Po koncercie na Off 2010 The Psychic Paramount przyznali, że pierwszą wersję swojej drugiej płyty wyrzucili do kosza, rozczarowani brzmieniem. Lakoniczny tytuł, akronimowe tytuły i skrajnie głośny mastering wreszcie ukończonego i wydanego albumu dobitnie wskazują intencje nowojorskiego trio – te czterdzieści minut rozcięte na siedem utworów to być może najlepsze studium faktury, barwy i atmosfery gitarowego grania, jakie usłyszymy w tym roku. Już rozpoczynając przeraźliwym atakiem w górnych rejestrach zespół pokazuje, jak rozległa pionowa przestrzeń rozpięta jest w jego muzyce. Nawigując przez utwory pełne wolt, akcentów i spazmów, a zarazem konsekwentnie budujące napięcie, The Psychic Paramount tworzą też fascynującą przestrzeń poziomą, dzięki której oddziaływanie kolejnych utworów jest rosnącą funkcją wcześniejszych. Równocześnie, obnażają pustkę zarówno rockowych, jak i post-rockowych klisz. O ile na „Gamelan Into Mink Supernatural” zespół uderzał głównie gitarowym huraganem, to tutaj jest bezlitosny też w rytmicznej kanonadzie. „II” to doskonałe studium kontrolowanej agresji, zrealizowane przez zespół, w którym każdy muzyk jest równoprawnym elementem przeobrażającego się organizmu, zachowującym zarazem wyrazistą osobowość. Przy całych różnicach stylistycznych, od czasu „Carboniferous” Zu nie słyszałem tak bystrej i przekonywującej wizji ekstremalnego grania opartego na rockowym trzonie. Miazga.
[Piotr Lewandowski]