Pierwsza od 2010 roku płyta z Sharon Jones z nowym materiałem została przesunięta z sierpnia ubiegłego roku na początek bieżącego ze względu na raka zdiagnozowanego u wokalistki. To dramatyczny powód dłuższego oczekiwania na płytę, ale samej muzyce pół roku w tę czy tamtą stronę nie robi różnicy. Renesans soulu w wydaniu Sharon i Dap-Kings ma charakter ponadczasowy, czy oderwany od aktualnych mód. Na nowej płycie manifestuje to także oldschoolowy stereofoniczny miks, z instrumentami i głosami wyraźnie podzielonymi na kanały. Mimo rozpoznawalnego retro stylu, Give the People… przynosi pewne novum w dorobku grupy, a przynajmniej zmianę akcentów – mniej tu zdecydowanych przebojów niż na I Learned the Hard Way, a zwłaszcza na 100 Days, 100 Nights, ale za to jest więcej wysublimowanych rozwiązań i wielopłaszczyznowości. Barytonowy groove w „Stranger to My Happiness”, gitarowy lick raz po raz wychodzący na pierwszy plan w „Now I See”, filigranowy chórek w „Making Up and Breaking Up”, wibrafonowa figura wzmacniająca linię basu i dialogująca z punktowymi dęciakami w „People Don't Get What They Deserve” – błyskotliwych pomysłów wystarczających do szczęścia jest tu mnóstwo, ale Dap-Kings nimi nie epatują, tylko doskonale wplatają w kompozycyjne architektury. Świetnie przeplatają utwory oparte na sekcji dętej z tymi eksponującymi instrumenty klawiszowe, bardziej wychodzące do ludzi songi z intymnymi piosenkami, a Sharon po raz kolejny udowadnia, że jest wokalistką niezwykłą. Świetna płyta, obok 100 Days, 100 Nights chyba ich najważniejsza dotychczas.
[Piotr Lewandowski]