polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
THOM YORKE The Eraser

THOM YORKE
The Eraser

Podczas gdy kolejne daty wydania nowych nagrań grupy Radiohead pojawiają się i znikają, oddalając coraz to bardziej, możemy umilić sobie oczekiwanie, przesłuchując solową płytę Thoma Yorke. "The Eraser" przypadnie do gustu zwłaszcza tym, którzy bardziej cenią sobie elektroniczne niż rockowe oblicze jego macierzystej formacji. Należąc do miłośników "Kid A" i "Amnesiac", z ciekawością oczekiwałem propozycji jednego z najlepszych męskich głosów w muzycznym światku. Pierwsze utwory przynoszą to, czego można było się spodziewać - niepokojące i nerwowe rytmy wygenerowane z mrocznych, laptopowych zakamarków oraz proste, ale jakże przenikliwe dźwięki fortepianu. Pośród nich, na pierwszym planie, znajduje się Yorke, który w chłodne podkłady wlewa olbrzymie ilości emocji, płynnie przechodząc od monotonnego mruczenia do rozedrganego krzyku. W zasadzie na jego charyzmatycznym i niepowtarzalnym wokalu opiera się konstrukcja kolejnych nagrań, co przy okazji pokazuje jak ważnym jest on ogniwem grupy z Oxfordu. Po drodze mamy jeszcze utwór wzbogacony o dźwięki gitary, który bez przeszkód mógłby być włączony do stałego repertuaru Radiohead. Niestety mniej więcej od połowy płyty, stopniowo okazuje się, że tak naprawdę "The Eraser" nie zawiera żadnych konkretnych kompozycji. Elektronika staje się bardzo monotonna i nawet wspaniały wokal nie jest w stanie ukryć tej słabości i podtrzymać dobrego wrażenia z początku płyty. Przydałoby się jednak włożyć trochę więcej pracy w tworzenie podkładów. Bez tego płyta stała się jedynie solidną pozycją, zwłaszcza dla wiernych fanów Yorka, którzy zyskują kolejne czterdzieści minut ze swoim bohaterem. Dla pozostałych "The Eraser" jest jednak rozczarowaniem, które po kilku przesłuchaniach , bez żalu powędruje na półkę.

[Aleksander Kobyłka]