polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Radian wywiad z Martinem Brandlmayrem i Stefanem Nemethem

Radian
wywiad z Martinem Brandlmayrem i Stefanem Nemethem

Dla wielu przygoda z Radian zaczęła się podczas drugiej edycji Off Festivalu w Mysłowicach, kiedy dali jeden z najciekawszych koncertów tamtej edycji. Austriackie trio miało już wtedy na koncie 3 długogrające płyty. Po pięciu latach przerwy powracają z czwartym, rewelacyjnym krążkiem, „Chimeric”. To album nie tylko ciekawy pod względem muzycznym, ale też z uwagi na sposób, w jaki powstawał. Tuż po wydaniu krążka, rozmawiamy z dwójką muzyków z zespołu, Martinem Brandlmayrem i Stefanem Nemethem, którzy opowiadają nam dlaczego na „Chimeric” trzeba było tak długo czekać oraz jak ten album powstał. Już dziś śmiało można tą płytę wpisać w poczet najciekawszych wydawnictw minionego roku, a nam pozostaje czekać, aż wiedeńczycy odwiedzą także nasz kraj podczas zbliżającej się trasy koncertowej.

Minęło 5 lat od wydania waszego ostatniego albumu “Juxtaposition”, w tym czasie zrobiliście sobie także rok odpoczynku od grania na żywo. W ciągu istnienia waszego zespołu to najdłuższa przerwa między nagraniami albumów. Co odbyło się w tym czasie i dlaczego do nagrania nowego albumu potrzeba wam było aż tyle czasu?

[Martin Brandlmayr] Po ”Juxtaposition” doszliśmy do punktu, w którym nie do końca byliśmy przekonani, czy wciąż jest sens tworzyć jako Radian. Po określonych planach i kilku koncertach, zacząłem myśleć o wielu innych rzeczach. To nie był dobry znak, zwłaszcza dla mnie – to oznaczało, że potrzebna jest przerwa. Poza tym nie do końca mieliśmy sprecyzowany kierunek, w którym chcielibyśmy podążyć przy nagrywaniu kolejnego albumu. Można powiedzieć, że w pewien sposób w zespole zapanował kryzys, a po kilku dyskusjach doszliśmy do wniosku, że musimy zaktualizować koncept na wspólne granie muzyki. Potrzebne były nowe pomysły, część tego na czym się opieraliśmy trzeba było odrzucić i znaleźć nowe sposoby na komponowanie.
Ostatnie cztery lata pracowaliśmy osobno nad różnymi projektami, spotykając się od czasu do czasu, próbując grać przeróżne rzeczy. Przez takie eksperymentowanie zaczęły zarysowywać się szkielety nowych kompozycji, później po roku grania połączyliśmy to wszystko razem.

Opowiadacie o ”Chimeric”, że tworząc ten album chcieliście uciec od rutyny. Opowiedz proszę jak powstawał.

[Martin Brandlmayr] Ogromną różnicę między naszymi poprzednimi albumami a ”Chimeric” stanowił fakt, że w zupełnie inny sposób podeszliśmy do nośności dźwięku. Nagrywając używaliśmy wielu cichych dźwięków, które potem rozwijaliśmy i wzmacnialiśmy ich głośność. Na przykład bardzo delikatnie brzmiący werbel na którym graliśmy metalowymi miotełkami, nagrywaliśmy umieszczając mikrofon niezwykle blisko. W efekcie słuchając tego na komputerze, ujawnia się głębia tych dźwięków i mnóstwo detali, które w normalnych warunkach nie sposób zarejestrować. To było swego rodzaju mikroskopowe badanie dźwięków. W kawałku ”Chimera” pracowaliśmy w inny sposób nad spektrum dynamiki. Wzmocniliśmy głośność wzmacniaczy, dawaliśmy im feedback, pozwoliliśmy bębnom brzmieć potężnie i głośno, cymbałom lecieć przez cały pokój i uderzać z impetem i hałasem w podłogę. Staraliśmy się uchwycić granie na wysokim poziomie energetycznym oraz ciągłość struktury i planowania, a także złapać moment utraty kontroli nad instrumentami.

”Chimeric” to płyta bardzo spójna, ale powstawała na wiele sposobów. Z jednej strony nagrywaliście dłuższe fragmenty, które znalazły się na płycie. Z drugiej – podczas sesji live rejestrowaliście określone partie, które później edytowaliście i układaliście w zupełnie inny sposób. Czy tak faktycznie to wyglądało? Na ile płyta jest wynikiem pierwszego, a na ile drugiego sposobu rejestrowania muzyki?

[Martin Brandlmayr]
Skupialiśmy się przede wszystkim na uchwyceniu odpowiednich momentów, potem ustrukturyzowaliśmy materiał. To był raczej proces prostych i zaplanowanych akcji. Nagrania były analizowane, cięte na poszczególne sample i uporządkowywane na komputerze. Głównie ja się tym zajmowałem. Stefan [Nemeth – przyp red.] przerabiał dużo dźwięków przez swoje syntezatory. Edycja i proces przearanżowania materiału zajął 80 procent całego czasu produkcji materiału, ale obie części były ważne i w równym stopniu miały wpływ na to jak finalnie brzmi ”Chimeric”. Oczywiście są też utwory jak np. ”Git Cut Noise”, gdzie znalazły się dziko zagrane partie zniekształconej perkusji i gitar – to przykład czystego nagrania.


Po procesie edycji i aranżowania utworów na nowo mieliśmy bloki hałasu z jednej strony i partie ciszy lub spokojniejsze nagrania pomiędzy. Chcieliśmy więc połączyć te dwie części i ustrukturyzować je razem. To dwa pola przenikające się na „Chimeric”: spontaniczne, improwizowane struktury z jednej strony, a z drugiej zaaranżowane i pocięte partie ułożone w precyzyjny i analityczny sposób, tak aby nawzajem się dopełniały.

Czy nagrywając określone partie podczas sesji wiedzieliście w jaki sposób później połączycie je na płycie? Czy proces ten był intencjonalny czy do końca sami nie wiedzieliście jaki uzyskacie efekt?

[Martin Brandlmayr] Częściowo było to intencjonalne, częściowo nieoczekiwane. W naszych nagraniach było bardzo dużo improwizacji, więc przydarzyło się mnóstwo nieprzewidywalnych rzeczy. Jednak później bardzo dokładnie wybieraliśmy określone fragmenty przed ich zarejestrowaniem na płytę. Bardzo często wykorzystaliśmy je właśnie w taki sposób jak je nagraliśmy.

W takiej sytuacji zmienia się trochę rola kompozytora, który nie tworzy poszczególnych utworów od początku do końca, ale jedynie fragmenty, które łączy w inne kompozycje. Czy nie spycha to trochę jego pracy twórczej na dalszy plan? A może raczej ją re-definiuje?


[Martin Brandlmayr] W naszej muzyce nie ma jednego kompozytora, każdy z nas nim jest. Stefan zajmuje się głównie obróbką dźwięku, ja koncentruję się na strukturze kompozycji i procesie edycji – tworze dramaturgię między dźwiękami, a także między nagraniami i ciszą. Zespół to system, konstelacja między ludźmi, która ma silny oddźwięk w muzyce. Nie jesteśmy jakimkolwiek ensemble, który interpretuje muzykę napisaną przez kompozytora. Muzyka, która powstaje jest filtrowana i zatwierdzana przez każdego z nas.

Przy określaniu waszej muzyki wielokrotnie pada termin post-rock, który tak naprawdę pojawia się u was w znikomej ilości. Radian to jednak specyficzne połączenie metalicznych i mechanicznych dźwięków, brzmiących bardzo surowo i wręcz chłodno. Industrialny klimat części waszych utworów wydaje się być pozbawiony ludzkiego pierwiastka. Czy tak w istocie jest – jak to odczuwacie?

[Stefan Nemeth] Post-Rock to bardzo nieprecyzyjne określenie. Co powinno oznaczać? Powstaliśmy w okresie kiedy w Wiedniu zaczęło powstawać mnóstwo abstrakcyjnej i eksperymentalnej muzyki, to było bardzo inspirujące. Wydaje mi się, że ludzie używają określenia „post-rock” dlatego, że jesteśmy w Thrill Jockey - to nieprzemyślane uproszczenie. Oprócz muzyki elektronicznej mieliśmy odmienne podstawy muzyczne – od kompozytorów muzyki klasycznej po noise, rock czy muzykę improwizowaną, jednak industrial na pewno nie jest jej częścią. Muzyka Radian z jednej strony może brzmieć zarówno ciepło jak i chłodno. To tak naprawdę zależy od słuchacza i ilości przyjętych punktów widzenia.

W utworze zamykającym płytę – „Subcolors” – ogromną uwagę przyciąga wykorzystanie efektów przy grze na gitarze. Efekt jest rewelacyjny. Opowiedzcie na ile podczas tworzenia „Chimeric” gracie to, co faktycznie słychać, a na ile są to modyfikowane kompozycje, które w wersji finalnej odbiegają od oryginału?

[Stefan Nemeth] Większość partii gitarowych jest zmodyfikowana. Wykorzystuję efekt zniekształcenia i modulator kołowy, na dodatek czasami używamy preparowanej gitary – z tak prostym uzupełnieniem mogę stworzyć bardzo dużo.
Około 20 procent materiału jest przetwarzane przez analogowe syntezatory albo cyfrowe narzędzia. Generalnie jednak proces elektroniczny był na „Chimeric” sporadyczny, przede wszystkim wykorzystywaliśmy oryginalne nagrania i przetwarzaliśmy tnąc je i aranżując na nowo.

Jaka idea przyświecała tworzeniu Chimeric? Skoro to płyta pełna przeróżnych połączeń i dźwięków utrzymanych w rozmaitych nastrojach, może się wydawać że ilustruje ona muzyczny chaos – jaki jest więc do niej klucz?

[Stefan Nemeth] Chaotyczne pasaże które się tam znajdują są jak najbardziej celowe, zawsze zmierzają jednak do ustrukturyzowanej formy lub w niej biorą swój początek. Z pewnością nie jest to najprostsze w odbiorze, niektórzy będą musieli się wsłuchiwać uważniej. Było dla nas ważne, aby w przeciwieństwie do poprzednich produkcji ten album brzmiał nieco bardziej surowo, nieokiełznanie. Podkreśliliśmy energię brzmienia. To taka kontrolowana utratę kontroli, o której mówił Martin.

Tytuły waszych płyt są zazwyczaj dość dziwne ”rec.extern”, ”Juxtaposition”, ”Chimeric”. ”Rec.extern brzmi niczym nazwa wirusa, ”Juxtaposition” to przeniesienie elementów z pierwotnego w nowy kontekst natomiast ”Chimeric” zwłaszcza pod kątem utworu ”Chimera” oznacza twór złożony z komórek różnych genetycznie. W jakim stopniu według was te tytuły oddają istotę muzyki Radian, która wydaje się być takim specyficznym połączeniem jeśli nawet nie muzycznym mutantem...
 
[Stefan Nemeth] ”Chimeric” ma różnorodne znaczenia, ale wszystkie mają coś wspólnego ze sobą na gruncie biologii: coś nowego powstaje z części o różnym pochodzeniu. Najprostszym przykładem byłby gen, który jest ”sklejony”, składa się z dwóch innych różnych genów.

Potem mamy mitologiczną Chimerę - można znaleźć piękne obrazy tego stworzenia, które ma nogi, ręce i głowę, każde pochodzące od innego gatunku.
”Chimeric” można też rozumieć jako coś sztucznego, nieprawdziwego... coś co jedynie udaje że jest czymś, nie będąc tym. Można to traktować jako obraz, który przywołuje coś...czego w rzeczywistości nie ma. Ta nazwa nie ma być po prostu chwytliwa. Ma znaczenie. Otwarte, nie ukryte.

Czym muzyka Radian od nagrań studyjnych różni się na koncertach? Widziałem wasz występ 2 lata temu w Mysłowicach na Off Festivalu i zrobił na mnie ogromne wrażenie - to był najlepszy koncert tamtej edycji. Gracie utwory z płyt w oryginalnych wersjach? W wielu przypadkach wydaje się to chyba niemożliwe ze względu chociażby na improwizowane partie czy minimalistyczne fragmenty balansujące na granicy ciszy...
 
[Stefan Nemeth] Muzyka na żywo wymaga nieco innych właściwości, więc musimy przeprowadzić pewną selekcję, wybrać te utwory które może wykorzystać na żywo. Staramy się trzymać oryginalnego brzmienia naszych kompozycji, ale niektórych z nich po prostu nie da się zagrać w trójkę, albo najzwyczajniej nie pasują do sytuacji koncertu.

A na ile takiego minimalistycznego podejścia wciąż jest w muzyce Radian? Rzut oka na waszą dyskografię pokazuje, że najwięcej było go na pierwszych dwóch płytach, a kształt muzyki Radian zaczął ulegać zmianie od „Juxtaposition”. Od tego momentu wasze kompozycje są o wiele bardziej rozbudowane aranżacyjnie i brzmią potężniej...
 
[Stefan Nemeth] W chwili obecnej tego minimalizmu nie zostało już wiele. Jeśli mowa o pierwszych nagraniach... To jasne, one są zdecydowanie minimalistycznie. Wtedy, pomiędzy 1995 a 2000 utrzymanie utworów właśnie w takiej minimalistycznej konwencji było dla nas ważne, ale na chwile obecną staramy się od tego odejść. Może kiedyś do tego wrócimy, z innym, nowym nastawieniem. Wydaje mi się, że z każdym nowym albumem potrzebujemy nowego wyzwania. Czegoś, co możemy odkryć i rozwinąć. To jest właśnie nasza siła napędowa. Dzięki temu pozostajemy elastyczni.

[Jakub Knera]