Najpierw przyszło zaskoczenie formą wydawniczą, potem dźwięki "usu" przejęły palmę pierwszeństwa. Ręcznie robione ekoetui może nie jest najpiękniejszym opakowaniem pod słońcem, ale sam pomysł wydania tego właśnie w takiej formie wydaje się być z góry zaplanowany. Przy tak symbolicznym pierwszym nakładzie - raptem 69 egzemplarzy - dowolność i swoboda w projekcie jest tu rzeczą nadrzędną. Gdybym miał umiejscowić gdzieś zawartość "usu", to pokusiłbym się o rejony muzyki ilustracyjnej. Ale nie takiej, pełnej nic nieznaczącej, dźwiękowej pustyni. Na "usu" wyobraźnia muzyczna serwowana jest na każdym kroku a dynamika miejscami aż kipi, podsycana przez umiarkowanie użyty wokal Eugene'a Robinsona i wszechobecne partie saksofonu Adriana Northovera. A Sea Ov Smoke zawiera w sobie lekkość przyswajania, a te 23 minuty można śmiało zapętlić w odtwarzaczu, tak by muzyczne obżarstwo nie znało granic. Dokonania projektu pod wodzą Tomasza Mądrego są jak zbiór muzycznych pocztówek z mrocznych miejsc, gdzie w oddali tętni miejskie życie, a światła przejeżdżających samochodów rozświetlają tylko na moment najbliższą okolicę. Na pierwszy rzut oka praktycznie nic tam się nie dzieje. Trzeba podejść bliżej, zatrzymać się i w spokoju wsłuchać się w te dźwięki. I na koniec już zupełnie luźne skojarzenie. Filmowy cytat "Dick Laurent is dead" jest tu małą podpowiedzią, aby wejść w świat "usu" z marszu.
[Marc!n Ratyński]