakim jest Patrick i Lou z jej świetnym głosem. Album jest więc zdecydowanie bardziej piosenkowy, ale to ciągle Cinematic.
Zapowiada się świetnie. Zdradź nam proszę, jakich artystów najchętniej słuchasz obecnie, w okresie tak znaczącego przeobrażania twojej muzyki?
Sufjan Stevens, Thom Yorke.
I wszystko jasne. Dzięki za rozmowę.
[Piotr Lewandowski]