Od czasów pierwszej płyty Suicide wiadomo, że syntezator może być właściwym narzędziem desperackiej rewolty. Tryp, łódzka, przepraszam, supergrupa w składzie Marcin Pryt (19 Wiosen), Kuba Wandachowicz (CKOD, NOT), Paweł Cieślak (RADIEV) i Robert Tuta (Agressiva 69, NOT), podejmuje ten wątek z intensyfikowanej formie, z pozycji elektropunkowych, ale przesyconych nowofalowym chłodem i podrasowanych glitchami. Co więcej, przy straceńczej, bezkompromisowej narracji Marcina Pryta, Alan Vega wydaje się grzecznym młodzieńcem. „Patronująca” płycie historia łódzkiego szpitala psychiatrycznego „Kochanówka” spina ją klamrą i tworzy pewien parasol, pod którym materializuje się przejmująca opowieść pełna alienacji, zwątpienia i rozpaczy. Rozkrzyczane, poetyckie monodeklamacje Pryta pasują tu idealnie (gdyby było o butelkach z benzyną, nie dałoby się tego słuchać), a agresywna, zrytmizowana forma podkreśla jego atuty jako wokalisty (śpiewak z niego, przyznajmy, nieszczególny). Kilka utworów (Ślepa Ulica, Wędrówka Ludów) okazuje się całkiem przystępnych, wręcz przebojowych, co doskonale uzupełnia najbardziej chropowate momenty płyty. Która fascynuje tym, co niestety spotyka się coraz rzadziej – doskonałym pomysłem na album i konkretną, przemyślaną, lecz żywą formę. Choć Tryp daleki jest od stricte muzycznego nowatorstwa, jego mroczna, apokaliptyczna wizja jest tak przekonująca i komunikatywna, że z łatwością przymykamy na to oko.
[Piotr Lewandowski]