polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
CocoRosie Tales of Grass Widow

CocoRosie
Tales of Grass Widow

Duet Sierra i Bianca Cassidy to dla mnie idealny przykład na to, jak nie zatracić charyzmy i swojego unikalnego stylu, kiedy muzyka przybiera na popularności. Pamiętam, kiedy pierwszy raz dotarło do mnie Le Maison de Mon Rêve, które w owym czasie wręcz zrewolucjonizowao muzykę, najdobitniej pokazując, że płytę można nagrać bez świetnego sprzętu i studia, w łazience, w surowym stanie, zachowując wszystkie brzmieniowe i kompozycyjne walory. Od tamtego czasu u CocoRosie wiele się zmieniło, ale duch muzyki pozostał ten sam. Dwa poprzednie albumy ukazały przeobrażenia, a jednocześnie ewolucję tego duetu. Tales Of Grass Widow to kolejny poziom – za produkcję odpowiedzialny jest islandczyk Valgeir Sigurðsson, na albumie pojawia się masa gości (wspaniały udział Anthony’ego Hegarthy,ego w „Tears for Animals“), co pokazuje jak znacząco zmieniło się podejście duetu do tworzenia muzyki. Sa hiphopowe, proste bity, sympatyczne i proste ballady („Harmless Monster“), elektroniczne i psychodeliczne tracki rodem spod znaku Animal Collective („After the Afterlife“, „Child Bride“), które mimo rozbudowanego nacisku na produkcję i wygładzenie muzyki, zachowują niezwykły język i charakterystyczne brzmienie CocoRosie. Nigdy nie byłem wielkim fanem tego zespołu i z zapałem nie śledziłem kolejnych wydawnictw, jednak Tales Of Grass Widow unaoczniają, jak w dobie rozwijających się technologii, można korzystać z nich z umiarem, nie przesycając treści formą, i wciąż mówić wypracowanym przed niemal 10 laty językiem.

[Jakub Knera]