Turntablista Philip Jeck powraca w wielkim stylu ze swoim najnowszym krążkiem "Sand". To kolejna płyta - jak muzyk zdążył nas przyzwyczaić - nagrana na żywo podczas jego koncertów. Jeck nakłada na siebie warstwy zapętlonych loopów generowanych na starych płytach winylowych odtwarzanych na gramofonach. Mimo dość ciepło brzmiącego tytułu, "Sand" to płyta spowita mrokiem, tajemniczością (co w zasadzie nie dziwi jeśli spojrzeć na jego dyskografię), z zaznaczonymi wyraźnie industrialnymi dźwiękami, znanymi z jego pierwszych płyt.
Jeck łączy te szorstkie tekstury z niewyraźnie zarysowującymi się partiami muzyki klasycznej, słyszalnymi gdzieś daleko w tle, pośród chropowatych powtórzeń i charakterystycznych dźwięków oraz przeskoczeń wydawanych przez gramofon przy odtwarzaniu płyt. Wiarygodności dodają pojawiające się momentami mechaniczne skrzypienia, które przez fakt zarejestrowania na żywo sprawiają wrażenie jakby Jeck grał w jakiejś starej, opuszczonej, industrialnej przestrzeni. Wklejone partie instrumentów klasycznych po pewnym czasie wychodzą na pierwszy plan w "Fanfares" gdzie pojawia się partia "Fanfares for the Common Man" z repertuaru Emerson, Lake and Palmer. Pozbawione gładkości dźwięki Jecka momentalnie stają się wtedy jakby bardziej przyswajalne, ludzkie, nadając muzyce podniosłości, rosnąc na tle zloopowanych, momentami łopoczących powtórzeń. Innym razem przechodzą w tło, stając się dźwiękowym kolażem, istniejącym gdzieś w oddali. Doskonałe jest ich zgranie z industrialnymi, nieco metalicznymi dźwiękami, które nawzajem się przenikają, czym Jeck udowadnia że wśród awangardowych eksperymentatorów wciąż ma głowę pełną pomysłów.
[Jakub Knera]