Scena nowojorska to niewyczerpane morze inspiracji dla muzyki świata. John Coltrane, Lester Bowie, Ornette Coleman, John Abercrombie, John Zorn, Fred Frith, Bill Frisell, Joey Baron, Dave Douglas, John Medeski – to nazwiska, których zainteresowanym muzyką niezależną nie trzeba przedstawiać. Przekopanie się przez ich dyskografie może zająć całe życie, ale Nowy Jork nie odpuszcza.
Kilka lat temu nowojorski The Hub nagrał w katowickim klubie Gugalander płytę live. Siedem lat później na festiwalu Jazz i okolice w klubie Hipnoza pojawił się zespół, który na pierwszy rzut ucha obudził wspomnienia tamtych lat. W trakcie koncertu okazało się, że grają organiczny, nowoczesny jazz, który wykorzystuje i nobilituje noise'ową estetykę, podnosząc jej wartość do rangi muzyki współczesnej. Rozmawiający ze mną perkusista Jason Nazary i saksofonista Travis Laplante nie kojarzyli The Hub. Jakież było moje zdziwienie, gdy po koncercie sprawdziłem obecny skład The Hub. Okazało się, że w 2010. roku ich saksofonistą jest Darius Jones, grający również w... Little Women! Jak widać, scena nowojorska działa tak prężnie, że muzycy grający w tym samym zespole nie kojarzą grup, w których udzielają się ich koledzy. A dziennikarze muzyczni nie nadążają za nieustającymi zmianami w jazzowym tyglu Wielkiego Jabłka.
Zapraszamy do lektury rozmowy z Little Women, którą przeprowadziliśmy przed majowym koncertem zespołu w Katowicach.
Jak się poznaliście? Czy przed Little Women graliście w innych zespołach? Czy graliście razem w innych zespołach?
Jason Nazary: Ja, Darius i Andrew przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku mniej więcej w tym samym czasie, Travis już tam mieszkał. Nasi przyjaciele powiedzieli nam o sobie i tak zaczęliśmy razem grać. Nie graliśmy razem w żadnym zespole. Little Women to nasz pierwszy wspólny zespół.
Travis Laplante: Jeśli chodzi o powstanie naszego zespołu, lubię posługiwać się metaforą umawiania się z kimś na randkę w ciemno. Byłeś kiedyś na randce w ciemno? W sytuacji, gdy twoi przyjaciele mówią ci: „Musisz poznać tę osobę! Na pewno się dogadacie! To będzie wyjątkowy związek!”. Coś podobnego stało się z nami, gdy zakładaliśmy Little Women. Moi przyjaciele mówili mi: „Travis, znam jednego gościa o imieniu Darius, który właśnie przenosi się do Nowego Jorku – musisz go poznać! Na pewno się dogadacie!”. Podobnie, kiedy Jason wprowadził się do jednego z moich bliskich przyjaciół, mówił on: „Musisz poznać mojego współlokatora, jesteście na tym samym poziomie” - oczywiście w wypadku Dariusa i Jasona chodziło o dogadanie się na poziomie muzycznym.
Wszystko powstało samoistnie, organicznie, niemal – nasi znajomi założyli ten zespół za nas. Mówili: „Na pewno się dogadacie, bardzo chciałbym usłyszeć was grających razem”, więc powstanie zespołu było naturalne, zeszliśmy się mniej więcej w tym samym czasie. Nasza czwórka nie grała wcześniej razem jako zespół. Co prawda poznałem naszego gitarzystę Andrew jeszcze w szkole średniej, graliśmy razem, ale nie widziałem go od wielu lat. Zatem powstanie Little Women było specyficznym połączeniem, wszystko stało się bardzo szybko.
Pochodzicie z Nowego Jorku. Czy czujecie związek z tamtejszą sceną jazzową, z całą jazzową tradycją NYC, czy podążacie własną, osobistą ścieżką?
Travis: Cóż, każdy z nas dorastał grając jazz, wszyscy byliśmy w jazzowych uczelniach, szkołach... Gdybyś poznał mnie – powiedzmy – dziesięć lat temu, grałem standardy, m.in. Giant steps, w zespołach swingowych grałem takie rzeczy jak kompozycje Tommy'ego Dorsey, Glena Millera, Woody'ego Hermana itp. Niektórzy ludzie, którzy – moim zdaniem – nie rozumieją naszej muzyki, szukają wymówki, by móc powiedzieć, że nie lubią naszej muzyki. Zwykle słyszymy: „Oni nie grają jazzu, nie kontynuują tradycji Coltrane'a (nieprzetłumaczalne na polski: they don't 'trane' – przyp. red.), nie mają szacunku dla tradycji” - ci ludzie nie mają pojęcia o czym mówią! Każdy z nas grał standardy przez lata, wszyscy jesteśmy po szkołach jazzowych i przetrawiliśmy jazzową tradycję od samych jej początków. W tej chwili podążamy własną ścieżką. Jestem przekonany o tym, że spłaciliśmy nasz dług względem jazzowej tradycji poprzez lata słuchania i grania klasyków gatunku, w tej chwili idziemy już w inne miejsce, używając doświadczenia nabytego podczas grania standardów oraz przede wszystkim – doświadczenia wynikłego z innych inspiracji.
Szczerze powiedziawszy, znam Waszą muzykę tylko z kilku fragmentów mp3, które są dostępne na Waszej stronie internetowej. Na pierwszy rzut ucha, skojarzyły mi się z innym zespołem z Nowego Jorku: The Hub. Z drugiej strony słyszę powiązania z włoską grupą Squartet. Znacie te zespoły?
Travis: The Hub? Możesz przeliterować tę nazwę?
H. U. B.
Travis and Jason (razem): The Hub? Nigdy o nich nie słyszeliśmy! Wybacz (śmiech).
Pochodzą z Nowego Jorku. Kilka lat temu nagrywali album live w klubie Gugalander w Katowicach. W ogóle nie kojarzycie tej grupy?
Travis: Ciekawe. Będę musiał to sprawdzić. Wybacz, nie znam ich (śmiech). Interesujące – fajnie, że podrzuciłeś nam kilka nowych zespołów. Będziemy musieli je sprawdzić. Ciekawy jestem kto gra w The Hub – może znam jakiegoś muzyka tej grupy?
Między innymi basista Tim Dahl...
Travis: Tim Dahl! Znam Tima, graliśmy razem w zeszłym tygodniu (śmiech wszystkich), ale The Hub nie znam. Kojarzę jego zespół Child Abuse.
W każdym razie... wymienione przeze mnie zespoły są utożsamiane ze sceną muzyczną nazwaną jazzcore. Czy czujecie jakiś związek z tą sceną? Słyszeliście w ogóle o takim terminie jak jazzcore?
Travis: Scena j.a.z.z.c.o.r.e.?!
Tak, swoisty melanż kilku gatunków: muzyki punk, hardcore i jazzu...
Travis: (śmiech) Nigdy o tym nie słyszałem... ale chyba wiem o czym mówisz.
Jason: Jest w Nowym Jorku kilka zespołów, z którymi czasem gramy, które podobnie jak my, używają estetyki punk i noise, by nimi improwizować, łączyć różne elementy, ale wydaje mi się, że robimy swoje, tworzymy naszą własną, osobistą muzykę, inne zespoły mają swoje cele w łączeniu tych gatunków, ale nie jest to jakoś bardzo powszechne. Ale czy rzeczywiście istnieje scena dla takiej muzyki?
Travis: Zdecydowanie istnieje wiele zespołów sceny fusion – w potocznym rozumieniu tego słowa - które łączą różne gatunki, jak mówiłeś: jazz i punk itp. W Nowym Jorku jest wiele zespołów, które tworzą muzykę w ten sposób. Uważam, że my niekoniecznie chcemy wbić się w tę scenę czy może raczej – w ogóle nie myślimy o tej scenie. Z tego co mówisz wynika, że jednak jesteśmy częścią sceny jazzcore, o której istnieniu nie wiedzieliśmy.
Nasz sposób na radzenie sobie z szufladkowaniem polega na graniu koncertów w różnych miejscach: klubach punkowych, jazzowych, festiwalach, gdzie jest prezentowana nowa muzyka. Nie chcemy tworzyć własnej sceny i postulatów: „Oto co robimy, a to są inne zespoły, tylko z nimi gramy koncerty, to nasza odrębna scena muzyczna”. Raczej próbujemy koncertować w różnych miejscach, by móc docierać do różnej publiczności.
Jason: W naszej muzyce są elementy wszystkiego, o czym mówisz: punku, jazzu, hardcore, noise'u. Dzięki temu, że gramy dla różnej publiczności, część osób, która np. słucha jazzu znajdzie w naszej muzyce inne aspekty. Wielbicieli muzyki punk i metalu będą mogli z kolei utożsamić się z siłą i energią muzyki Little Women.
Bobbie Gilespie na płycie Screamdelica Primal Scream przekazał publiczności następujący komunikat: „Dziś podczas słuchania naszego występu usłyszcie gospel/rhythm&blues i jazz/ale to wszystko tylko etykiety/my wiemy, że Muzyka jest Muzyką”, co miało być jego pochwałą eklektyzmu i protestem przeciwko szufladkowaniu muzyki. Czy to zdanie może być również Waszym przesłaniem, czy nie przeszkadza Wam, gdy ktoś ściśle określa Waszą muzykę, np. terminem jazzcore?
Travis: Wolałbym, by nasza twórczość była nazywana po prostu: muzyką – i to powinno dać ludziom do myślenia. Oczywiście rzeczywistość wygląda w ten sposób, że część osób, by posłuchać nowych rzeczy, musi mieć jakiś punkt odniesienia, by wiedzieć z czym mają do czynienia. My mamy właściwie odwrotny problem – ludzie nie wiedzą, co myśleć i mówić o naszej muzyce, próbują ją kategoryzować, ale nie potrafią. Nawet jeśli powiedzą: „To punkjazzmetalnoise”, będą to nadal cztery gatunki muzyczne, co de facto nie pomoże w zrozumieniu naszej muzyki. Ludzie mają problemy z opisaniem muzyki, którą gramy. Czasami – my również!
Pod koniec XX. wieku i przez pierwsze 10. lat XXI. wieku gatunki muzyczne się przemieszały. Mówiliśmy o nieszczęsnym terminie jazzcore, muzyka elektroniczna stała się częścią tzw. muzyki poważnej (Pierre Schaeffer, Karlheinz Stockhausen, Steve Reich, Olivier Messiaen), muzyka klasyczna inspiruje muzykę elektroniczą (Fennesz z Austrii, niemiecki twórca Sebastian Meissner znany jako Klimek lub Random Industries), muzycy rockowi improwizują, muzycy jazzowi inspirują się noise-rockiem i shoegaze'em. Czy dziś dzielenie muzyki na gatunki ma jakikolwiek sens? Czym dziś jest jazz?
Travis: Jest to trudne zagadnienie, ponieważ każdy z nas patrzy na jazz z innej perspektywy, właściwie termin „jazz” znaczy dla różnych osób co innego, co rodzi problemy. Część osób, które być może nie są muzycznie wykształcone, kiedy myśli o jazzie, myśli o muzyce bardzo konkretnej, specyficznej, w klimacie Kind of blue lub o czymś podobnym. To wszystko, co wiedzą o jazzie! Inni mają szersze spektrum, znają free jazz, fusion itp. Moje odczucie jest takie, że słowo „jazz”, recepcja słowa „jazz”, użyteczność tego terminu zależy od tego, z kim rozmawiasz. Jest to jedno słowo, ale bardzo skomplikowane, mylące, wprowadzające w błąd.
Czy improwizacja jest podstawą Waszej muzyki? Czy przed koncertem macie przygotowaną setlistę, tematy, czy improwizujecie w 100%? Czy przy komponowaniu muzyki, sporo o niej myślicie, czy jest ona przemyślana, wyważona, czy może – sporo improwizujecie, gracie impulsywnie?
Jason: Zazwyczaj na koncertach gramy suitę muzyczną, która umyślnie zawiera skomponowane partie, które otwierają się w kierunku kolejnych części, które z kolei drogą improwizacji mogą pójść w różnych kierunkach, ale wiemy jak zakończyć improwizowaną część, by przejść do następnej – skomponowanej. Nie mamy setlisty, zasadniczo gramy nieprzerwanie jedną suitę, w której sekcje skomponowane są stałe, części improwizowane ciągle ewoluują. Ciężko powiedzieć, jaki jest procentowy podział na improwizacje i kompozycje, być może jest to 50/50.
Travis: Intelektualny aspekt naszej muzyki pojawia się podczas komponowania. Nasza muzyka jest wyrafinowana – przynajmniej ja tak o niej myślę – i zaawansowana kompozycyjnie. Nie chodzi nam tylko o to, by zamknąć się w sali prób i wypruć flaki, wyrzucić na zewnątrz wszystko, co przyjdzie nam do głowy, nasza muzyka jest przemyślana. Gdy komponujemy, tworzymy sobie pewnego rodzaju przestrzenie dźwiękowe, które są przemyślane, wiemy, że to mocne dźwięki, które wywołają w nas emocje. Są to pewnego rodzaju iskry, które odpalamy podczas grania, by móc dojść do wspólnego punktu kompozycji, co jest bardzo inspirujące na poziomie emocjonalnym. Uważam, że nasza muzyka jest wyrafinowana, ale jest znacznie bardziej emocjonalna, niż inna muzyka skomplikowana do tego samego stopnia, co nasza. Porażką sporej części szczerze skomponowanej muzyki, szczególnie - skomplikowanej muzyki jest fakt jej przeintelektualizowania, brak emocji, tego rodzaju muzyka stymuluje tylko mózg. My staramy się komponować muzykę, która stymuluje całe ciało.
Niektórzy ludzie mówią, że jazz jest muzyką duszy. Czy Wasze dusze są tak skomplikowane jak Wasza muzyka?
Travis: Tak!
Jason: Zgodzę się z tym (śmiech).
Czy Wasz album Throat jest dostępny w Europie? Jeśli tak – gdzie?
Travis: Nasza płyta jest dystrybuowana w Europie, nasz wydawca AUM Fidelity dystrybuuje płyty na całym świecie, istnieje od dwunastu lat, ma dobrą dystrybucję. Istnieje też możliwość zamówienia płyty przez Itunes.
Jak Wam się podoba Jazz Club Hipnoza?
Travis: Jak do tej pory świetnie, rewelacja, pyszne jedzenie. Nie mamy się do czego przyczepić.
Dzięki za rozmowę.
[Łukasz Folda]