polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Chryste Panie Chryste Panie

Chryste Panie
Chryste Panie

Twórcy tego debiutanckiego materiału to warszawski kwartet złożony z muzyków kojarzonych dotąd najczęściej z różnymi improwizowanymi, bardziej lub mniej jednorazowymi inicjatywami. Teraz pojawiają się z płytą, która - mam nadzieję - nie będzie ich ostatnim słowem. Chryste Panie to, bowiem jeden z ciekawszych debiutów i jedna z lepszych krajowych płyt minionych miesięcy - trudna do zaszufladkowania i nietuzinkowa. Skojarzenia? W pierwszej kolejności jakiś bliżej nieokreślony trans, intrygujące połączenie specyficznej ludyczności i dzikiego, pierwotnego rytuału, który zresztą sami muzycy dość wyraźnie w opisie płyty sygnalizują. Osadzony gdzieś daleko w postjazzowym krajobrazie, z miejscami wyraźnymi krautrockowymi naleciałościami. Nie jest to muzyka łatwa, rzucająca się odbiorcy na szyję i wymuskana, ale to jej spory atut. Hipnotyczność nagrania wyznacza mocna sekcja rytmiczna (z barabanem w składzie), nadająca kolejnym utworom wyraźnego pulsu i rytmu, razem z gęstymi syntezatorowymi pasażami. Do tego saksofon - bardzo przestrzenny, unikający spazmatycznych wyładowań i zawiłych tematów, częściej wzmagający dramaturgię płyty powłóczystymi liniami - plus sporadycznie majaczące okrzyki. Podoba mi się, że nic nie jest tu przesadzone i przeintelektualizowane, czuć, że ten żywioł zdaje się być umiejętnie kontrolowany, a muzyka, dzika i brudna, potrafi tak skutecznie wciągać. Mocna płyta. Pozostaje czekać na koncerty i na to, co zespół będzie miał do powiedzenia dalej.  

[Marcin Marchwiński]