polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
CZECHOSLOVAKIA Adam Piskorz i Paweł Strzelczyk - wywiad

CZECHOSLOVAKIA
Adam Piskorz i Paweł Strzelczyk - wywiad

Duet Adama Piskorza i Pawła Strzelczyka wydał w tym roku swój długogrający debiut "Made In". Jako Czechoslovakia, muzycy stworzyli płytę poświęconą najmłodszym latom życia i związanymi z nimi perypetiami. Z jednej strony w ich twórczości zwracają uwagę śmieszne, ale pomysłowe teksty, a z drugiej minimalistyczna, ale płynna muzyka. O nagrywaniu płyty, powstawaniu utworów, Czechosłowacji i dzieciństwie, rozmawialiśmy z muzykami na kilka dni po premierze materiału.

Czy Czechoslovakię można traktować poważnie czy raczej jako żart i zabawę?

[Adam] Myślę, że jak najbardziej poważnie. Mamy regularne próby, gramy koncerty, nie jesteśmy zespołem widmo. Tworzymy i wydaje nam się, że pod płaszczykiem tych prostych tekstów kryje się coś głębszego i mamy coś ważnego do przekazania. A żart i zabawa oczywiście też w tym jest, bo lubimy jak jest wesoło.

Pamiętam jak opowiadaliście, że po nagraniu kawałków na Wasz debiut, przy ich słuchaniu, sami się z nich śmialiście. Więc można poważnie? Ciężko się przy nich nie śmiać.

[Paweł] Jeśli śmialiśmy się, to raczej z sytuacji, które wniknęły podczas nagrywania...

[Adam] No ale jak przyniosłeś tekst "Synoptyków" to mieliśmy ubaw po pachy (śmiech). To chyba zależy od konkretnych piosenek - część z nich jest lżejsza, a część ma trochę głębszy przekaz. Najważniejszy jest nastrój, który z nich wypływa. Sporo osób nam mówiło, że dzięki temu albumowi przez chwilę wróciły do wspomnień, do dzieciństwa, zupełnie zapomnianych rzeczy. I to jest dla nas duża wartość. Nie sądziliśmy, że to piosenki mogą mieć aż taką siłę. Tak więc jest i na wesoło i na smutno i jakoś wiąże się to z naszą nazwą. Bo jeśli obejrzysz czechosłowackie filmy, to jest w nich wszystko wymieszane, jak w życiu. Trwa bal w remizie, a obok komuś pali się dom. Nie to co w polskim kinie, które uderza ciężarem gatunkowym i mrokiem.

Zastanawiam się czy o "Made In" można powiedzieć, że to płyta stworzona na przysłowiowym "kolanie". Ale nie chcę zarzucać, że nagraliście ją po łebkach, raczej chodzi mi o to, że wykorzystujecie bardzo proste środki - gitary, bity, beatbox, a potem dodajecie teksty i wszystko spaja się w sensowną całość.

[Adam] Najczęściej tworzymy w ten sposób, że ja przynoszę jakiś riff czy podkład, a potem Paweł wymyśla do nich tekst. Samo wymyślanie numerów trwało trochę czasu, ale mimo to nagrywanie było bardzo spontaniczne. Do końca nie mieliśmy ustalone, które dokładnie numery zarejestrujemy i jak je zaaranżujemy. Czasem niespodziewanie łapaliśmy jakiś instrument, który akurat leżał w studiu u Piołuna, naszego producenta, i na nim dogrywaliśmy kolejną ścieżkę. Kiedy indziej w trakcie nagrywania wokali, wpadał nam do głowy pomysł na pastisz czy jakieś nawiązanie głosem do znanej muzyki. Wkręciliśmy sobie to do tego stopnia, że słuchając na świeżo nagrań wydawało nam się, że niektóre partie brzmiały, jakby śpiewał je Maleńczuk, Muniek, Stachursky czy inny Gawliński (śmiech).

[Paweł] Najstarsze piosenki mają około dwóch lat, więc ciężko powiedzieć, że to płyta stworzona na kolanie. Może niektóre numery w ten sposób powstały, ale podczas prób i koncertów dużo w nich pozmienialiśmy, aż w końcu okrzepły do formy takiej, jaką można usłyszeć na płycie. Za to, tak jak powiedział Adam, zupełnie spontaniczne pojawiały się różne „przeszkadzajki”, które dodaliśmy potem do tych numerów podczas nagrywania.

To muzyka bardzo oszczędna, pozbawiona rozbudowanych aranżacji. Wyobrażam sobie jej powstawanie jako spontaniczną sesję - przychodzicie do domu, macie pomysł i go rejestrujecie.

[Paweł] Taki był zamysł - jeśli mamy minimalne środki to nie będziemy do tego pisać tekstów pełnych patosu i nie wiadomo jakich melodii.

[Adam] Nie chcieliśmy tego drobiazgowo szlifować, jesteśmy za takim naturalnym podejściem. Mi takie płyty w klimacie lo-fi bardzo się podobają. Ostatnio dużo słucham Balacade i Dirty Beaches. Ten drugi to taki gość, który jeździ po świecie, nie ma domu i gra połączenie muzyki surferskiej z głosem przypominającym Elvisa Presleya. Nagrywa płyty jeszcze mniej dopracowane niż nasza - wszystko szumi i ma pogłosy jak ze studni. Ale słuchać tam tyle emocji, że przekonuje mnie to i inspiruje bardziej niż dopracowana produkcja. Bo to jest bardziej naturalna forma muzykowania.

[Paweł] Moglibyśmy spędzić w studiu rok i wszystko byłoby dopracowane, nie byłoby tych „lekko fałszujących” wokali, ale przecież nie wszystko musi być doskonałe. Nie to było naszym założeniem.

[Adam] Poza tym wtedy nie przekazalibyśmy tych samych treści. Jak śpiewać doskonale technicznie o tym, że ukradli ci rower, który dostałeś na komunię i jesteś wkurzony? Raczej staraliśmy się wczuwać w sytuacje, o których śpiewamy i robić to tak jakby rzeczywiście, ktoś właśnie gwizdnął nam rower (śmiech).

Dla mnie inspirująca była pierwsza płyta Ballad i Romansów, spontanicznie nagrywana w kuchni na talerzach i domowych przedmiotach, gdzie słychać nierówności i pomyłki – jest to takie urokliwe, że uśmiechasz się do siebie przy słuchaniu.

To też kwestia tego, że obecnie płytę można nagrać w sypialni albo w kuchni, nie trzeba iść z tym do tego dużego studia. Powiedzieliście, że najpierw wymyślacie muzykę, a potem dodajecie teksty. Zastanawiam się jaka jest Wasza metoda, bo niektóre utwory jak np. "Korpo" są bardzo rozwlekłe. Zdarzało się tak, że włączaliście dany bit i graliście do niego na gitarach w nieskończoność?

[Adam] Mieliśmy kilka takich numerów, które powstawały na próbach, właśnie od bitu. On nas inspirował i czasem męczyliśmy przez pół godziny jakiś motyw, a potem wybieraliśmy najciekawsze fragmenty, które układały się w utwór.

Przepuściliście nagrany materiał przez taśmy, czym też zwracacie uwagę na dawne techniki analogowej rejestracji dźwięku, w opozycji do obecnych wszędzie cyfrowych metod.

[Adam] Staraliśmy się świadomie uzyskać takie ciepłe, analogowe brzmienie. Najlepiej od razu byłoby to nagrać na jakimś wielośladzie, ale na to potrzeba dużo czasu i znalezienia odpowiedniego miejsca. Nagrywanie na komputerze jest jednak wygodniejsze i prostsze.

[Paweł] Kiedyś mieliśmy stary japoński magnetofon wielośladowy i chcieliśmy na nim nagrywać, ale bardzo szybko się zepsuł, zdążyliśmy zarejestrować może jedną ścieżkę. W serwisie powiedzieli nam, że nie ma do niego żadnej dokumentacji, przez co nie ma jak go naprawić. Mieliśmy też pomysł żeby grać na czechosłowackich gitarach, ale okazało się, że to w ogóle nie brzmi sensownie. Niestety ale Jolanie, którą mamy, trochę brakuje do Ibaneza.

Skąd pomysł na koncept album o dzieciństwie? Bo przecież już widząc Waszą nazwę, wiadomo że o to chodzi.

[Adam] To jest jakoś osobiście ze mną związane. Jak miałem 5 lat, mój ojciec pracował w Czechach, w Chvaleticach, gdzie budował statki, a ja przez jakiś czas tam mieszkałem. Więc moje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa są związane z tym krajem. Jestem Polakiem, mieszkam w Polsce, ale najwcześniejsze lata mojego życia są związane z zupełnie innym światem. A nazwa wzięła się od gry footballowej z takimi piłkarzykami na sprężynkach - na jej pudełku widniał duży napis "Made in Czechoslovakia"(śmiech).

[Paweł] Mi Czechosłowacja kojarzy się z czymś małym i śmiesznym. W miejscu gdzie był ten kraj czyli w Czechach i Słowacji mają specyficzny język, dobranocki, które oglądało się w dzieciństwie, genialne dworce kolejowe, które wyglądają jak z makiet, zupełnie inne jedzenie.

Na okładce Waszej płyty jest Krecik, przewijają się wątki dzieciństwa: bajek, roweru z dynamo czy tekstów w stylu "daj się karnąć". Co Wam najsilniej kojarzy się z dzieciństwem? Te skojarzenia są przecież bardzo uniwersalne.

[Paweł] Mi najbardziej z dzieciństwem kojarzy się morze. Mieszkałem w kilku miejscach Trójmiasta, ale nigdy nie było to dalej niż 500 metrów od brzegu morza. Pod nosem miałem wielką piaskownicę w postaci plaży. Dzieciństwo spędziłem więc wśród odgłosów mew i morskich fal. Pewnie stąd tyle morskich wątków na płycie.

[Adam] Jedno z moich pierwszych wspomnień to zapach w malutkim, ciemnym sklepie spożywczym w Pardubicach w Czechach. Totalny odjazd, tajemnica, rodzynki pomieszane z kminkiem i do tego chcę w Czechoslovakii wracać (śmiech). Poza tym niekończący się czas na dworzu. Od rana do wieczora szwendanie się po podwórku, z przerwą na krzyk „obiaaaaaad” z balkonu.

Teraz dzieci zupełnie czym innym się zajmują, inaczej spędzają czas, oglądają inne bajki.

[Adam] Ale może tylko nam się wydaje, że to już nie to samo. Może bawią się w coś podobnego, tylko na innej płaszczyźnie i tego nie rozumiemy, bo jesteśmy za starzy (śmiech).

[Paweł] "Made in" to koncept ale nie do końca w całości o dzieciństwie, bo są też teksty na inny temat. Bardziej o dzieciństwie, które wpływa na resztę życia. Stąd taka a nie inna kolejność utworów.

[Adam] Piosenki miały układać się chronologiczne, stopniowo odchodząc od dzieciństwa. "Korpo" i "Mądrości" są już bardziej gorzkie i bardziej dorosłe, te ostatnie są wręcz cyniczne. Ale nie mamy wyrzutów sumienia, bo to nie nasz tekst tylko Tomasza Piątka (śmiech).

No właśnie, bo przecież cofamy się do dzieciństwa, tęsknimy za nim, ale potem i tak musimy wrócić na ziemię i twardo po niej stąpać.

[Adam] Coś w tym jest...

[Paweł] Ten koncept wykrystalizował się już po nagraniu płyty, wyszło to z czasem. Popatrzeliśmy na to, co nagraliśmy i okazało się że to wszystko razem się zazębia.

[Adam] A warto dodać, że mieliśmy jeszcze kilka innych numerów, więc nie możemy powiedzieć, że wszystko było przemyślane i dopracowane na samym początku. To był spontan, koncept pojawił się później.

[Paweł] Koncept był spontaniczny (śmiech).

Więc jak to jest z tym dzieciństwem - pozostaje tylko w sferze nostalgicznego wspomnienia, bo trzeba realistycznie patrzeć na rzeczywistość i słuchać "mądrości"?

[Adam] Wiesz, nie zostajesz z ostatnim numerem, możesz ustawić opcję "shuffle" i włączyć jakikolwiek kawałek ze środka. Do wspomnień przecież nie wraca się chronologicznie, tylko zupełnie losowo. Poczujesz jakiś zapach i już jesteś 20 lat młodszy przez tą chwilę. Poza tym, może zdradzę, że po „Mądrościach” jest coś jeszcze ukrytego. Takie światełko w ciemnym tunelu.

Czyli kolejność nie jest istotna?

[Paweł] Jak najbardziej jest istotna. Ten album stanowi spójną całość i utwory są według mnie ułożone w idealnej kolejności.

[Adam] Mi się wydaje, że między tymi nastrojami można się przemieszczać.

[Paweł] Oczywiście, że można, ale lepiej posłuchać całości po kolei (śmiech). A „Mądrości” są według mnie właśnie o tym, żeby nie traktować życiowych prawd śmiertelnie poważnie, nie postępować ślepo według tych różnych życiowych „mądrości”. Myślę, że warto w jakimś stopniu pozostać dzieckiem i nie zapominać o swoich marzeniach.

[Adam] Paweł, mogę sobie to hasło wytatuować? (śmiech).

Widzę, że sami zaczynacie prawić mądrości (śmiech). Może właśnie to jest sedno pomyślenia o dzieciństwie? Przywoływanie wspomnień, oderwanie się od rzeczywistości, powrót do najmłodszych lat. To przy "Made in" doskonale się udaje. Z drugiej strony przez Wasze teksty, czasem może trochę grafomańskie, dystansujemy się do tego okresu - nie patrzymy na dzieciństwo z nostalgią i straszną tęsknotą, ale mamy przestrzeń do myślenia o przeszłości.

[Paweł] O to też nam chodziło, żeby mieć dystans. A poza tym to lekka ironia - nie przeniesiemy się do dzieciństwa, bo jesteśmy w innym momencie naszego życia. Opowiadamy o czasach dziecięcych z perspektywy teraz. Wybieramy to co najbardziej utkwiło nam w głowie i wciąż o tym pamiętamy. No i lubimy do tego wracać.

[Jakub Knera]