polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Barycz

Ta muzyka, ten świat nie jest zagłuszaniem myśli. jak woda, spokojni.

Album będący przedmiotem tego artykułu prezentuje się na mojej półce z płytami bardzo szczególnie. Zamiast nazwy wykonawcy widnieje jedynie "Barycz", zamiast logo wytwórni widzimy rysunek żaby. Również uczestnicy nagrania wybijają się z szeregu: na płycie usłyszeć można około 35 gatunków dziko żyjących ptaków, płazów, owadów i ssaków, pojawiają się też ryby - te oczywiście nie pełnią roli wokalistów. Wszystkie stworzenia zamieszkują właśnie wspomnianą dolinę Baryczy, która jest inspiracją tego projektu. Projektu, w którym czynnik ludzki zawdzięczamy przede wszystkim Annie Nacher i Markowi Styczyńskiemu, muzykom na co dzień dowodzących formacją Karpaty Magiczne (vel The Magic Carpathians Project). Oprócz podstawowej działalności prowadzą oni autorską serię Biomusic, w ramach której ukazują się płyty popularyzujące ideę ochrony pewnych miejsc przyrodniczo cennych i wymagających ochrony. Do takich należy dolina Baryczy, położona kilkadziesiąt kilometrów na północny-zachód od Wrocławia i będąca jedną z najważniejszych ostoi ptaków w Polsce. Tak się akurat składa, że jeżeli dane miejsce jest wartościowe przyrodniczo w skali naszego kraju, to z reguły jest także istotne w skali całego kontynentu, nic więc dziwnego, że ten ptasi raj wymaga ochrony. Zapoczątkowane przez zakon Cystersów i budowane od XIII wieku stawy Milickie są unikatowymi w skali świata obszarami wodno-błotnymi, a dzięki niepowtarzalnej konfiguracji pól, lasów i podmokłych łąk, dolina Baryczy jest cennym elementem tworzonej europejskiej sieci ochrony przyrody "Natura 2000". Obecnie znajdują się tam rezerwaty ornitologiczne i jeden z największych w kraju parków krajobrazowych. Odnotowano prawie trzysta gatunków ptaków, z których wiele objętych jest ochroną prawną - ich nazwy wam jednak daruję, zainteresowani mogę przewertować bardzo merytoryczną stronę www.barycz.pl albo przestudiować prezentację przyrodniczą doliny, zawartą na omawianej płycie.

Skoro znamy już cel przyświecający temu niecodziennemu przedsięwzięciu, spróbuję przybliżyć zawartość muzyczną albumu. Pierwszoplanową rolę odgrywa właśnie przyroda, nie tylko zwierzęta, lecz także odgłosy codziennego życia podmokłych łąk, stawów i zarośli. Głosy nie są w żaden sposób przetworzone, a ich zestawienie podyktowane zostało rzeczywistą możliwością występowania ich obok siebie. Wymieńmy więc kilku bohaterów, którzy na zawsze pozostaną niedocenieni przez media i krytyków, ale przecież wystąpili tutaj jako elementy większej od nich całości, która żyjąc i ewoluując przyciąga uwagę człowieka i wywołuje jego zachwyt. Słyszymy więc między innymi muchy, żaby wodne, perkoza, kumaki nizinne, rzekotkę drzewną, żurawia, bielika, łabędzie, gęsi, świerszcze i niesamowitego turkucia podjadka. Wszystkie nagrania terenowe głosów dzikich zwierząt zostały dokonane przez Zdzisława Pałczyńskiego, największego chyba speca w tej dziedzinie w naszym kraju. Nie mamy więc do czynienia z bezsensownym zestawieniem ryczących jeleni, tokujących głuszców i śpiewających wielorybów, lecz z przemyślaną koncepcją, która tętni życiem doliny i oddaje naturalne rytmy. W dźwięki żywego organizmu natury wplecione zostały stonowane partie instrumentów, których jest wiele, lecz pojawiają się one sporadycznie. W dwóch utworach słyszymy gitarę 12-strunową, jest też akustyczny bas, gitara elektryczna, cymbały, saksofon, klarnet oraz kilka instrumentów tradycyjnych. Całość dopełniają delikatne wokalizy Anny Nacher. Podkreślić należy ważny aspekt - instrumenty użyte zostały z niewiarygodnym wręcz wyczuciem i smakiem, stając się w rękach ludzi - pozbawionych biologicznych uwarunkowań do wkomponowania własnych, przyrodzonych brzmień i będących przecież w dolinie Baryczy raczej gościem niż gospodarzem - sposobem na włączenie się w język przyrody i jej powiązania. Rezultat jest powalający i cudowny. Instrumenty doskonale uwypuklają pulsację przyrody, podkreślają dynamikę oraz dramaturgię opowiadanych i wyczuwalnych intuicyjnie opowieści.

Tu w dolinie życie płynie nie za szybko...



Zdarzały się już w historii muzyki deklaracje na okładkach płyt, że należy ich słuchać głośno. Anna Nacher i Marek Styczyński postawili się w totalnej opozycji do takiego podejścia i zalecają słuchanie albumu tak cicho, jak to tylko możliwe, tuż ponad progiem słyszalności. Rzeczywiście, tak najlepiej odczuć można kontemplacyjny charakter tych naturalnych brzmień, które przy głośniejszym odbiorze tracą swoje piękno, drzemiące gdzieś pod powierzchnią strumienia odgłosów i wypływające z żywej pulsacji nadającej tej muzyce wyrazu. Wtedy można docenić, w pełni wchłonąć kląskania i śpiew ptaków, pluski mokradeł, odgłosy ryb wyskakujących z wody oraz wibracje instrumentów, granych przez człowieka, który w ten niezwykły dla niego ekosystem wkracza z pokorą i szacunkiem dla otaczającego go życia. Instrumenty akcentują rytm, jak ma to miejsce we wspaniałej "Matce Ryb", w której bulgoczące dźwięki wędrują z jednego głośnika do drugiego, dowodząc, że naturalne odgłosy odegrać mogą rolę typową dla zagrywek muzyki nowoczesnej. Wtedy też wokal cudnie zespala się z naturalnymi dźwiękami, a wejście gitary elektrycznej jest najlepszym dowodem na piękno instrumentów - skromnymi środkami uzyskiwano olbrzymi efekt. Najbardziej "ucywilizowanym" momentem jest chyba użycie saksofonu w "Pomiędzy niebem a ziemią", pozostałe kompozycje zanurzone wręcz są w mokradłach i rozlewiskach Baryczy.

Olbrzymi szacunek należy się twórcom za tak naturalne oddanie życia doliny. Nawet siedząc w Warszawie, wręcz namacalnie czuję wokół siebie chłód i wilgoć wschodu słońca, a spokój i tempo, w jakim żyje świat przyrody, ogarniając gaszą zamęt w głowie. Wystarczy tylko znaleźć własną enklawę, fizycznie odciętą od miasta i już po kilku chwilach kontemplacji tej niepowtarzalnej muzyki, szaleńcze tempo codziennego życia odchodzi w zapomnienie i wydaje się być czymś po prostu absurdalnym. Zdecydowanie polecam odsłuchiwanie tej płyty w ramach pobudki, nie wyrywającej nas brutalnie do zadań i obowiązków wynikających z codziennego funkcjonowania, lecz pozwalającej rozpocząć dzień zgodnie z rytmem naszego ciała i przyrody, której dzikie pozostałości tkwią pewnie w każdym z nas, nie dając jednak na co dzień o sobie znać. Płyta wspaniała, oryginalna i zupełnie unikatowa, jakże inna od produkcji spotykanych na co dzień. Według pewnych koncepcji, kultura jest swego rodzaju transformacją tego co naturalne, nieokiełznane w poddaną nadzorowi twórczość człowieka. Album Anny Nacher i Marka Styczyńskiego absolutnie wymyka się takiemu pojmowaniu, stawiając most pomiędzy tym co dzikie, a tym co ludzkie, pomiędzy tym co zespolone z całym światem wokół, a tym co człowiecze, fragmentaryczne.

Płyta jest po prostu fantastyczna, muzycznie i emocjonalnie dystansując o kilka długości tandetne produkcje spod znaku muzyki relaksacyjnej. Według mnie, stanowi ona istotną pozycję w nurcie kojarzonym z dokonaniami chociażby Dead Can Dance, tkwiąc jednak w zupełnie innym środowisku. Ekologia zaleca człowiekowi poszanowanie naturalnych powiązań i stosunków w przyrodzie, co przekłada się chociażby na uwagę, by skład gatunkowy lasu zgodny był z danym siedliskiem i warunkami klimatycznymi. W analogiczny sposób ta muzyka spójna jest z siedliskiem naszym, a zarazem doliny Baryczy. Zdecydowanie polecam nie tylko ptasim fanatykom i muzycznym eksperymentatorom, lecz przede wszystkim ludziom tęskniącym do odrobiny naturalnego tempa i chwili oddechu. Jeżeli macie jakiś pracoholików w pobliżu, zapuście im ten album.

...jak woda, spokojni.



Jak już wspomniałem, cel nagrania był nieco utylitarny - chodzi o ukazanie piękna doliny Baryczy i w efekcie przyczynienia się do jej ochrony. Jeżeli tak ma wyglądać sztuka oddane wyższej sprawie, można ją jedynie poprzeć. Tajemnica sukcesu tkwi według mnie w szczerości przedsięwzięcia - autorzy w równym stopniu grają dla siebie, jak i dla doliny. Różnica się właściwie zaciera. Zamysł edukacyjno-ochroniarski znalazł wyraz w zawartej na płycie przebogatej prezentacji. Przygotowana została ona przy udziale wielu organizacji przyrodniczych, więc jej poziom merytoryczny jest wysoki, a funkcjonalność nie budzi zastrzeżeń. Dowiedzieć się możemy wiele o samej dolinie i nieco o ptakach występujących na płycie i nie tylko - katalog obejmuje 102 gatunki - ich środowisku, różnych typach siedlisk, szeregu działań ochronnych. Doskonałym pomysłem praktycznym jest załączenie materiałów stricte edukacyjnych, całych programów pozwalających przekazać praktyczną wiedzę na temat ptaków, na przykład o ptakach drapieżnych w mieście lub odróżnianiu poszczególnych gatunków. Toż to praca od podstaw jak się patrzy. Świetnym pomysłem jest możliwość odsłuchania głosów poszczególnych ptaków, niestety nie wszystkich. Niemniej jednak miłym jest uczucie, gdy zaczynamy rozpoznawać naszych bohaterów i wiemy już, że na przykład świetne wejście wysokiego zaśpiewu to nie kto inny, jak bielik. Całość uzupełnia baza audycji radiowych poświęconych ptakom i bogata lista linków, pozwalających wejść w kontakt z organizacjami parającymi się konkretnym problemem. Autorom należą się wyrazy szacunku, a dolinie Baryczy pozazdrościć należy obrońców i miłośników.

"Barycz" jest kolejną pozycją w cyklu Biomusic. Wcześniejsze albumy utrzymano w zbliżonym tonie, lecz zanurzono w zupełnie innym środowisku. Wydane w dwutysięcznym roku "Bałtyckie szepty" popularyzowały ideę ochrony foki szarej w Morzu Bałtyckim, a "Project C" sprzed roku poświęcony był jedynemu bałtyckiemu delfinowi, czyli morświnowi. Wspomogły go także inne morskie ssaki, a w warstwie muzycznej pojawiły się elementy tradycji ludów basenu Mórz Bałtyckiego i Północnego. Klimat wszystkich płyt jest zbliżony w warstwie kontemplacyjnej percepcji, mimo różnych nastrojów muzycznych. Możemy oczekiwać chyba kontynuacji cyklu, co w ogóle mnie nie martwi, bowiem jak na razie jest on pierwszorzędny. Z drugiej jednak strony, byłoby o wiele lepiej dla przyrody i nas samych, będących przecież jej częścią, gdyby nie występowała konieczność podejmowania tak niecodziennych akcji w celu zwrócenia szerszej uwagi na walory przyrodnicze i prawo do bytowania zwierząt, roślin i całych ekosystemów. Na to się jednak w najbliższym czasie nie zanosi. Pozostaje więc napawać się tętniącą życiem muzyką doliny Baryczy i mieć nadzieję, że przyświecający autorom cel zachowania jej unikatowego charakteru zostanie osiągnięty.

[Piotr Lewandowski]