Trudno nie "czytać" twórczości MM w oparciu o Sonic Youth. Markers często występowali jako support SY, Moore pomógł przy wydaniu wcześniejszych albumów zespołu, Ranaldo nagrywał i produkował nagrania późniejsze. MM przechodzili nawet tę samą ewolucję - od improwizowanego noise po kawałki z jako-taką strukturą, aż po lata stateczne. Opisywany album zaznacza początek tej trzeciej fazy.
Markers znów są triem (na basie gra teraz John Shaw) i grają spokojniej. Album brzmi bardzo ciepło, cała jego pierwsza strona to spokojne kawałki, czasem nieco garażowe w brzmieniu (vide: "Bonfire"), ale nie wykraczające formą i zawartością poza jakiekolwiek normy. To wbrew pozorom spora rewolucja - muzyka Markersów zawsze była chropowata. Tę cechę jednak słychać dopiero na ciekawszej (i lepszej) drugiej stronie albumu. Dominują ją kawałki dłuższe, improwizowane, przypominające znakomite Balf Quarry i BOSS. Surrender to Fantasy zdaje się być skierowany do nieco innej publiczności niż wcześniejsze nagrania i przez to zespół traci sporo ze swojej konfrontatywności, ale z drugiej strony moja ocena może nie być wymierna - za moment szczytowy zespołu uznaję The Voldoror Dance.
Muzycy przeszli przez wiele wersji tego albumu, przez ostatnie trzy lata zmieniali wciąż jego kształt i brzmienie. Jednocześnie kawałki z płyty grane na żywo brzmią potężnie, MM nadal są fantastyczni koncertowo. Dość frapującym wobec tego wybór finalnej wersji, zaznaczającej bardzo wyraźnie wspomniane stylistyczne rozbicie. Nie sądzę, by przysporzyło im to nowych fanów, a starsi wielbiciele otrzymają niestety niewiele interesującego materiału.
[Marek J Sawicki]