Kolejna odsłona cyklu "2 Nights with" w warszawskim Pardon To Tu przyniosła może mniej spektakularne, ale pod wieloma względami bardziej nieoczywiste zestawienie muzyków niż te przeszłe, z udziałem m.in. Joe McPhee i Michaela Zeranga albo Dave'a Rempisa i polskich muzyków jazzowych. LXMP to duet bądź co bądź niejazzowy i elektryczny, a Clayton Thomas to kontrabasista grający improv i jazz. Dla polskich muzyków ta współpraca była więc swoistym wyjściem poza własne terytorium i pierwszy dzień przyniósł ciekawe tego efekty, choć przez cały wieczór niejako prowadzone były one przez Thomasa. Australijczyk wieczór zaczął sam, grając na kontrabasie solo z wykorzystaniem przedmiotów różnych, mikrofonów chyba trzech i eksponując fascynujący, oryginalny i wszechstronny język. Thomas z jednej strony precyzyjnie i elokwentnie operuje detalami brzmienia, drganiem i płaszczyzną, z drugiej gra na kontrabasie niczym perkusista, tworząc samowystarczalne rytmicznie formy, które czasem brzmią raczej jak muzyka elektroniczna, a nie akustyczna. Po jego błyskotliwym występie solowym usłyszeliśmy duet Clayton Thomas / Macio Moretti (ten na perkusji). Unikając hałasu, panowie bardzo zgrabnie wymieniali się rytmicznymi i fakturowymi funkcjami, a artykulacyjna różnorodność Thomasa dobrze uzupełniała się z nieco punkowym, surowym style improwizacji Morettiego. Po krótkiej przerwie na scenie pojawił się duet Clayton Thomas / Piotr Zabrodzki - najtrudniejszy chyba. Początek, na kontrabas i gitarę basową, był mało przekonujący, rzeczy nabrały wyrazistości kiedy Zabrodzki sięgnął do syntezatora i wprowadził element dronu - wtedy muzycy prędko osiągnęli porozumienie w wysokich rejestrach, które poźniej stopniowo wybrzmiało w bardziej jazzowych wymianach instrumentów basowych.
Drugi dzień rozpoczął się od koncertu trio Macio Moretti / Piotr Zabrodzki / Clayton Thomas. Generalnie pozycje poszczególnych muzyków w całości zostały już dzień wcześniej zarysowane i pod tym względem niespodzianki nie było. Zabrodzki grał na korgach a nie na basie, co było pomysłem słusznym. Podobnie jak rezygnacja w pewnym momencie z melodyjek na rzecz smug i dronów. Początkowo muzyka zaglądała w rejony w duchu Radian, później Thomas ponownie okazał się doskonałym perkusistą, grającym i na pudle i z wykorzystaniem metalowych elementów, w pamięć zapadła też świetna intensyfikacja przekazu przez Morettiego, grającego pod włos, ale bez utraty groove'u. Generalnie widać było, że Zabrodzki i Thomas to muzycy o odmiennych doświadczeniach, a Moretti był tu swoistym łącznikiem. Per saldo było to dobrą stroną występu, przeplatającego zróżnicowane wątki muzyczne. Drugi koncert tego dnia przyniósł wariację na temat Future Shock Hanckocka w wydaniu LXMP - Thomas dołączył do nich na moogu na jeden utwór. Nie mogło tego zabraknąć, skoro premiera Back to the Future Shock zbiegła się z tymi koncertami. LXMP grają ten materiał z wyjątkowym połączeniem intensywności i dezynwoltury, trochę tak, jak Dirty Projectors zagrali Rise Above Black Flag - opierając się nie tyle na oryginale, co na tym, jak go zapamiętali. Zachowują jego radosny, taneczny charakter, a zarazem dodają mu i surrealizmu, i potężnej siły.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]