Bardzo lubię styl gry Kamila Szuszkiewicza - pełnych niedopowiedzeń, urywanych i zbijających z tropu opowieści, w których więcej pytań niż odpowiedzi i które świetnie łączą zdyscyplinowanie z elementem zaskoczenia. Dał się szczególnie poznać na autorskiej (nagranej w kwintecie) płycie Prolegomena, tu zaś w duecie z Marcinem Zabrockim z dużym powodzeniem eksploruje oryginalne możliwości duetu na trąbkę i saksofon barytonowy. Niniejszy album to zapis koncertu z warszawskiej Eufemii, bardzo ładnie (i tylko w czterdziestu egzemplarzach) wydany przez Wytwórnię Element.
Mimo oczywistych różnic, skojarzenia ze wspomnianą Prolegomeną wydają mi się nieuniknione, tam też baryton (i to podwojony) odcisnął dość wyraźny ślad na charakterze materiału, podobnie zresztą jak i aura pewnego niedopowiedzenia i niepokoju, jaka i tutaj spowija koncertowy dialog. Ten na przestrzeni całego nagrania naznaczony jest przede wszystkim nieobliczalną narracją, rozgrywa się istna żonglerka tematami będącymi w zasadzie jedynie wycinkami melodii, porozrzucanych gdzieś w tej muzycznej przestrzeni. I mimo pewnej dozy skupienia, opanowania, grania bardziej cicho niż głośno i mniej aniżeli więcej, dzieje się od początku do końca sporo. Gra Szuszkiewicza przyjmuje różnorodne oblicza - z przeciągłymi, statycznymi frazami, porcjami repetycji, innym razem serwując pojedyncze urywane piski czy surowo-liryczne partie, niekiedy doniosłe i mocne brzmienie, raz po raz w tej żonglerce zaskakuje i sprawia, że o jasnej, czytelnej strukturze mówić nie sposób. Kontrastujący brzmieniowo z trąbką baryton raz za nią podąża, by po chwili się z nią przekomarzać, gra raczej spokojnie, operując cichymi pomrukami, a w tych granych głośno i mocno momentach potrafi wskazać dalszy kierunek improwizacji. Całości dopełnia elektronika, do połowy nagrania nieobecna, potem stonowana, nieingerująca natarczywie w akustyczny dialog, a przy tym dodająca więcej oddechu.
Trzydzieści cztery minuty niełatwej, ale intrygującej i mocno nieprzewidywalnej muzyki. Może nie wszystkich zachwyci, ale mnie przekonała od razu.
[Marcin Marchwiński]